Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula Radwańska: Byłam wyczerpana, ale już wracam do zdrowia

Agnieszka Bialik
facebook
- Napisałam na Facebooku o tym, że choruję na mononukleozę, żeby hejterzy wiedzieli co i jak - mówi tenisistka Urszula Radwańska, która odpoczywała na Cyprze. Jak sama mówi, był to jeden z najgorszych sezonów w jej karierze, m.in. przez kontuzje.

– Agnieszka nie obroniła tytułu mistrzowskiego z ubiegłego roku z WTA Finals. W półfinale Andżelika Kerber była od niej zdecydowanie lepsza. Jak oceni Pani ten mecz?
– Angie była w niesamowitej formie! Cały sezon miała rewelacyjny. Agnieszce w tym pojedynku zabrakło chyba pomysłu na to, jak ją pokonać. Aga próbowała grać agresywnie, ale wtedy zdarzały jej się błędy.

– Agnieszka i Pani od juniorskich lat znacie się z Andżeliką i przyjaźnicie. Na turniejach razem spędzacie czas, jeździłyście na wspólne wakacje. Trudniej gra się przeciwko przyjaciółce?
– Staramy się oddzielać życie prywatne, przyjaźń i rywalizację na korcie. Każda z nas wychodząc na kort chce po prostu wygrać. Do zdobycia są tytuły, pieniądze. Nie patrzymy na to, kto stoi po drugiej stronie siatki. Przyjaźń idzie wtedy na bok. Gramy fair play, to ważne. Po meczu znów jesteśmy przyjaciółkami, nie gniewamy się o to, że jedna wygrała, druga przegrała. Krótko mówiąc, nie mamy z tym problemu.

– Andżelika Kerber kończy sezon jako numer 1 światowego tenisa, wicemistrzyni olimpijska z Rio, zdobywczyni dwóch turniejów wielkoszlemowych. A przecież przez kilka lat była w cieniu i Agnieszki, i m.in. Karoliny Woźniackiej. Spodziewała się Pani, że Angie może zajść tak wysoko?
– Każda z nas walczy o to, by wejść na szczyt. Pamiętam Angie od juniorskich lat, a później kiedy była 70-80. na świecie. Trudno było wówczas przypuszczać, że będzie numerem „1”. Pamiętam dobrze te czasy. Andżelika nie radziła sobie na korcie pod względem mentalnym. Szybko irytowała się niepowodzeniami, potrafiła się obrazić po porażce. Była kapryśna, nieprzewidywalna. Widać, że ostatnio zrobiła w tej kwestii ogromny krok naprzód. Uspokoiła się, panuje nad emocjami. Zeszczuplała, przez co lepiej porusza się po korcie. Poprawiła się technicznie, ale według mnie najwięcej dało jej właśnie wyprostowanie kwestii mentalnych, to, że uwierzyła w siebie. Bardzo zmieniła podejście do samej rywalizacji.

– Cieszą Panią jej sukcesy?
– Pewnie, że tak! To świetna dziewczyna! Mimo tych wielkich sukcesów, nie zmieniła się. W tym sezonie spędzałyśmy ze sobą mniej czasu, bo leczyłam kontuzję, grałam w innych turniejach, ale cały czas mamy kontakt telefoniczny. Angie zawsze odpisuje na moje sms-y.

– Co takiego więc ma Angie, czego brakuje Agnieszce, by wygrać turniej wielkoszlemowy?
– Trudne pytanie. Agnieszka cały czas pracuje nad techniką. Jest bardzo waleczna i ambitna. Jestem pewna, że nie spocznie, póki nie wygra turnieju wielkoszlemowego. Trudno powiedzieć, czy będzie to za rok, czy dwa.

– Ten sezon kończy Pani na 260. miejscu rankingu WTA. To najgorszy wynik od lat…
– I jeden z najgorszych sezonów w mojej karierze. Dużo się złożyło na tak niski ranking. Prześladowało mnie pasmo kontuzji. Już na początku roku do Australii poleciałam praktycznie z marszu. Nie przygotowałam się do sezonu tak, jakbym chciała. Miałam wtedy problemy z kolanem. Kiedy wydawało się, że wychodzę na prostą i forma rośnie, wtedy w Acapulco przydarzyła mi się kontuzja stawu skokowego. Skręcenie stawu zakończyło się operacją i trzymiesięczną przerwą w grze. Powoli zaczęłam dochodzić do siebie, straciłam start w Roland Garros i igrzyskach w Rio de Janeiro. Odpadłam w eliminacjach Wimbledonu. Praktycznie nie miałam w tym sezonie 2-3 pełnych tygodni, kiedy mogłam normalnie trenować. Przed US Open na turnieju w Stanford grało mi się nieźle. Wygrałam z Bondarenko, przegrałam w drugiej rundzie z Cibulkovą, ale po dobrym meczu. Wtedy znów nabawiłam się zapalenia ścięgna w stopie. Przed eliminacjami US Open źle się czułam. Szybko się męczyłam, nie miałam siły. Zdecydowałam się jeszcze polecieć do Azji, ale w Seulu po pierwszym secie nie mogłam już grać z wyczerpania. Wróciłam więc do Polski i zrobiłam badania. Okazało się, że mam wirus mononukleozy. Tę chorobę przechodziło już kilku tenisistów. Jej rozwojowi sprzyjają częste podróże, zmiany stref klimatycznych.

– Na profilu facebookowym napisała Pani, że kończy wcześniej sezon ze względu na częste kontuzje i chęć lepszego przygotowania się do sezonu…
– Tak było i wtedy pojechałam na urlop na Cypr. Nie poleciałam do egzotycznych krajów, bo byłam jeszcze osłabiona, chciałam wypocząć gdzieś bliżej. Znajomi zaczęli mi wysyłać sms-y, że pod moimi zdjęciami z wakacji pojawiły się złośliwe wpisy „że mam wieczne wakacje w tym roku”. Fala hejtu się wylała. Znajomi nie mogli pojąć, skąd w tych komentarzach tyle nienawiści i złości. No cóż, nie wiedzą, że każda osoba publiczna jest na to narażona. Generalnie się tym nie przejmuję, robię swoje, trenuję i tyle. Nie chciałam się chwalić chorobą, bo nie ma czym, ale napisałam na Facebooku o mononukleozie, żeby hejterzy wiedzieli co i jak.

– Jak teraz się Pani czuje?
– Chorobę mam za sobą. Za 2-3 tygodnie chciałabym rozpocząć treningi na korcie. Teraz najważniejsze jest przygotowanie fizyczne do sezonu. Ostatnio nie trenowałam, więc zostaje mi odbudowanie masy mięśniowej. Będę miała na to dwa miesiące.

– Ostatnio pochwaliła się Pani, że zaliczyła drugi rok na krakowskiej AWF kierunek: turystyka i rekreacja. Agnieszka jest w tym samym miejscu na studiach co Pani?
– Adze zostało jeszcze kilka egzaminów, myślę, że może zaliczy je jesienią. Jak widać nie próżnuję, mam nadzieję, że w tym roku zdam coś dodatkowo już z trzeciego roku. W wolnym czasie zadbałam o siebie. Czas dzielę teraz między Kraków i Warszawę.

– Myślała Pani o tym, gdzie rozpocznie nowy sezon?
– Na to na razie za wcześnie. Jest jeszcze sporo czasu. Z racji niskiego rankingu będę musiała szukać punktów w mniejszych imprezach rangi ITF. Australian Open raczej mam z głowy, nie dostanę się do eliminacji.

– Mówi się o tym, że Agnieszka być może tylko do końca roku będzie trenować z Tomaszem Wiktorowskim. Wie Pani coś o tym?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. U mnie w każdym razie pod tym względem bez zmian, trenuję z Radkiem Nijakim.

– Karolina Woźniacka mówiła na jednej z konferencji prasowych, że nie jedzie z Agnieszką na urlop, bo Aga planuje ślub…
– O tym też nic nie słyszałam (śmiech). Nawet jakbym coś wiedziała, to pewno nie powiem. O to trzeba pytać Agnieszkę.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Urszula Radwańska: Byłam wyczerpana, ale już wracam do zdrowia - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski