MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uwagi naszych Czytelników dotyczące parkowania w Krakowie

Redakcja

Dzień dobry po raz kolejny,

jeżdżąc po Krakowie nie trudno zauważyć, że na niektórych ulicach dwukierunkowych parkują samochody z obu stron jezdni przez co jest ona na tyle wąska, że robi się trudno przejezdna i tworzą się niejednokrotnie zatory pomimo, iż nie są to główne arterie. Przykładem jest ul. Łukasiewicza w Krakowie na wysokości Geofizyki. Może warto by ustawić tam znak "zakazu zatrzymywania i postoju" również na choniku po stronie właśnie geofizyki.

pozdrawiam
Krzysztof

Wojna o miejsce parkingowe

Chciałbym dodać swoich kilka groszy jako że od dawna obserwuje zmiany jakie zachodzą w centrum w godzinach szczytu. Jak nie trudno zaobserwować w ciągu dnia chętnych na miejsce parkingowe jest znacznie więcej niż samych miejsc, gdyby przeprowadzić badania dotyczące procent aut zaparkowanych prawidłowo to otrzymalibyśmy gdzieś pół na pół. Okazuje się bowiem że w miarę potrzeby kierowcy "rozciągają" ilość miejsc parkingowych do potrzebnej ilości. Masowo parkują przy skrzyżowaniach, tarasują nieraz całe chodniki, omijają szeregi słupków i parkują tuż za nimi (codzienna scena pod Filharmonią jak i na łuku Gertrudy przy wlocie Dominikańskiej), parkowanie równoległe zamieniają na skośne czy nawet prostopadłe, ofiarą padają nie tylko chodniki ale tez ścieżki rowerowe, zieleńce, wjazdy do bram a także pasy ruchu. Jakże często widać ludzi, którzy z uśmiechem i przekonaniem że "im się należy" zostawiają swoje ukochane auto na światłach awaryjnych i spokojnie załatwiają swoje sprawy. A jeśli ktoś w rodzinie jest inwalidą i może załatwić im plakietkę, stają się całkowicie bezkarnymi "przekręciarzami", korzystającymi z luk prawnych i niedopatrzeń Straży. W taki właśnie bardzo egoistyczny sposób rozszerza się miejsca parkingowe o miejsca należące się innym uczestnikom ruchu, przestrzeń publiczna i chodniki kurczą się do marnych rozmiarów, stąd też Krakowianie nie postrzegają ruchu pieszego jako atrakcyjnego sposobu przemieszczania się, faktycznie kto by chciał na własne życzenie przeciskać się między zaparkowanymi naprędce autami?

Jako że sprawa wydała mi się zasadniczo zawiniona przez brak inicjatywy społeczeństwa postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i atakować z jednej strony ZIKiT o ustawianie słupków blokujących parkowanie w miejscach niedozwolonych, z drugiej straż miejską telefonami o źle zaparkowanych pojazdach których kierowców należy przykładnie ukarać, gdyż jak wiadomo żaden przepis bez egzekwowania nie ma prawa bytu. Jednak spotkałem się z oporem i betonowym murem nie do przejścia, gdyż jak się ukazuje ani straż ani ZIKiT nie mają zamiaru nic z tym okropnym bałaganem robić, gdyż obie instytucje, działające pod zwierzchnictwem tej samej osoby prezydenta, nie są w stanie współpracować ze sobą na tym szczeblu (o ile na którymś są w stanie). Wysłałem sporo listów do ZIKiT z prośbą o ustawienie słupków (nie ma się czego wstydzić, osłupkowane są najpiękniejsze miasta Europy jak Paryż czy Mediolan) w kilku tylko miejscach, w których dochodzi do jawnego nadużycia prawa i gdzie przestrzeń parkingowa jest notorycznie rozciągana powyżej dopuszczalnej normy. Ale ZIKiT zdaje się na wszystkie pytania mieć jedną odpowiedź, "nie ma pieniędzy w budżecie". Zastanawiam się więc ile wynoszą koszty postawienia jednego słupka? Najwidoczniej zbyt dużo a przynajmniej znacznie więcej niż opłacanie Straży Miejskiej, gdyż do niej właśnie odsyła ZIKiT w przypadku naruszenia prawa. Jednym słowem jedna instytucja miejska odbija piłeczkę do drugiej.

Druga zaś nawet nie trudzi się z odbiciem piłeczki z powrotem. Żeby w ogóle dodzwonić się chociażby do dyżurnego należy nieraz poświęcić 5 do 10 minut czasu. Dziękuje więc Bogu że dzwonię jedynie z chęci poprawy tej trudnej sytuacji a nie ze względu na faktyczne zagrożenie. Jeśli już uda się dodzwonić do dyżurnego, ten przekieruje mnie do innego dyżurnego odpowiedzialnego za określony obszar. Tutaj znów pojawia się zagrożenie długiego oczekiwania. Jeśli dzwonię poza godzinami szczytu to zazwyczaj udaje mi się nareszcie zgłosić problem. Ale tutaj trudności się nie kończą a właściwie dopiero zaczynają, gdyż w większości przypadków dyżurny nawet nie ukrywa faktu, że zajęcie się zgłoszeniem będzie mieć miejsce kiedy zwolni się któryś patrol a to może mieć miejsce dopiero za ok.2 godziny. Tymczasem jednak zbiera szczegóły dotyczące naruszenia prawa. Dochodzi tutaj do różnego interpretowania przepisów, gdyż jeśli chcę zgłosić że "samochód nie zachował prawidłowej szerokości chodnika", czyli prawnego 1,5 metra, to atakuje mnie pytaniem "ale całkiem blokuje czy da się przejść". Odpowiadam więc zgodnie z prawdą że zostawiono gdzieś pół metra więc jeden człowiek się przeciśnie, ale człowiek z wózkiem lub na wózku już całą pewnością nie". Zostaje więc poinformowany że sprawa nie jest pilna więc patrol pojawi się w czasie bliżej nieokreślonym. No i jak tu nie rozciągać miejsc parkingowych? 

Dodatkowo zgłaszający koniecznie musi znać numer kamienicy pod którą źle zaparkowano pojazd, i informacje tą traktuje się jako kluczową. Jeśli więc zadzwoni się bez takiej wiedzy to jest wielka szansa że zgłoszenie nie doczeka się patrolu, nawet jeśli poda się dokładny odcinek. Jeśli więc auta źle parkują w różnych miejscach tej samej ulicy to nasze zgłoszenie jest praktycznie nic niewarte (no chyba że znamy tych kilka numerów kamienic i po kolei je podamy). 

Ponieważ problemem nielegalnego parkowania zajmuje się od dłuższego czasu zauważyłem, że tłumaczenia dyżurnego o braku wolnych patroli niewiele mają wspólnego z prawdą, gdyż w tym samym czasie mijam 2-3 patrole które swobodnie i powolutku mijają nieprawidłowo zaparkowane auta które chwilę temu usiłowałem zgłosić. W słuchawce słyszę, że patrole te na pewno jadą do innego zgłoszenia. Jaki więc ma to sens jeśli mamy kilka patroli i każdy zajmuje się wezwaniami w różnych miejscach miasta? Czy nie łatwiej na jeden patrol przerzucić określony obszar i określone zadania? Przecież jedno auto wypełnione blokadami, byłoby w stanie w ciągu dwóch- trzech godzin wyłowić kilkadziesiąt aut zaparkowanych w nieprawidłowy sposób. Tymczasem pokonują one dystanse dziesiątek kilometrów tylko po to żeby wykonać zgłoszenie przy którym co prawda już jest patrol ,ale ten ma inne obowiązki... Przykładem chyba najlepszym jest strefa B, w której zabronione jest parkowanie poza miejscami wyznaczonymi, tymczasem dokładnie codziennie widuje dziesiątki aut zaparkowanych w sercu miasta w miejscach nieoznakowanych  i jeszcze nigdy nie widziałem żeby założono im blokady. Mimo tego że stadami kursują tamtędy patrole Straży. Piesze, rowerowe, i samochodowe.

Kończąc tą historię z życia wziętą, chciałbym zapytać czy nie istnieje żadna instytucja kontrolująca wyczyny SM? Przecież wydajność tej instytucji dałoby się jakoś oszacować , licząc stosunek zaparkowanych nieprawidłowo aut do ilości wypisanych mandatów. Nie trudno się spodziewać że skuteczność będzie znacząco poniżej 10%, gdyż pokonując jedynie krótką trasę spod bagateli pod koronę potrafię naliczyć ok. 100 pojazdów zaparkowanych nieprawidłowo, a bardzo rzadko spotykam się z blokadami na kołach czy reagującym patrolem. Myślę że obok reformy komunikacji miesjkiej należałoby przeprowadzić reformę Straży Miejskiej oraz określić plan ustawiania słupków tam gdzie problem można w ten sposób rozwiązać. Okaże się wówczas zapewne, że zarabiających na siebie parkingów w Krakowie mogłoby powstać kilka, a z koncesjonariuszem nie byłoby problemu. 

Zastanawia mnie jeszcze jakim cudem po krakowskich chodnikach można przemieszczać się wózkiem inwalidzkim czy z dzieckiem w wózku? Brak skrajni przy przejściach dla pieszych wydaje się błahym problemem, wobec braku fizycznej możliwości przejechania przez zatarasowany chodnik, którym nie zamierza zainteresować się ani Straż Miejska, bo "da sie przejść", ani ZIKiT, bo nie ma na to pieniędzy.

Nowe parkingi niepotrzebne?

POPRAW KOMUNIKACJĘ -1

Dzisiejszy obraz ulic miasta to zastawione chodniki i pobocza jezdni tak, że dla poruszających się pieszych i aut zostają tylko wąskie pasemka odpowiednio chodnika lub jezdni. Poruszanie się w tych warunkach to praktycznie slalom miedzy stojącymi autami. Obstawienie głównych ulic znakami zakazu spowodowało większe zatłoczenie w uliczkach bocznych, no i to że ruch z uliczek bocznych przeniósł się na ulice główne. W sumie zysk z tak sterowanego ruchu ulicznego żaden. Dlatego jako główna przyczyna nieprzejezdności powszechnie uznawana jest za duża liczba aut parkujących na ulicach.

Jak temu zaradzić?

Sposób A. Zarządzający miastem postanowili nie dopuścić aut do centrum. W tym celu szerząc informację o rzekomym tranzytowym charakterze przejazdów w ciągu paru lat zlikwidowali w centrum parę tysięcy miejsc nadających się do parkowania w imię "uspokajania ruchu". Przebudowano kolejno Mały Rynek i okolice, place Boh. Getta i Szczepański, odcinek ulicy Starowiślnej, całe ul. Zwierzyniecką, Karmelicką i Długą. Poszły na to setki milionów złotych! Odnowione ładnie wyglądają, lecz komu to potrzebne. Nawet w niedzielę zatłoczone są tylko Trakt Królewski i ul. Szewska z Karmelicką. Na pozostałych "uspokojono ruch" także pieszych. Wiele biur z centrum zniknęło. Tylko trochę zmalała liczba pracujących i interesantów - sklepy, muzea i hotele pozostały. Zostali, ale w wyraźnie mniejszej liczbie turyści i studenci. Centrum trochę się wyludniło. Czy to nadal jest Centrum? Czy o to chodziło?

Sposób B. Niektórzy radni nie zgadzając się z prowadzoną linią inwestycji miejskich domagają się od lat obecnie już ośmiu budowy podziemnych parkingów odkorkowujących boczne uliczki. Dlaczego ich nie ma dziś? Dlaczego po latach wielu mając na co dzień obrazek zatłoczonego autami miasta Dziennik Polski stawia znak zapytania co do sensu budowania parkingów?

Stwierdzenie cyt.: "Miasto planuje budowę kilku podziemnych parkingów w centrum, tymczasem te istniejące są puste" brzmi tu raczej szyderczo. Co tu jest pozorem, a co prawdą?

Dla każdego mieszkańca miasta, obojętnie centrum, czy osiedla, jest oczywiste - nie ma gdzie parkować. Każdy parkuje gdzie tylko jest miejsce, bez oglądania się na znaki postawione przez Władze Miasta mające własny parking z tyłu, za swą siedzibą.

Dlaczego pozostawianie aut na parkingach płatnych traktowane jest jako ostateczność? Własne odczucie dyktuje mi odpowiedź. Korzystanie z ofert parkingów kosztowałoby mię więcej niż paliwo, a w sumie znaczną część zarobku.__Ilu stać na taki podwójny wydatek, to widać po niskiej frekwencji w tych obiektach.

Konkluzja: oferowane ceny usług parkowania są za wysokie dla większości potencjalnych użytkowników.__

Lansowanej w ramach „uspokajania ruchu” możliwości wyrugowania auta z ulic miasta przeczą pewniki oczywiste dla każdego:

- większość użytkujących auta i parkujących to pracownicy codziennie dojeżdżający,

- znając miasto, autem mimo korków dojeżdża się dużo szybciej - człowiek piechotą ma szybkość 2 do 5 km/godz., a przystanki komunikacji nie zawsze są koło naszego domu, pracy, sklepu, urzędu, itp. co powoduje, że dla większości sumaryczny czas dojścia, czekania i jazdy np. tramwajem jest dużo dłuższy.

- użytkując auto nie marznę na wietrze lub mrozie czekając na przystanku, nie pocę się w tramwaju czy w autobusie - często na stojąco, mogę zaplanować realnie termin nie jednego lecz paru spotkań, a na spotkaniach czy w pracy nie muszę wstydzić się, że jestem spocony zakurzony i/lub ubłocony, względnie, że kaszlę i kicham.

- auto to tragarz zakupów, bezpieczny środek transportu dziecka zdrowego i chorego i szatnia tego co może być potrzebne za chwilę, dlatego większość kierowców w mieście to kobiety, współczesne, rodzinne dromadery.

- auto to dyspozycyjność transportowa całodobowa w bliższej i dalszej okolicy zamieszkania,

- od organizacji sterowania ruchem w mieście zależy szybkość przemieszczania się i spokojna jazda bez hamowań, zatrzymywania się i przyspieszeń, czyli jazda z minimalnym zużyciem paliwa i jednocześnie w warunkach najmniejszej szkodliwości ekologicznej. Przykład: Aleje Trzech Wieszczów na kierunku od Mostu Dębnickiego do Nowego Kleparza - kierunku przeciwnego zwłaszcza w godzinach szczytu stwierdzenie to nie dotyczy.

Konkluzja: auto to już nie luksus, lecz normalny obecnie wymóg standardu Życia.

Następstwem może tu być tylko uznanie:

- za błędną politykę inwestycyjną prowadzoną pod hasłem "uspokajanie ruchu", gdyż owocuje to obecnie zapaścią transportową prawie całodzienną i w praktyce zamknięciem dojazdu do dzielnic w centrum miasta (brak miejsc parkowania, zakazy wjazdu). Polityka Władz Miasta zamiast udrażniać, ułatwiać ruch czy zwiększać pojemność parkingową dzielnic wymierzona jest przeciwko Mieszkańcom, Turystom i wszystkim Przyjezdnym ograniczając, uniemożliwiając, likwidując lub zmniejszając ilość miejsc czasowego parkowania.

- podejmowanych już od wielu lat działań służb Miasta w zakresie budowania podziemnych parkingów za czynności pozorne. Ich marazm, uspakajające, a nie mające potwierdzenia w rzeczywistości, powtarzające się komunikaty o znalezieniu wykonawcy wydawane dla mediów, są ogólnie postrzegane jako celowe odstręczanie potencjalnych inwestorów, i jako blokowanie budowania podziemnych parkingów, w sumie jako konsekwentne działanie w celu podtrzymania obłędnej idei "uspokajania ruchu".

JAKO MIESZKANIEC NIE ZGADZAM SIĘ na dalsze propagowanie kołtuńskiej idei.

Jako inżynier twierdzę, ze znam rozwiązanie spełniające między innymi funkcję pojemnego parkingu, możliwe do wybudowania nawet pod ciasno zabudowanym centrum miejskim, i co najważniejsze TANIE W REALIZACJI I W UŻYTKOWANIU. Obiekty podziemne między innymi o funkcji parkowania mogą być opłacalne tak dla inwestorów, jak i dla banków, funduszy, itp. Opłaty w rezultacie będą mogły zmaleć do znacznie poniżej 3,0 zł/godz.

Szanowna Redakcjo,

Przedstawiam swój pogląd na sprawę parkingów w kontekście artykułu w DP z  21 stycznia br:

1). Przekonanie, że wzrost ceny za parkowanie na ulicy spowoduje przyrost klientów parkingów prywatnych już z daleka zalatuje skutecznym działaniem lobby właścicieli parkingów. A może ci właściciele obniżą ceny i w ten sposób zachęcą klientów?

2). Zakaz parkowania na ulicy w okolicy płatnych prywatnych parkingów - j.w.

3). Jeśli mam zamienić  postój na ulicy za 3 zł (lub za darmo) na parking prywatny za np 5 zł., to kto na tym skorzysta oprócz właściciela parkingu? Stracą kierowcy, straci miasto. Ci, którzy parkują na ulicy przymusowo przeniosą się na parking, miejsc więc nie przybędzie. Po co więc ten ambaras?.

4). Nie budujmy parkingów w centrum na siłę. Gdy zlikwidowano duży parking na Placu Szczepańskim świat się nie zawalił. Jeśli komuś nie opłaca się budowa parkingu - niech nie buduje. Warunki typu "zakaz parkowania w okolicy" są zgubne. W umowie ze Staleksportem na eksploatację płatnego odcinka A4 jest warunek, że nie może być dróg bezpłatnych w pobliżu płatnego odcinka. Umowa ta jest prezentowana jako przykład umowy wadliwej i słusznie, ponieważ skutki tego ponoszą kierowcy. A to jest to samo, co zakaz parkowania w pobliżu parkingu. Jest to świadome tworzenie monopolu. Jeśli ktos chce uruchomić np zakład fryzjerski to domaga się od miasta zakazu powstawania innych zakładów? W Krakowie są ulice, na których jest kilka aptek lub zakładów optycznych albo np sklepów obuwniczych.  Skoro są - to widać żyją.

5). Problemu parkowania w centrum nie rozwiąże się w samym centrum. Muszą powstać parkingi daleko od niego a przede wszystkim na peryferiach.

Ja dojeżdżam ul. Zakopiańską do Borku Fałęckiego. Chętnie zostawiłbym tam samochód i pojechał tramwajem. Ale tam, nie dość, że nie ma parkingów, to nawet nie ma gdzie zwyczajnie zaparkować. Parking przy Carefour'rze nie ma w tym wypadku sensu. Za dużo czasu traci się na dojazd, zaparkowanie i przejście na pętlę tramwajową i odwrotnie. Poza tym jest to jednak parking dla klientów Carefour'a. Podobnie z parkingiem przy "Solvay Park'u", który zresztą jest b. mały. Jadę więc w kierunku centrum, zostawiam samochód na ulicy  poza strefą płatnego parkowania i dalej idę pieszo lub jadę tramwajem. Jezdziłbym do Borku autobusem ale "moja" linia kursuje średnio co godzinę, dla mnie to za rzadko. Ponadto: z  Borku do centrum jadą tramwaje nr nr 8 i 19. Każdy z nich odchodzi co 10 - 20 minut. Niestety odchodzą praktycznie jednocześnie. Gdy pasażer  przyjdzie np 2 minuty po odjezdzie "dziewiętnastki" będzie długo czekał ponieważ "ósemka"  też już odjechała. Czy nie można odjazdu tramwajów tych linii oddzielić od siebie?

6). W drodze do Borku Fałęckiego przejeżdżam obok przystanku kolejowego "Swoszowice". Gdybym miał tam wygodny wjazd i wyjazd, parking i pociąg co 10 - 15 minut do Dworca Głównego z pewnością skorzystałbym. Jadąc dalej, za pętlą w Borku mijam przystanek   "Borek Fałęcki" w Łagiewnikach, uwaga  j.w.

7). Tak więc, sądzę, że mnożenie liczby miejsc parkingowych (jeśli faktycznie ta liczba się powiększy a nie jest to pewne) przez budowę nad- i podziemnych parkingów spowoduje jedynie wzrost liczby samochodów wjeżdżających do centrum, które już teraz jest bardzo obciążone, także z powodu dziwacznej organizacji ruchu, która sprawia, że samochody muszą jeżdzić po centrum a nie jak najszybciej z niego wyjechać. Przykład: odcinek ul. Karmelickiej długości ok. 70 m między ul. Siemiradzkiego a Alejami  jest jednokierunkowy, w kierunku Plant. Kierowca, który tam dojedzie z zamiarem wjazdu w Al. Słowackiego lub ul. Królewską musi skręcić w Siemiradzkiego, pozniej (jeśli zna ten rejon i organizację ruchu w nim) w Sobieskiego, dalej w Kremerowską, poprzecznie przez Karmelicką do Grabowskiego i Kochanowskiego do Al. Mickiewicza. Jeśli nie zna, pojedzie prawdopodobnie Siemiradzkiego do Łobzowskiej, którą musi skręcić w prawo i znajdzie się znów na Karmelickiej a nie musi wiedzieć, że trzeba wjechać w Rajską i nią do Czarnowiejskiej i dalej do Al. Mickiewicza. W rezultacie samochód zamiast przejechać 70 m, musi przejechać ponad kilometr!  A niech ktoś spróbuje skręcić w lewo (bo w prawo nie wolno) wyjeżdżając z Siemiradzkiego w Karmelicką. Widoczność tam kiepska a zwykle na przystanku stoi tramwaj. Czy są znane korzyści z takiej "organizacji" ruchu?

Przykładów takich  każdy kierowca zna wiele.

Pozdrowienia,
Maciej

Moje pomysły są proste, jak zawsze najlepsze rozwiązania:)

Parkowanie - znana teza jest taka, że nikt nie zapłaci za coś co może mieć za darmo. Warto się przyjrzeć otoczeniu pl. Na Groblach. Mamy nowy granitowy plac nad Wisłą (w założeniu parking dla autokarów) służący jak darmowy parking dla turystów (pytanie do straży miejskiej co robi w tej sprawie). Dalej mamy chodniki na Zwierzynieckiej, czy Powiślu ledwo sięgają wymaganych 1,5 m przejścia dla pieszych. Dlaczego? Bo oczywiście decyzją prezydenta miasta mają one przede wszystkim służyć parkującym, a nie pieszym. Proszę prześledzić wypowiedzi Majchrowskiego sprzed i po oddaniu parkingu pod pl. Na Groblach - mniej więcej wygląda to tak: przed - "Budujemy parkingi by zwolnić chodniki dla pieszych"; po - "Nie można zmuszać mieszkańców by płacili takie drakońskie sumy za parkowanie".

Głupota (jest to najwłaściwsze określenie) tych rozwiązań polega na tym, że miejsca, które są bardziej szkodliwe społecznie, degradujące przestrzeń i niszczą budowane z naszych podatków chodniki są tańsze od tych przystosowanych do parkowania. A wszystko w świetle prawa. To tak jakby zalegalizować wylewanie ścieków do rzeki, bo nie można zmuszać ludzi do płacenia za wywóz szamba. Sami państwo odpowiedzcie sobie czy to jest mądre i logiczne.

W miastach dbających o przestrzeń nie ma przyzwolenia na nielegalne parkowanie nawet gdy brakuje miejsc parkingowych. Po prostu nie ma miejsca to nie parkujesz. Proste. U nas chce się na siłę usprawiedliwiać łamiących przepisy, jednocześnie doprowadzając do niebezpiecznych przyzwyczajeń. Choćbyśmy dziś wprowadzili setki zakazów i otworzyli parkingi podziemne na tysiące aut to ludzie tak będą parkować na zakazie. Dlaczego? Bo tego nauczyła ich bezczynność straży miejskiej. Każdy wiedząc, że robi źle i widząc brak reakcji stróżów prawa zaczyna z czasem traktować swój czyn za legalny. No bo przecież zaparkowałem na przejściu dla pieszych, przechodziło dwóch strażników i nie zwrócili mi uwagi. To jak mam to rozumieć?

Problem parkowanie w Krakowie nie wynika z braku miejsc, ale z braku egzekwowania opłat i przepisów, a przede wszystkim z dopuszczenia parkowania kosztem przestrzeni pieszych. To jest jawne degradowanie miasta. Do roboty powinny się wziąć przede wszystkim straż miejska (Lubicz, Zwierzyniecka, Starowiślna, Rakowicka itd.) oraz ZIKiT (stawianie zakazów tam gdzie w pobliżu mamy parking). Radni natomiast muszą urealnić ceny za parkowanie.

Piotr

Moje obserwacje i przemyślenia są następujące:

Dlaczego parkingi są wolne, ale w centrum miasta nie da się znaleźć miejsca na zaparkowanie samochodu?
Paradoks, który wyjaśnić można w następujący sposób:
Od kilku lat władze miasta starają się „uspokoić” ruch samochodowy w centrum Krakowa i chociaż cel jest popularny społecznie, to skutki jego realizacji są coraz bardziej uciążliwe dla mieszkańców Krakowa.

Źle postawione cele to:

1. Wprowadzanie zakazów lub ograniczenia ruchu na ulicach o handlowym charakterze – doprowadza to często do ruiny firmy, do których klienci potrzebują dojechać autem (np. aby kupić komputer).
2. Wprowadzanie stref, do których uprawnienia do parkowania posiadają jedni mieszkańcy Krakowa, a inni mieszkańcy naszego miasta mają zakaz. Dlaczego fakt zamieszkiwania w danym lokalu ma być równoważny z zapewnieniem tym mieszkańcom miejsc parkingowych. Zgodnie z Konstytucją wszyscy powinniśmy być traktowani równo. Powyższe ograniczenia dotyczą nawet zakazów skrętu w lewo czy jazdy na wprost (ul. Dietla/Stradomska).

Sposoby na rozwiązanie problemów:

1. Zmuszenie wszystkich kierowców potrzebujących długotrwałego korzystania z miejsc parkingowych  (czyli mieszkańców danej ulicy i osób pracujących tam przez wiele godzin) do pozostawiania samochodów na dużych, zorganizowanych parkingach z rozsądnie ustalonymi cenami abonamentowymi.

2. Na miejscach postojowych zwolnionych w powyższy sposób wprowadzić system opłat: od bezpłatnego parkowania do pół godziny, do zaporowo wysokiej opłaty począwszy od godziny trzeciej.

Przykładem na wzorcowo rozwiązany system parkowania jest bezpłatny parking nad peronami dworca głównego, gdzie dozwolone jest parkowanie do 30 minut. Szkoda jednak, że jest on równocześnie przykładem indolencji działania straży miejskiej, która nie umie wyegzekwować mandatu nawet od kierowcy, którego auto przysypane jest tygodniową warstwą śniegu. A rozwiązanie problemu jest bardzo proste i niekosztowne: wydać zarządzenie, że kierowca parkujący na stanowisku z ograniczonym czasem musi pozostawić za szybą samochodu papierowy zegar z ustawioną godziną i minutą pozostawienia auta.
Producenci takich zegarów znajdą się bardzo szybko, gdyby taka decyzja została podjęta.
 
Powyższe uwagi dotyczą tylko zarządzania, możne je więc łatwo wprowadzić w życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski