Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwaga, pijany Anglik!

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Piją na umór, paradują po ulicach w damskich ciuchach i biegają nago po Rynku. Wraz z rozpoczęciem sezonu turystycznego do Krakowa wracają robotnicy z Wielkiej Brytanii.

Fot. Anna Kaczmarz

„Siedzi sobie człowiek spokojnie w knajpie, pije browarek, a tu wpada banda Anglików. Krzyczą, rozsypują cukier, rozlewają piwo, wydaje im się, że są sami na świecie i psują cały nastrój. Lokal pustoszeje i zostają sami Anglicy...” pisze jeden z internautów.

Z Anglikami Kraków ma problem od kilku lat. Upodobali sobie miasto z kilku powodów: docierają tu tanie linie lotnicze i można szaleć przez całą noc za niewielkie pieniądze. Kilka lat temu głównym miejscem ich przyjazdów była Praga, ale do Krakowa mają bliżej.

Na turystów z Wielkiej Brytanii alergię ma sprzedawca precli z Rynku Głównego – Niech pani tu kiedyś przyjdzie o 6 rano. Zobaczy pani, jak wygląda Rynek po ich balandze. Jakby ktoś wszystkie śmieci ze śmieciarki wysypał – _mówi. _Ulice pokryte są potłuczonymi butelkami, wszędzie walają się papiery i niedopałki. 

Kazimiera Rogozińska, kwiaciarka, która od ponad 30 lat pracuje na Rynku Głównym, nic do Anglików nie ma. Wręcz przeciwnie, lubi ich za poczucie humoru. – Pożartują, pośmieją się, nie tak jak Polacy _– _wszytko na poważnie – mówi.

Ekscesy Anglików kwituje uśmiechem. Na przykład takie, jak paradowanie nago po ulicy w biały dzień. Jeden z Anglików założył się, że przebiegnie bez ubrania dookoła Rynku Głównego. I wygrał. Jego rundka nie wywołała zresztą zgorszenia. – Mało kto ją zauważył. A ci co zauważyli, tylko się śmiali. Nawet strażnicy miejscy nie zareagowali – mówi pani Kazimiera.

Inny Anglik na golasa przejechał po Rynku w dorożce. Zwykle jednak wieczory kawalerskie spędzają w ubraniach. Przebierają się za członków mafii, gangsterów, za kobiety. Wciskają na siebie zbyt małe sukienki, zakładają sztuczny biust i buty na obcasach.

Kiedyś jeden z Anglików paradował w damskim bikini. – U siebie by się tak nie ubrał – skwitowała spokojnie jedna ze starszych pań.

Jak robotnicy z Ursusa

Zazwyczaj przyjeżdżają już w czwartki, po południu słychać ich śpiewy na całym Rynku. W niedzielę wracają tanimi liniami, w poniedziałek idą do pracy. – Mnie się podoba takie wyszumienie się przed ślubem. Kiedy mają szaleć? Potem już nie będą mogli – mówi pani Kazimiera.

Jej entuzjazmu nie podzielają właściciele lokali, gdzie Anglicy tłuką szkło, sikają do kufli i demolują ubikacje. Na kilku pubach wiszą kartki z informacją, że nie można w nich organizować wieczorów kawalerskich: „no stag party”.

To jednak nie są powszechne ograniczenia. – Tak naprawdę większość chce wyciągnąć z Anglików co się da – zauważa sprzedawca precli.

Powstała nawet specjalna strona internetowa specjalizująca się w organizacji wieczorów kawalerskich w Krakowie. W ofercie ma strzelanie z kałasznikowa, zabawę w night clubie, zorbing i przejażdżki quadem.

Internauci narzekają, że Anglicy przyjeżdżają tu na tani podryw. „Kilka weekendów temu byłem ze znajomą w pewnym lokalu w centrum, Anglików było dość dużo, wystarczyło wyjść dosłownie do baru na trzy minuty, by została obstąpiona z propozycją „fuck”.
Inni tłumaczą, że to specyficzna grupa, „londyńskie robole, przepraszam za wyraz, z doków. Ich historia Krakowa, historia i przyszłość nie interesuje, dla nich to miejsce gdzie są tanie knajpki, laseczki do poderwania. Pochodzę z okolic Warszawy, a właściwie z samej Warszawy, przez lata liceum jeździłem do i ze szkoły pociągiem tą samą trasą, którą wracali robotnicy do warszawskiego Ursusa. Powiem wam – to dokładnie to samo” pisze jeden z internautów.

Krakusi proponują, aby angielskich rozrabiaków poznać z polskimi kibolami. „Trzeba zrobić jakieś wycieczki do Huty, włożyć na nich koszulki Wisły i niech się bawią...” pisze internauta.

Władze miasta nie mają na nich sposobu. – Nie możemy zabronić im przyjeżdżać, możemy tylko nie zachęcać. Nasze działania promocyjne idą w zupełnie z innym kierunku. Będziemy promować się m.in. jako miasto nowych, ciekawych muzeów i turystyki religijnej – mówi Filip Szatanik, rzecznik magistratu.

Urzędnicy liczą także na przyciągnięcie do Krakowa turystów z innych krajów, którzy mają opinię spokojnych. - Niemcy mają porządek we krwi, ale tego też wymagają od innych.  Czasami zmawiają wiązankę czy wieniec na określoną godzinę. I wiem, że ma być gotowe punktualnie, bo jak się spóźnię o minutę, to odejdą i nie zapłacą – mówi Kazimiera Rogozińska.

O Amerykanach może powiedzieć tyle, że lubią rozmawiać o pieniądzach. – Kiedyś jeden z nich zaczął użalać się, jak oni ciężko mają, bo są problemy z bankami, a u nich wszyscy mają kredyty – opowiada pani Kazimiera.

Pani Róża, która handluje pamiątkami na Rynku najbardziej zapamiętała Amerykanina, który z Polski wyjechał jako małe dziecko. Z Krakowa miał takie wspomnienia, że bardzo prosił mamę, aby kupiła mu na Rynku glinianego ptaszka, do którego wlewa się wodę. Nie miała pieniędzy. Kiedy po kilkudziesięciu latach przyjechał do Polski, kupił sześć glinianych ptaków. – _Dam po jednym każdemu z moich wnuków. Ja niedługo umrę. Chcę, żaby pamiętali dziadk_a – powiedział.

Co czwarty turysta to Anglik

Jak wynika z badań ruchu turystycznego, najwięcej gości zagranicznych przyjeżdża do Krakowa z Wielkiej Brytanii. Taka tendencja utrzymuje się od kilku lat. W ubiegłym roku Anglicy stanowili 26 proc. wszystkich zagranicznych turystów. Liczba ta znacznie wzrosła od 2003 roku, wtedy wynosiła niecałe 10 proc.

Nawet z sąsiednich Niemiec przyjeżdża do Krakowa znacznie mniej gości - to tylko 11 proc. Na trzecim miejscu są Włosi (9 proc.), na czwartym Francuzi, a na piątym mieszkańcy USA.

„Po trzech kolejnych latach wyraźnie widać, że rynek przyjazdów z Wielkiej Brytanii okazał się być niewrażliwy lub mniej wrażliwy na problemy światowego kryzysu gospodarczego. W dalszym ciągu wiążemy ten efekt z dużą nową diasporą polską w Wielkiej Brytanii i promocją naszego kraju wśród brytyjskich znajomych i przyjaciół. Swój udział w sukcesie tego rynku mają niewątpliwie również niskobudżetowi przewoźnicy lotniczy operujący na tym kierunku” piszą autorzy raportu wykonywanego co roku na zlecenie Małopolskiej Organizacji Turystycznej.

Brytyjczycy, którzy do nas przyjeżdżają to także osoby polskiego pochodzenia. Przyznaje się do niego 20 proc. odwiedzających nasze miasto Anglików. Tyle samo przyjeżdża do nas Amerykanów z polskimi korzeniami.
„Głównym udziałowcem rynku podróży polonijnych w 2010 roku okazała się w Polonia z Wielkiej Brytanii, chociaż Stany Zjednoczone (łącznie z Kanadą) w dalszym ciągu utrzymują stabilny, prawie 20 proc. udział. Główni udziałowcy z rynku europejskiego (kolejno: Wielka Brytania, Francja, Niemcy) tworzą bardzo mocną, ponad 40 proc grupę” piszą autorzy badań.

Turyści z Wielkiej Brytanii jako cel główny pobytu w Krakowie podają „zwiedzanie zabytków” (35 proc.), na drugim miejscu znajduje się „rozrywka” (32 proc.), na trzecim „wypoczynek” (16 proc). Na czwartym pojawiają się „odwiedziny krewnych i znajomych” z wynikiem prawie 7 proc.

Brytyjczycy wydają u nas jednak mniej niż inne nacje. Najhojniejsi okazują się obywatele Kanady (ponad 2 tys. zł na osobę), Turcji (ponad 1,6 tys. zł na osobę), Norwegii (ponad 1,3 tys. zł na osobę),Szwecji i Francji (ponad 1,2 tys. zł na osobę). Dopiero po nich są mieszkańcy Wielkiej Brytanii (ponad 1,1 tys. zł na osobę), Belgii (prawie 1,1 tys. zł na osobę) oraz USA (ok. 1,0 tys. zł na osobę)

Dzięki turystom z Anglii władze miasta uświadomiły sobie, jak ważną pozycję mieście zajmuje rozrywka. „Można przyjąć, że jest to szczególna sfera usług w Krakowie, z której korzystają i dobrze ją oceniają generalnie wszyscy odwiedzający miasto goście, tak zagraniczni jak i krajowi. Należy zwrócić uwagę, że w 2010 roku z oferowanej w mieście rozrywki równie chętnie korzystali goście zagraniczni jak i krajowi, podobnie oceniając poziom oferowanych usług” piszą autorzy raportu.

Puby i restauracje okazują się kolejnym atutem turystycznym Krakowa. Są chętnie odwiedzane i bardzo dobrze oceniane przez turystów zagranicznych i krajowych (bardzo dobre oceny przyznało im ponad 80 proc.) „To pozytywna informacja, zważywszy na preferowane sposoby spędzania wolnego czasu, w których obok spacerów po mieście dominują pobyty w lokalach gastronomicznych. Utrzymywanie dobrego poziomu usług jest dla Krakowa bardzo istotne”  zauważają autorzy raportu.

Agnieszka Maj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski