Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urok wierzgania

Redakcja
To największa satysfakcja: że zostawiam jakiś ślad, że ktoś podziękuje za imprezę, że dostanę list, że ktoś mnie pozna...

WALDEMAR BAŁDA

WALDEMAR BAŁDA

To największa satysfakcja: że zostawiam jakiś ślad, że ktoś podziękuje za imprezę, że dostanę list, że ktoś mnie pozna...

   Roman Kostyra nie lubi siedzieć w kącie, w cichości. Nie ukrywa, że woli ruch i gwar, kiedy wokół niego coś się dzieje. Lubi to, bo taki już ma charakter - a i energii dość, by obdzielić nawet kilka osób. Jednak nikt mu nie może zarzucić reklamiarstwa, przypisywania sobie cudzych zasług i cudzej pracy.
   Kostyrze takie paskudnictwo jest najzupełniej obce. Zresztą... Po co miałby podpinać się pod osiągnięcia bliźnich, skoro własnych ma tyle, że wystarczyłoby jeszcze dla kilku? To człowiek, który nie odcina kuponów od minionego, nie uprawia rentierstwa. Nie musi, bo rzeczywistość ma dla niego wciąż wystarczająco dużo uroku, gdyż każdego dnia stawia nowe wyzwania. I sama jest wyzwaniem dla kogoś, kto - jak on - wierzga przed szereg.
   Niespokojnym duchem był zawsze. Odkąd pamięta i odkąd - a stuknęło mu już w tej "branży" ćwierć wieku - działa na rzecz zachowania kultury ludowej. Założył na początek kapelę, aby przypominać urok tradycyjnej muzyki lasowiackiej, spod Nowej Sarzyny, i jednocześnie muzykę tę promować. Było mu mało. Wymyślił więc spotkania skrzypków ludowych "Maj-danówka", potem i poetów ludowych "Wrzeciono", a gdy taka szeroka działalność zaczęła powoli przerastać jego możliwości organizacyjne i gdy ze względów choćby finansowych wskazane było zaprowadzenie porządku w papierach, powołał Stowarzyszenie Folklorystyczne "Majdaniarze", noszące w nazwie imię jego rodzinnej wsi Majdanu Łętowskiego.
   I hula dalej: spotkanie skrzypków ma zasięg ogólnopolski, spotkanie poetów - międzynarodowy; do tego rok w rok organizuje imprezy mniej może głośne, nie mniej jednak ważne: w ostatni czwartek sierpnia integracyjne "Pożegnanie Wakacji" dla dzieci zdrowych i niepełnosprawnych (- Jak one pięknie śpiewają sto lat! - mówi z rozrzewnieniem), od sześciu lat urządza co trzeci tydzień "Czwartkowe Spotkania z Majdaniarzami", na które sprasza gości, którzy mają coś do powiedzenia w kwestiach, niekoniecznie znanych i poruszanych na co dzień.
   Wydaje ponadto miesięcznik "Kufer", prowadzi rzetelną kronikę dokonań "Majdaniarzy" (spisana jest już w 11 tomiszczach), rejestruje każdy występ kupioną na raty kamerą wideo (ponad 500 kaset w domowym archiwum, zajmującym całe piętro) i na taśmach magnetofonowych (ma ich przeszło 100), sprawuje nadzór nad zespołem "Sarzynianki", przygotowuje wielkie widowisko - sam napisał jego scenariusz - "Sarzyńskie wesele", studiuje, pomaga żonie w kwiaciarni, sam prowadzi firemkę zajmującą się sprzątaniem. Obowiązków jest też nie na jednego, ale ten 47-latek radzi sobie z nimi z podziwu godną sprawnością.
   Gdy go zapytać o zawód, odpowiada dumnie, że jest etnografem - etnomuzykologiem, ale zaraz dodaje, że naprawdę czuje się muzykiem ludowym (saksofon i gitara), zaś z wyuczonej profesji jest instruktorem praktycznej nauki zawodu muzyka po średniej szkole muzycznej w Jarosławiu. Studia równolegle w Lublinie i Tarnowie podjął nie w celu uzyskania wszechmocnego "papieru", ale dla własnej korzyści, potrzeby: aby więcej wiedzieć, więcej się nauczyć. Bo już dawno zrozumiał, że oryginalny folklor nie przetrwa - to nieuniknione - i że aby zachować z niego jak najwięcej w jak najlepszej formie, nie wystarczy chcieć: trzeba jeszcze umieć. A on chce umieć, on musi umieć. On jest - choć sam tego tak, Boże broń, nie nazywa - depozytariuszem bogactwa kultury ludowej, jej sukcesorem i kontynuatorem.
   Robi to wszystko, bo lubi, bo to istota jego życia. Nie zna pojęcia "nie można", nie rozumie stwierdzenia "nie da się". Szczególnie irytuje go, gdy takie sformułowania padają z ust zawodowych organizatorów życia kulturalnego, decydentów, odpowiedzialnych także za tę sferę życia. Uważa, że wszystko można, wszystko się da - trzeba tylko chcieć.
   - Gdyby było inaczej, już dawno byśmy założyli ręce - zapewnia. - Do 2000 r. wszystko fajnie szło, można było dostać jakąś pomoc, dofinansowanie kosztów organizacji imprez. Od trzech lat już jest źle - a mimo to wciąż się udaje, wciąż znajdują się ludzie, którzy pomogą, sami przyniosą coś np. na nagrody. To zapaleńcy, oni to robią z własnej potrzeby, bo tak w ogóle w Polsce jest coraz gorzej. Nie ma prawdziwego mecenatu kultury, nie ma jasnych reguł finansowania przedsięwzięć kulturalnych. Mógłbym np. starać się o pieniądze na szkolenia - bo na to są! - a wydawać je na imprezy folklorystyczne. Ale ja nie chcę kłamać...
   Kostyra uważa, że świat urzędniczeje, że coraz mniej jest w ludziach entuzjazmu, zbawiennego szaleństwa. Dlatego za swoją misję - choć to może za duże słowo - uważa przekonanie wszystkich, od wiejskich nauczycieli po hierarchów kościelnych, do działalności na rzecz kultury ludowej, do wyszukiwania rozmaitych muzykantów, rzeźbiarzy, hafciarek, zapoznanych poetów, do hołubienia ich talentów, doceniania.
   Nie lubi wielkich imprez, zwłaszcza muzycznych, z licznymi zespołami, bo wtedy daje się odczuć nieuchronne zróżnicowanie poziomu, wzajemne niechęci. Jest przekonany, że lepsze efekty przynosi urządzanie niewielkich, kameralnych spotkań, na których każdy wykonawca, każdy uczestnik może liczyć na staranne wysłuchanie, na poświęcenie mu uwagi. Małe uznanie jest ludziom potrzebne, wie o tym doskonale i dlatego wysyła każdego roku przed świętami do 400 kartek z życzeniami. Odpowiedzi skrzętnie przechowuje. Między nimi są wzruszające słowa wiekowego muzykanta, że dla otrzymania takich życzeń - znaku pamięci i dowodu, że jest się dla kogoś kimś wyjątkowym - warto żyć.
   - Ludziom teraz brakuje spotkań i kontaktów - przekonuje. - Taki świat się zrobił... Więc my, "Majdaniarze", będziemy im te spotkania robić, będziemy im umożliwiać nawiązywanie kontaktów.
   Robią to - na dużą skalę i na małą. Choć są kapelą sławną, nagradzaną, której poziomu artystycznego gratulowali utytułowani profesorowie, co rok przed Bożym Narodzeniem chodzą z kolędą po domach. Wybierają sobie w gminie Nowa Sarzyna miejscowość - w 2002 r. była to Tarnogóra i Sarzyna - a w niej tuzin domów, i odwiedzają je, jak przed laty bywało, z muzyką i stosownym śpiewem. Pieniądze, jakie ofiarowują im gospodarze - a wizyta "Majdaniarzy" to prawdziwy zaszczyt dla każdego - przeznaczają zawsze na pomoc dzieciom dotkniętym kalectwem.
   "Majdaniarze" występują w dwóch wcieleniach: jeden skład specjalizuje się w folklorze Lasowiaków, niegdysiejszych osadników z Puszczy Sandomierskiej, drugi Rzeszowiaków, mieszkańców okolic Rzeszowa - aż za Przeworsk. W obydwu grupach Kostyra śpiewa i pełni ważną rolę zapowiadacza: dlatego to takie ważne, że występy mają być zabawą, dobrą zabawą. Muszą słuchaczy zainteresować i wciągnąć.
   - Nic nigdy na siłę - podkreśla. - Na siłę niczego się nie osiągnie, a gdy się ludzi zainteresuje - można wiele. Ważna jest szczerość w tym, co się robi, otwartość na krytykę, na ocenę, na sugestię - i na ludzi. Zawsze trzeba się opierać na ludziach, bo ludzie docenią, gdy się coś robi uczciwie. Dla mnie to jest największa satysfakcja: że zostawiam jakiś ślad, że młodzież mi powie "dzień dobry", że ktoś podziękuje za imprezę, za występ, że dostanę list, że ktoś mnie pozna...
   Wtedy najmocniej czuje, że jego praca ma sens, że warto tak wierzgać, starać się. I wtedy wie, że dopóki sił starczy, będzie wierzgał. Tym bardziej że ma absolutnie niezawodne wsparcie w rodzinie: zresztą żona Barbara szefuje "Sarzyniankom", dwie córki też z nim muzykują (Kasia gra na kontrabasie, Łucja na cymbałach; obie śpiewają).
   Nieporozumieniem byłoby jednak stwierdzenie, iż Kostyra to taki "samotny biały żagiel", wojujący tylko z obojętnym światem: ma w swym archiwum także dowody uznania dla swoich osiągnięć, z wysoko cenionym Medalem im. Franciszka Kotuli na czele, z zeszłoroczną nagrodą Polskiej Fundacji Kultury nadaną za ratowanie kultury ludowej. Ma, to prawda, ale... on tego wszystkiego nie robi dla nagród. Na pewno nie dla nagród.
   Bo nagrody są jedynie miłym okraszeniem codziennych kłopotów, sympatyczną pamiątką i naprawdę niczym więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski