Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula Radwańska. Niesamowita afrykańska przygoda dała energię do walki o igrzyska

Rozmawiała Agnieszka Bialik
Urszula Radwańska po trudach długiego sezonu odpoczywała przez dwa tygodnie w Kenii
Urszula Radwańska po trudach długiego sezonu odpoczywała przez dwa tygodnie w Kenii Fot. Facebook/Ula Radwańska
Rozmowa. Krakowska tenisistka URSZULA RADWAŃSKA opowiada o minionym sezonie i planach na następny rok. Marzeniem młodszej z sióstr jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Wierzy, że jeśli tylko ominą ją kontuzje, to osiągnie swój cel i zagra w turnieju w Rio de Janeiro.

- Jak się udał urlop w Kenii?

- Świetnie! Była piękna pogoda, ponad 30-stopniowe upały. Przez te dwa tygodnie naprawdę odpoczęłam i przeżyłam przygodę, jaką na pewno jest safari. Z odległości metra widziałam lwy, słonie, strusie, żyrafy. To robi niesamowite wrażenie. Przez ten czas nie chciałam jedynie leżeć na plaży, czy chodzić po muzeach, ale też przeżyć coś niezwykłego. To się udało!

- Trudno nie wrócić choć na chwilę do wielkiego sukcesu Pani siostry. Wierzyła Pani, że Agnieszka może wygrać WTA Finals i zostać mistrzynią świata?

- Zupełnie się tego nie spodziewałam. Wierzyłam natomiast, że może wyjść z grupy. Po dwóch przegranych meczach widziałam, że Aga jest wyczerpana. Bezpośrednio przed Singapurem dużo przecież grała w Azji, wygrała dwa turnieje. Szczęście się jednak do niej uśmiechnęło i awansowała do półfinału, a później pokazała klasę. Potwierdziła, że zasłużenie jest tam, gdzie jest. Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon w trakcie turnieju, mówiła mi, że jest już padnięta, że już nawet nie trenuje, tylko odpoczywa po każdym meczu.

- Pani zakończyła sezon na 94. miejscu w rankingu WTA. Był finał w Stambule, a także kilka ćwierćfinałów innych turniejów. Jaki ocenić ten rok?

- Pierwsza jego połowa, do Stambułu, była udana. Nawet ten przegrany finał nie był zły w moim wykonaniu, po prostu rywalka była lepsza. W większości turniejów grałam od kwalifikacji, a wchodziłam do ćwierćfinałów. Później poleciałam na cykl turniejów do USA i Kanady, gdzie trzy razy przegrałam w pierwszej rundzie kwalifikacji. To trochę podcięło mi skrzydła, odebrało pewność siebie. Pojawiło się też pierwsze zmęczenie sezonem. Ogólnie jestem zadowolona, cały czas byłam w pierwszej setce rankingu. Wiem, że w styczniowym Australian Open zagram od razu w turnieju głównym.

- Rozpoczęła już Pani przygotowania do nowego sezonu?

- Trenuję od poniedziałku. Dwa tygodnie wakacji w Kenii i tydzień w domu zupełnie mi wystarczyły, by odpocząć. Najwyższy czas wrócić do treningów, bo za pięć tygodni są święta. Do Australii wylecę zaraz po nich, albo nawet w drugim dniu świąt. Na pewno będę chciała zagrać w dwóch turniejach przed Australian Open - w Sydney i prawdopodobnie w Auckland.

- Sezon zakończyła Pani na turnieju w Luksemburgu, kreczując z powodu kontuzji pleców w pojedynku ze Stefanie Voegele. Czy ze zdrowiem jest już w porządku?

- Raczej tak, kontuzja nie była groźna, to typowe przeciążenie sezonem. Bóle odczuwałam już od trzech tygodni, ale jakoś dawałam radę. Z urazem grałam m.in. w Tiencinie. Miałam tejpy na plecach, ale w Luksemburgu ból był już tak duży, że nie mogłam kontynuować gry. Na pewno nie pomogła mi nawierzchnia kortów w Luksemburgu, bardzo tępa, niekorzystna dla mnie. Skończyło się kreczem.

- Od dłuższego czasu zmaga się Pani także z alergią pokarmową i jest na diecie bezglutenowej...

- Ile ja już badań przeszłam! Ostatnio okazało się, że mam też uczulenie na krowie mleko. Na diecie bezglutenowej trudno mi przybrać na masie, nawet schudłam kilogram, ale przynajmniej nie mam już takich spadków energii jak wcześniej. Mam nadzieję, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

- Po prawie roku rozstała się Pani z trenerem Maciejem Domką, choć współpraca dobrze wam się układała. Skąd taka decyzja?

- Maciek to bardzo dobry trener i człowiek, nie mogę o nim powiedzieć złego słowa. Po prostu w pewnym momencie mieliśmy różne wizje mojej dalszej gry, różne spojrzenie na to czy tamto zagadnienie. Rozstaliśmy się w zgodzie i przyjaźni. Od poniedziałku trenuję z Radkiem Nijakim, ma 33 lata, też jest tenisistą. Nie znałam go wcześniej. Ktoś mi go polecił, mówiąc, że jest bardzo pracowity i na sto procent angażuje się w to, co robi. Na razie jestem zadowolona, zobaczymy, co będzie dalej.

- Jakie ma Pani sportowe cele na przyszły rok?

- Na pewno chciałabym zagrać na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. To byłaby wielka przygoda! Do końca maja muszę awansować w rankingu, na około 60. miejsce. To daje prawo gry w tenisowym turnieju olimpijskim. Zakwalifikowanie się do igrzysk to moje marzenie i priorytet na przyszły rok.

- Od kilku miesięcy Pani i Agnieszka mieszkacie oraz trenujecie w Warszawie. Chętnie przeprowadziła się Pani do stolicy?

- Nie, ale co mogę zrobić? Teraz najważniejszy dla mnie jest tenis, a w Krakowie nie ma gdzie potrenować na hard-korcie. W Warszawie nie ma z tym problemów, podobnie jak ze sparingpartnerami. Kocham Kraków, to moje rodzinne miasto. Mam tu rodzinę, przyjaciół, swoje ulubione kawiarnie i restauracje. Wiem, gdzie co jest, wszystko znam. Nie kręci mnie ten warszawski „wyścig szczurów”, szybkie tempo życia. To nie dla mnie, ale trzeba się poświęcić - tenis jest najważniejszy. Właściwie przypadkiem kupiłyśmy z Agnieszką mieszkania niedaleko siebie, trzy minuty jazdy autem. Wpadamy do siebie na kawę czy herbatę. Nie wiążę z Warszawą swojej przyszłości, zobaczymy, jak potoczy się życie.

- Gdzie spędzi Pani święta? Jaki prezent chciałaby Pani dostać?

- Święta obowiązkowo w Krakowie, z rodziną. Trudno wskazać jedną rzecz, którą chciałabym dostać. Mama zawsze coś ciekawego wymyśli. W nowym roku życzyłabym sobie przede wszystkim zdrowia. Jak ono dopisuje, nie ma kontuzji, to wtedy przychodzą wyniki. Jeśli tak się stanie, to będę szczęśliwa.

- Mama chwali, że ma Pani talent kulinarny...

- Gdy tylko mam czas, lubię sama coś ugotować. Na święta pewnie pomogę mamie upiec jakieś ciasto, najlepiej bezglutenowe, żebym też mogła je zjeść. Moim popisowym daniem jest łosoś w sosie teriyaki. Do tego sałatka z mango, awokado. Lubię tajską kuchnię, ale ona jest dość pikantna, więc stosuję jej łagodniejszą wersję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski