Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urok "krakowskich" skrzyń

Redakcja
Jerzy T. Paździułł

Malowane miliony

Jerzy T. Paździułł

Malowane miliony

Już od lat wielu zachęcamy do kupowania skrzyń, zwanych u nas "krakowskimi". Takich wielkich, zamczystych, malowanych zielono w czerwone kwiaty z różami i tulipanami na miejscu pierwszym.
Czynimy to więc od dawna i z pełnym przekonaniem, acz mniejszym skutkiem, sztuka, zwana "ludową" w niewielkiej bowiem jest u nas estymie. Dla tej też przyczyny odmieniamy nieco naszą argumentację: do dnia dzisiejszego tłumaczyliśmy bowiem, że owe skrzynie są ładne i wesołe, zaczem nadają się znakomicie do postmodernistycznych i rustykalnych wnętrz jako miły i oryginalny akcent plastyczny. I pożyteczny przy tym, no bo ileż w takiej skrzyni różności pomieścić można! Bardzo dużo. A w plotkach o płochych małżonkach nie tylko ich wiano, lecz również gach jakowyś w ich przestronnym wnętrzu mógł zażywać schronienia, albo ich dwu nawet, jeśli swawolna połowica w mężczyznach mizernej postury się kochała.
Tak więc było do dziś, bowiem - jako się rzekło - odmieniamy argumentację, za co nas etnografowie zapewne wyklną do dziesiątego pokolenia i dalej nawet jako heretyków tudzież odszczepieńców. Stwierdzamy bowiem z całą odpowiedzialnością, że geneza tych skrzyń tyleż ma z ludem wspólnego, ile jej mają ciupagi (toż to czekan!), góralskie zydle (renesansowe krzesło!), a nawet łowickie pasiaki, wzorowane na strojach Gwardii Papieskiej, projektu - jak powiadają, samego Michała Anioła! Czemu? Ano dla tej prostej przyczyny, że wieś naśladowała styl życia ziemiańskich dworów i plebanii po części, zaś te wzorowały się na magnackich zamkach, które dla odmiany szukały wzorców na monarszych pałacach, boć przecie wszystkie owe warstwy się ze sobą przenikały, zaś kultura zwykła iść z góry na dół; od zamożniejszych do biedniejszych, którzy się do nich upodobnić chcieli.
I tak arrasy i gobeliny zmieniły się w szpalery, zaś te w wełniane kilimy; jedwabne obicia i kurdybany w tapety, a świetne włoskie cassone, wzorowane nb. na starorzymskich sarkofagach - w skromniejsze malowane skrzynie, stojące jak Polska długa i szeroka w dworach i dworkach, skąd zostały przeniesione do wiejskich chat. Tak więc "ludowa" skrzynia należała do typowego umeblowania szlacheckiego dworu jeszcze w XVIII wieku, podobnie jak popularny na wsi "bambetel", czyli przyścienna skrzynioława z oparciami i podnoszonym siedzeniem, w której coś schować, a nawet spać można było po wymoszczeniu jej sianem. Toż bambetel przecież to potomek w prostej linii nie mniej od cassone _reprezentacyjnej _casapanca. Zwykle bogato rzeźbionej lub - podobnie jak cassone - intarsjowanej albo malowanej w frywolne sceny rodzajowe. Rozgrywające się często w renesansowym krajobrazie, z którego tylko zieleń i kwiaty w naszym, wstydliwym społeczeństwie pozostały.
Nie gardźmy więc naszymi "krakowskimi" skrzyniami, bowiem piękną mają i starożytną parantelę, zaczem w sarmackich domach III Rzeczypospolitej śmiało stać mogą.
Parę zaś takich skrzyń ma na składzie Dom Sprzedaży Aukcyjnej przy ul. Zamojskiego 52, tudzież inne antykwariaty. w cenach umiarkowanych, czyli nie przekraczających 400 zł. Tamże równie "ludowa" kołyska w stylu Ludwika XVI za 280, smukłe, secesyjne serwantki (jedna z witrażem) poniżej 2000 i niewiele droższa komoda biedermeier. Jesionowa, więc czysto polska lub nawet galicyjska, bo Austriacy i Węgrzy ciemne orzechy i mahonie ponad nasz piękny i jasny jesion przedkładali. Na koniec malowana kaseta śląska z datą _"1832" _i gotyckim napisem pod wieczkiem, obok którego stoi para "z epoki": ona w sutej sukni, on w bombiastym żakiecie i rozszerzającym się u góry cylindrze, czyli ubrany wg mody "dandy" jak Anglicy nazywali fircyków, elegantów i lwy salonowe, o których w dawnych czasach krążyła zagadka: jakie zwierzę ma ogon z przodu? Stopień trudności - naszych telewizyjnych quizów. Słowem - nic nowego pod słońcem.
Lecz jeśli już o salonach mowa: Galeria Artemis przy ul. Strowiślnej 21 wystawiała właśnie salonowe malarstwo Marii Kawalerowicz (1916-1996). Więc pogodne i bezkonfliktowe, lecz w pierwszym rzędzie dekoracyjne i dobre, bowiem w salonach nikt przecież knotów nie wieszał. Maria Kawalerowicz studiowała u Mehoffera, Pautscha, Sichulskiego i Dunikowskiego, cenił ją i lubi Weiss, a ona Pankiewicza. Została więc postimpresjonistką, lecz wolną od rygoryzmu, w jaki prąd ów popadł w latach powojennych, skutkiem czego jej sztuka jest żywa i prawdziwie barwna. Ceny - od 2200 do 9800 zł. Tematyka - taka jak u postimpresjonistów, czyli portret (w tym Józefy Singer, "Racheli" z "Wesela" bo rodzina Marii Kawalerowicz przyjaźniła się z Tetmajerami), pejzaż i martwa natura. Brak natomiast popularnego wśród postimpresjonistów aktu. A szkoda, bo salony zawsze akty lubiły. Tylko na ścianach, rzecz jasna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski