Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uśmiech żony

Redakcja
Dom jest duży i stoi jako przedostatni w szeregu sobie podobnych. Jest przyjazny, chociaż dość drogi w utrzymaniu.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Wprawdzie na początku naszej znajomości ciskał się i rzucał jak nieujeżdżony koń na rodeo, przeciekał z wierzchu i od spodu, a podmuchy wiatru bez kłopotu przedostawały się do środka przeciskając szczelinami pod parapetami okien, ale dzisiaj przyzwyczaił się do mnie, pogodził z losem i nawet piecyk gazowy przestał robić psikusy polegające na wyłączaniu się, gdy człowiek zażywa kąpieli pod prysznicem.

Żyjemy w zgodzie, starając się wzajemnie o utrzymanie w dobrym stanie. Brakuje nam jednak, i domowi, i mnie, ciepła nie mierzonego termometrem, lecz promieniującego od drugiego człowieka. Wypełnienie tej pustki wzięła na siebie moja żona pracująca w Warszawie i oddzielona od Rzeszowa pięciuset kilometrami szyn, po których coraz wolniej toczą się bylejakie pociągi z coraz wyższymi cenami biletów.

Jej pogoda ducha oddziałuje na otoczenie przejawiając ogromne możliwości budzenia przysypiającej materii. To właśnie dlatego przy każdej jej wizycie rzeszowska szeregówka, przeobraża się w ciepły dom, do którego tak chętnie wszyscy ciągniemy. Bo jak nie poddać się dobrze znanemu lekkiemu skrzywieniu warg ku górze i przelotnemu błyskowi w oczach, zapowiadającym szeroki i radosny uśmiech, porywający tych, co są świadkami (a rychło – uczestnikami) prawdziwej erupcji beztroskiej i żywiołowej radości. Przychodzą wprawdzie przyjaciele, też pełni radości, gotowi podzielić się informacjami krzepiącymi starszego pana, ale nawet najradośniejsza wiadomość pochodząca z kręgu znajomych nie daje tego, co promienny uśmiech żony rozświetlający najciemniejsze domowe kąty, któremu towarzyszy jej ciepłe i zatroskane spojrzenie.

Nawet w kuchni – prawdziwa rewolucja. Znikają gdzieś nieśmiertelne mrożonki o identycznym smaku, a ich miejsce zajmują pachnące potrawy "takie jak w domu”. Bo nareszcie jest dom! Prawdziwy, wymarzony, pełny, oddychający razem z jego lokatorami i - przede wszystkim – jasny i wesoły, gotowy do udziału w nowych planach podboju świata bez oglądania się na własną metrykę lub datę w dowodzie osobistym. W ślad za ożywiającym dom żoninym uśmiechem wkracza młodość, z tymi samymi radościami, jak przed półwieczem. I, co najważniejsze, pojawia się wszędobylska miłość, dodająca sił i tak bardzo słoneczna.

Dom odradza się i żyje wraz ze mną. W ogródku zakwitły pierwsze w tym roku krokusy. "Sąsiedzki” kot przeciąga się leniwie na słońcu. Już ciepło. Wszystko zaczęło się od zaledwie jednego, ciepłego, niewymuszonego uśmiechu, który podziałał na nas jak różdżka czarodziejska. Teraz nawet czas zaczął biec o godzinę szybciej. Mówią o nim "czas letni”. Czy znaczy tylko tyle?

Dziękuję Ci, Żono!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski