Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Utrwalone chwile

Redakcja
Fotografia fascynowała go zawsze, tak bardzo, że gdyby nie poświęcił się reżyserii, byłby prawdopodobnie fotografikiem. Miał wiele aparatów, od najstarszych, jak druh, zenit, poprzez małoobrazkową lustrzankę marki Minolta, aż po tzw. idiotę mju II i wreszcie ulubiony obecnie aparat cyfrowy olympusa. Efektem tej fascynacji jest nie tylko szafa pełna slajdów, negatywów i odbitek, ale także archiwum komputerowe z ponad tysiącem plików. Zdjęcia w komputerze są podpisane, opatrzone datą i uporządkowane. W szafie ze zdjęciami panuje bałagan. Autor nie ma czasu na ich inwentaryzację, na którą trzeba by poświęcić przynajmniej kilka tygodni.

Takiego mnie jeszcze nie znacie: ks. Krzysztof Orzechowski

   - Przewrót w technice fotograficznej, czyli przejście na fotografię cyfrową, jest niezwykle wciągający. Można samemu kadrować, montować, robić kolaże z różnych zdjęć. Zabiera to sporo czasu, ale daje wiele możliwości - mówi Krzysztof Orzechowski, reżyser, dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego. - Czegoś jednak mi żal. Wraz z nadejściem cyfrowej obróbki zanikła tajemnica tego fachu. Odeszła w niepamięć alchemia fotograficznej ciemni.
   Już w czasach licealnych zaczął poważnie zajmować się fotografią. Kupił stary powiększalnik, zdobył zegar ciemniowy, kuwety i maskownicę. Nocami, gdy dom zamierał, zamykał się w łazience i przy czerwonym świetle budził do życia kolejne obrazy.
   Niestety, zdjęcia, wykonywane amatorskim sprzętem, wówczas słabym technicznie, nie wychodziły zbyt dobrze. - Aby poczuć smak prawdziwej fotografii, trzeba było zdobyć aparat najwyższej jakości. To nie było łatwe. Należało mieć znajomego prasowego fotoreportera. Od niego można było na kilka dni nieoficjalnie pożyczyć dobry, redakcyjny sprzęt i poszaleć artystycznie - wspomina Krzysztof Orzechowski.
   I z takim właśnie pożyczonym dobrym czeskim aparatem marki Flexaret, a był to tzw. duży obrazek, czyli 6 x 9 cm, pojechał do domu rodzinnego, do Torunia, aby zrobić serię zdjęć starych ludzi, uwiecznić własne babcie. - Byłem tak zaaferowany sprzętem i fotografowaniem, że w trakcie pracy aparat upadł i wgięła się klapka jego wizjera. To było nieszczęście. Ile ja się naszukałem kogoś, kto mógłby to naprawić. W końcu się udało - wspomina Krzysztof Orzechowski.
   Jego pasja nie dziwiła nikogo w rodzinie. Wszyscy uznali, że wdał się w dziadka, toruńskiego kupca, który miał ekscentryczne, jak na przedwojenne lata i swój praktyczny fach, hobby: fotografowanie i filmowanie. To po nim odziedziczył wiele fotografii i ruchomych filmów, na których utrwalone zostały nie tylko ważne dla Polski wydarzenia historyczne, choćby uroczystości z Piłsudskim czy Rydzem-Śmigłym, ale także istotne momenty z życia dziadka, np. jego zagraniczne podróże.
   Krzysztof Orzechowski zarzucił jednak pracę w ciemni i obróbkę techniczną zdjęć. - A wszystko dlatego, że już wiedziałem, iż nie poświęcę się całkowicie fotografii. Teatr stał mi się bliższy. Wybrałem scenę, ale nawyk fotografowania pozostał - mówi.
   Fotografuje to, co mu się spodoba. - Interesuje mnie uchwycona chwila - stwierdza. Wśród jego zdjęć można odnaleźć serie portretów ludzi, zwierząt, niezwykłych kompozycji stworzonych przez naturę: roślina spowita pajęczyną, efektownie oblodzony krzak itp., serie pejzaży, a także cykle zdjęć reportażowych z różnych wydarzeń, np. z wyjazdu sprzed kilku dni ze spektaklem "Bułhakow" do Kijowa.
   W jego komputerowym archiwum znajduje się także seria zatytułowana "Maszkarony". To zdjęcia "brzydkie", pokazywane tylko najbliższym, przedstawiające ludzkie twarze uchwycone w niekorzystnych momentach: podczas jedzenia, snu, z grymasem ust, półprzymkniętymi oczami...
   Dwa lata temu do zbioru starych i nowych aparatów fotograficznych dołączyła nowa zabawka, kamera cyfrowa marki Canon. - Fantastyczne, że można samemu montować filmy, ale jest to ogromnie czasochłonne - mówi Krzysztof Orzechowski. Do tej pory nakręcił sześć filmów. Są to 15-minutowe dokumenty, np. o pikniku, który rokrocznie organizują w Dobrzykowicach pod Wrocławiem fani filmów "Nie ma mocnych", "Sami swoi" i "Kochaj albo rzuć". Ostatni film, z Ogólnopolskiego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki dla osób niepełnosprawnych, prowadzonego przez Annę Dymną na Rynku w Krakowie, czeka na zmontowanie.
   Najbardziej zadowolony jest z filmu o Bukowinie, będącego rezultatem samotnej podróży w góry, jedynego obrazu z wmontowaną muzyczną ścieżką dźwiękową - koncertami brandenburskimi Bacha. Barokowa muzyka doskonale pasuje do śnieżnych pejzaży. Film rozpoczyna się sceną z podróży. Widzimy obraz drogi filmowany z jadącego samochodu, który z ośnieżonej szosy wjeżdża na podwórze.
   - Nie mam kierowcy. Sam prowadziłem wtedy samochód i jednocześnie filmowałem - śmieje się Krzysztof Orzechowski.
   W filmie znajduje się wiele ujęć górskich pejzaży, ale nie brakuje też scen dynamicznych, jak chociażby wyścigu kumoterek. Ujęcia są różnej długości. - Kiedy po krakowskiej szkole teatralnej, gdzie miałem również wykłady ze sztuki telewizyjnej i filmowej, zacząłem reżyserować pierwsze programy telewizyjne, operator, który wtajemniczał mnie w zawód, mówił: "Teraz w filmie nie obowiązują żadne zasady, prawidłowe jest to, co się tobie podoba". Dlatego nie śledzę filmowych mód, ale robię film tak, jak wydaje mi się, że jest najpiękniej - dodaje.
   Do obróbki zdjęć nieruchomych używa przede wszystkim programu komputerowego Camedia Master. - To najbardziej przejrzysty amatorski program i bardzo prosty w obsłudze - mówi Krzysztof Orzechowski. - Na bardziej profesjonalne, typu Photo Shop, nie mam po prostu czasu. _Do montażu ruchomego służy mu Pinacle Studio. - Mam ten program w teatralnym komputerze. Gdy zdarza mi się w ciągu dnia godzina lub dwie przerwy, czyli za mało czasu, by pojechać do domu, wykorzystuję go na montaż filmów. To wspaniały relaks.
   Krzysztof Orzechowski chciałby kupić cyfrowy aparat fotograficzny lepszej jakości, ale także pojechać w egzotyczną podróż. - _Fascynuje mnie Daleki Wschód, także Ameryka Południowa. Nigdy tam nie byłem. Wierzę, że stamtąd przywiózłbym wiele wspaniałych zdjęć. Przede wszystkim zdjęć, bo tak naprawdę nie lubię poznawać świata przez okular filmowej kamery
- mówi.
AGNIESZKA MALATYŃSKA-
-STANKIEWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski