Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy zapomnieli o szkole na Ruczaju. Teraz walczą o nią rodzice [WIDEO]

Agnieszka Maj
W szkole przy ul. Skośnej od września będzie jeszcze więcej dzieci
W szkole przy ul. Skośnej od września będzie jeszcze więcej dzieci Fot. Adam Wojnar
Reportaż. Siedem godzin w zatłoczonej świetlicy, a potem lekcje do 18. Tak może wyglądać od września plan dnia najmłodszych dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 53 przy ul. Skośnej na Ruczaju. Rodzice oskarżają o zaniedbania władze Krakowa i dyrekcję placówki

Ewa Wodnicka, dyrektorka szkoły przy ul. Skośnej, wzdryga się na dźwięk dzwonka. – Teraz niech pani wyłączy nagrywanie, bo i __tak nie będzie słychać, co mówię – ostrzega, kiedy na początku przerwy, w dyrektorskim gabinecie próbuję nagrać jej komentarz.

WIDEO: Ewa Wodnicka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 53

Autor: Agnieszka Maj, Dziennik Polski

O hałasie w Szkole Podstawowej nr 53 na Ruczaju krążą już legendy. „Jeden wielki jazgot i hałas, dzieci starsze zwalczają młodsze, krzyk, popychanie, brak jakiejkolwiek organizacji czasu, brak miejsca do odrabiania lekcji” – tak rodzice opisują szkolną świetlicę w raporcie Ratuj Maluchy.

Rodzice boją się nauki na trzy zmiany
14 lat temu Szkoła Podstawowa nr 53 na Ruczaju miała zostać zlikwidowana, ponieważ było do niej zapisanych za mało dzieci. Ocalała dzięki protestowi mieszkańców.

Teraz klas pierwszych jest aż siedem. Ich liczba rośnie lawinowo. Jeszcze pięć lat temu udało się utworzyć tylko dwie pierwsze. – Dziesięć lat temu nikt nie przewidywał, że na __Ruczaju powstanie aż tyle nowych bloków. Każdy skrawek został zabudowany – mówi Ewa Wodnicka.

Za boomem mieszkaniowym nie nadążają władze miasta. Na Ruczaju za mało jest szkół i przedszkoli.

Dzieci z trudem się mieszczą przy Skośnej, a w przyszłym roku może tu być jeszcze gorzej.

WIDEO: Bogusław Strzopa, przewodniczący rady rodziców SP nr 53 przy ul. Skośnej

Autor: Agnieszka Maj, Dziennik Polski

Szkoła teoretycznie powinna przyjąć 400 nowych uczniów: tyle mieszka w jej rejonie. Już teraz jednak w placówce jest 710 dzieci, a perspektywa zwiększenia tej liczby przeraża rodziców i nauczycieli. – _Na zebraniu zorganizowanym przez dyrekcję szkoły dowiedzieliśmy się, że od września nauka może być na trzy zmiany. Oznacza to lekcje od godz. 7.10 do __18.30 _– mówi Dorota Tatarczuch, mama, której dziecko ma od września stać się uczniem pierwszej klasy w szkole przy ul. Skośnej.

Maluchy zaczynałyby lekcje po południu. „Zmęczone kończącym się dniem, hałasem i chaosem panującym w świetlicy, 6-, 8-letnie dzieci będą musiały rozpocząć naukę około godz. 15, przyswajać wiedzę i koncentrować się na szkolnych obowiązkach aż do godz. 18.50. System trójzmianowy stanowi problem nie tylko organizacyjny szkoły, ale przede wszystkim dezorganizuje życie i normalne funkcjonowanie rodziny. W takiej sytuacji kontakt rodzica z dzieckiem zostanie ograniczony do minimum” – napisali rodzice dzieci ze szkoły przy ul. Skośnej w piśmie do Katarzyny Cięciak, wiceprezydent Krakowa ds. edukacji.

Dyrektorka uspokaja, że nie będzie jednak aż takiego tłoku. W rekrutacji do klas pierwszych zgłosiło się tylko 124 dzieci. Reszta rodziców wybrała szkoły spoza rejonu, gdzie dzieci nie będą musiały uczyć się na trzy zmiany.

Nawet jednak przyjęcie 124 dzieci to dla szkoły problem. – Nie mamy tyle sal lekcyjnych, aby pomieści dodatkowe pięć klas – przyznaje Ewa Wodnicka.

Nawet więźniowie mają więcej miejsca
Szkoła nie cieszy się dobrą opinią wśród rodziców. Już dwa lata temu dostała negatywny komentarz w raporcie przygotowanym przez Stowarzyszenie „Ratuj Maluchy”.

Rodzice skarżyli się na zbyt małą świetlicę, w której na około 50 mkw. przebywa w szczycie 80–90 i więcej dzieci. „W tych warunkach nie ma mowy o jakimkolwiek odrabianiu lekcji, zabawie, zajęciach, po prostu jakiejkolwiek uporządkowanej działalności, panie muszą ograniczyć się w zasadzie do powstrzymywania chaosu, pouczeń, próśb o ciszę” –napisali rodzice.

Teraz jest tam jednak jeszcze gorzej. Choć świetlica została powiększona o drugą salę i liczy ok. 100 metrów, wpisanych jest na nią 380 dzieci. Dyrektorka zapewnia, że w najgorszym przypadku przebywa na niej jednocześnie około 100 dzieci. Oznacza to, że jedno dziecko ma do dyspozycji około metra kwartowego powierzchni.

Nawet na więźnia przypada większa powierzchnia, co najmniej 4 metry. A i tak są protesty, że to za mało __– zauważa Bogusław Strzopa, przewodniczący Rady Rodziców w szkole przy ul. Skośnej.

Świetlica jest zamknięta przed rodzicami, nie można do niej wejść. Jedna z mam musiała się tam jednak dostać, aby odebrać chore dziecko. – _Opowiadała potem, że dzieci są tam wywoływane do domu przez megafon. Hałas jest taki, że nie słyszała co do niej mówiła nauczycielka _– opowiada Dorota Tatarczuch.

Ewa Wodnicka twierdzi jednak, że megafon jest używany tylko na boisku, ale nie w budynku szkoły.

Tłok jest także na korytarzach, zwłaszcza w starej części szkoły. – _Z tego powodu dzieci wymyśliły żart o szkole – o tym, że nie można w niej zemdleć, bo jest taki ścisk, że nie da się przewrócić _– mówi Bogusław Strzopa.

Problemy są także z wychowaniem fizycznym. Szkoła ma tylko jedną salę gimnastyczną. To za mało, aby wszystkie klasy mogły mieć w niej gimnastykę. – _Gimnastyka w tej szkole wygląda więc tak, że dzieci zsuwają ławki w klasie i __poruszają trochę łapkami _– twierdzi Bogusław Strzopa.

Ewa Wodnicka tłumaczy jednak, że dzieci mają zazwyczaj zajęcia na boisku albo w sali gimnastycznej. Kiedy jednak pada deszcz, muszą ćwiczyć w klasie.

Dyrektorka uważa, że rodzice przesadzają z atakami na szkołę, a przewodniczący Rady Rodziców jest do niej uprzedzony. – _Mają pretensje o __wszystko, ostatnio dowiedziałam się, że nie podoba im się nawet to, że skończyłam Akademię Wychowania Fizycznego _– mówi dyrektorka.

Rodzice tłumaczą, że mają podstawy do tego, aby krytykować władze szkoły. –_ Na początku nie byłem uprzedzony do pani dyrektor. Ale kiedy na __wszystkie nasze propozycje dostawałem odpowiedź „nie da się”, to uznałem, że ta szkoła nie jest dobrze zarządzana _– tłumaczy Bogusław Strzopa.

Rodzice dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 53 przy ul. Skośnej boją się, że z powodu przepełnienia od września uczniowie będą tam przebywać w warunkach, które zagrażają zdrowiu i bezpieczeństwu. O tej sytuacji w szkole powiadomili rzecznika praw dziecka i Joannę Kluzik-Rostkowską, minister edukacji narodowej

Przerobią szatnie na sale lekcyjne
Rodzice mają pretensje do dyrektorki, że nie zrobiła nic, aby rozładować tłok w szkole. Proponowali, aby do budynku dostawiono moduły albo zostały wynajęte pomieszczenia w sąsiednim budynku kościelnym.

Takie propozycje nie zyskała jednak akceptacji dyrektorki ani magistratu. – Szukamy bardziej trwałych rozwiązań. Jednym z nich jest przebudowa szatni na sale lekcyjne – mówi Beata Tracka-Samborska, wicedyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta.

Dzięki takiemu remontowi od września mogłyby powstać trzy dodatkowe sale lekcyjne. Problem jednak w tym, że wtedy trzeba by dobudować budynek na szatnie. Korytarze są za wąskie, aby można było na nich ustawić szafki.

Tłok w szkole mogłaby rozładować budowa szkoły przy ul. Bartla. – Gdyby wszystko poszło zgodnie z __planem, szkoła byłaby już gotowa – mówi dyrektorka.

Magistrat chciał ją budować od 2009 roku. Potem jednak co roku była wykreślana z budżetu, bo zawsze były pilniejsze wydatki.Teraz nikt nie chce się przyznać do zaniedbań w sprawie szkoły przy ul. Bartla. Urzędnicy za stan rzeczy obwiniają dyrekcję szkoły, dyrektorka uważa jednak, że ona już dawno temu informowała magistrat o tym, że szkoła może być przepełniona. Nie czują się winni także radni. – _Zabiegałem o to, aby ta szkoła została rozbudowana, doszło do tego pięć lat temu _– mówi Mirosław Gilarski, radny wybrany z okręgu obejmującego Ruczaj.

Festyn szkolny bez nauczycieli
Rodzice oskarżają władze miasta o zaniedbania. Twierdzą, że choć urzędnicy mieli prognozy demograficzne i wiedzieli, jaka jest sytuacja na Ruczaju, jedyne, co zrobili, to zmniejszyli rejon szkoły przy ul. Skośnej, aby wpisało się do niej mniej dzieci. – _ Ludzie, którzy biorą pieniądze, aby dbać o zapewnienie dzieciom nauki w __ludzkich warunkach, nie zrobili prawie nic _– mówi Dorota Tatarczuch.

Bogusław Strzopa ma poczucie, że tylko rodzicom zależy na tej szkole. – _Tak wyglądało otoczenie budynku, zanim postanowiliśmy tam za __nasze pieniądze urządzić ogródek _– pokazuje zdjęcia Bogusław Strzopa.

Rodzice wpadli także na pomysł, aby przy szkole urządzić kompleks sportowy: boiska, bieżnię, tor do jazdy na rolkach. Zdobyli pieniądze na projekt i poszli z nim do prezydenta Jacka Majchrowskigo. – Prezydent był pod wrażeniem, że tyle włożyliśmy w to wysiłku. My się w tej sprawie spotkaliśmy z różnymi osobami 87 razy. Prezydent obiecał, że znajdą się pieniądze na tę inwestycje i tak się stało – opowiada Bogusław Strzopa.

Dwa lata temu rodzice zorganizowali na terenie boisk sobotni festyn. Nie przyszedł na niego żaden nauczyciel.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski