Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 30 rocznicę wyborów czerwcowych: zadziwiliśmy świat porozumieniem i wielką zmianą dokonaną w sposób pokojowy

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Czy wybory kontraktowe z Czerwca’89 powinny być powodem do dumy czy wstydu, a może najlepiej o nich zapomnieć? Czym jest wolność słowa i jaką rolę w polskich przemianach odgrywają media, dlaczego władza nie konsultuje z samorządami prawniczymi ważnych ustaw i co z tego wynika? Czy nowe przepisy o szkolnictwie wyższym popychają naukę w dobrą stronę? Ile wolności, a ile demokracji w państwie prawa? Jak układaliśmy zasady współżycia społecznego w III RP – w kontrze czy nawiązaniu do tradycji PRL? - na te i inne pytania próbują odpowiedzieć uczestnicy arcyciekawej konferencji NEGOCJACJE - PRAWO - DEMOKRACJA. W 30 rocznicę wyborów czerwcowych.
Czy wybory kontraktowe z Czerwca’89 powinny być powodem do dumy czy wstydu, a może najlepiej o nich zapomnieć? Czym jest wolność słowa i jaką rolę w polskich przemianach odgrywają media, dlaczego władza nie konsultuje z samorządami prawniczymi ważnych ustaw i co z tego wynika? Czy nowe przepisy o szkolnictwie wyższym popychają naukę w dobrą stronę? Ile wolności, a ile demokracji w państwie prawa? Jak układaliśmy zasady współżycia społecznego w III RP – w kontrze czy nawiązaniu do tradycji PRL? - na te i inne pytania próbują odpowiedzieć uczestnicy arcyciekawej konferencji NEGOCJACJE - PRAWO - DEMOKRACJA. W 30 rocznicę wyborów czerwcowych. Fot. Zbigniew Bartuś
Czy wybory kontraktowe z Czerwca’89 powinny być powodem do dumy czy wstydu, a może najlepiej o nich zapomnieć? Czym jest wolność słowa i jaką rolę w polskich przemianach odgrywają media, dlaczego władza nie konsultuje z samorządami prawniczymi ważnych ustaw i co z tego wynika? Czy nowe przepisy o szkolnictwie wyższym popychają naukę w dobrą stronę? Ile wolności, a ile demokracji w państwie prawa? Jak układaliśmy zasady współżycia społecznego w III RP – w kontrze czy nawiązaniu do tradycji PRL? - na te i inne pytania próbują odpowiedzieć uczestnicy arcyciekawej konferencji NEGOCJACJE - PRAWO - DEMOKRACJA. W 30 rocznicę wyborów czerwcowych. Zorganizowali ją wspólnie członkowie Okręgowej Izby Radców Prawnych w Krakowie i naukowcy z krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego.

- Cieszy, że dyskusje są bardzo żywe i twórcze – mówi dr Marcin Sala-Szczypiński, dziekan OIRP w Krakowie. Przy okazji dziękuje wszystkim, którzy uczestniczyli w poniedziałkowym koncercie „Symphonica 2 – Rock of Poland”, zorganizowanym przez OIRP w Kinie Kijów.Centrum. Usłyszeli (i zaśpiewali!) niezapomniane przeboje ze schyłku PRL, m.in. „Kocham wolność”, „Skóra”, „Autobusy i tramwaje”, „Kocham Cię jak Irlandię”, „Jezu, jak się cieszę”, „Taniec pingwina na szkle”.

Zorganizowana we wtorek na Uniwersytecie Pedagogicznym konferencja miała na celu przypomnienie wydarzeń sprzed 30 lat (w auli UP zasiadło wielu młodych ludzi, urodzonych na długo po 4 czerwca 1989 r.), a jednocześnie krytyczne i rzeczowe spojrzenie nie tylko na tamten czas, ale i cały dorobek trzech dekad wolności.

- Zasiadałem w Sejmach pięciu kadencji, ale żaden nie był tak efektywny w tworzeniu dobrego prawa jak kontraktowy. Wspólnie, dla dobra Polski, stworzyliśmy podstawy demokratycznego państwa prawa - mówił Aleksander Bentkowski, minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, podczas wystąpienia otwierającego konferencję.

W twórczych dyskusjach wzięli udział członkowie OIRP i naukowcy z UP oraz goście, m.in. Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych i Mariusz Wróblewski z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Prof. Andrzej Piasecki, dyrektor Instytutu Prawa, Administracji i Ekonomii UP, przyznał, że nie dla wszystkich Polaków 4 czerwca jest datą, którą w sposób oczywisty chcieliby świętować. - Ten dzień jest jednak niewątpliwie wart wspominania - i ożywionych debat. Na nas, przedstawicielach świata prawa, spoczywa obowiązek przypominania o tym ważnym wydarzeniu oraz o konsekwencjach we wszystkich obszarach ludzkiego życia - podkreślił profesor.

Sejm (nieoczekiwanego) przełomu

Aleksander Bentkowski przypomniał, że w wyborach czerwcowych społeczeństwo polskie, pierwszy raz od II wojny, miało możliwość świadomego wybierania swoich reprezentantów w parlamencie - i skorzystało z tego w sposób bezwzględny, wykluczając w głosowaniu wszystkie osoby związane wcześniej z wielką i dużą polityką PRL.

- W efekcie nowy Sejm okazał się co najmniej dziwny: znalazło się w nim 460 dyletantów konstytucyjnych, w zasadzie nikt nie wiedział, co robić, jaki jest porządek regulaminu. Przez półtora miesiąca nie było żadnych projektów ustaw - wspominał szczerze dr Bentkowski. Dodał, że pierwsze projekty ustaw - w sprawie amnestii oraz wykreślenia z kodeksu karnego kary śmierci - zostały opracowane w środowisku krakowskim, w sierpniu 1989.

Były minister podkreślił, że przełomowym momentem w Sejmie kontraktowym okazało się zamieszanie wokół wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta Polski (zgodnie z porozumieniem zawartym wcześniej między komunistami a demokratyczną opozycją). Okazało się, że część posłów ZSL (wracającego do tradycji i nazwy PSL) nie poprze tej „kandydatury”.

- Byłem przewodniczącym klubu PSL, wybranym wbrew decyzji władz ZSL, co dzisiaj wydaje się niebywałe. Nowi posłowie nie słuchali swych nominalnych przywódców politycznych. Wtedy wydało mi się, że wszystko jest możliwe, a my marnujemy znakomitą okazję przeprowadzenia w Polsce zmian - wspominał Aleksander Bentkowski. Część posłów odeszło z PZPR, w efekcie czego nie można było realizować wielkich ustaw. Tym bardziej, że Senat (wybrany w całkowicie wolnych wyborach) był w 99 proc. opanowany przez opozycję, a więc mógł zablokować wszelkie inicjatywy starej ekipy.

- Apelowałem do posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP), by mając tak wielkie poparcie społeczne, podjęli się misji współrządzenia, ale nie chcieli o tym słyszeć. Dowiedziałem się wtedy, że Sejm kontraktowy ma polegać na tym, że stara władza skupiona wokół PZPR będzie przez cztery lata rządzić, a OKP będzie to wszystko obserwować i recenzować jako opozycja - opowiadał Aleksander Bentkowski. W jego opinii, groziło to zmarnowaniem owych czterech lat.

Kolejnym przełomowym momentem okazała się porażka generała Czesława Kiszczaka - jego misja tworzenia rządu nie powiodła się z uwagi na brak chętnych do współpracy i woltę dotychczasowych koalicjantów PZPR - czyli ZSL (PSL) i Stronnictwa Demokratycznego (objęcia teki ministerialnej odmówił Kiszczakowi m.in. mec. Bentkowski). Kiszczak złożył rezygnację.

- Wtedy w Sejmie pojawił się Jarosław Kaczyński i mówi mi, że są trzy kandydatury na premiera: Jacek Kuroń, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki. Proszę wysondować w klubie, który z nich może u was liczyć na największe poparcie - wspominał Aleksander Bentkowski.

Ostatecznie misji tworzenia rządu podjął się Tadeusz Mazowiecki. Zaprosił mec. Bentkowskiego do swego gabinetu (jeszcze wtedy redaktora naczelnego Tygodnika Solidarność) i zaproponował funkcję ministra sprawiedliwości. Postawił tylko jeden warunek: decyzję trzeba podjąć natychmiast.

- Zdziwiłem się: byłem człowiekiem z zewnątrz, spoza Warszawy, bez koligacji politycznych. Ale powiedziałem „tak” - dodał Aleksander Bentkowski.

W ministerstwie zastał 700 pracowników, w tym 500 sędziów. Był pierwszym adwokatem na stanowisku ministra od czasu wojny. Przez cały okres PRL funkcję tę pełnili albo pracownicy naukowi, albo sędziowie. Pierwszym zarządzeniem nakazał przenieść prokuratorów siedzących dotąd w sądzie na tym samym poziomie, co sędziowie - niżej, na ten sam poziom, na jakim siedzieli adwokaci.

- Chciałem tą decyzją podkreślić, że pozycja prokuratora i adwokata jest dla państwa pozycją równorzędną - wyjaśnia były minister. Zakazał też udziału prokuratorów w obradach sędziów. Wzorce czerpał z krajów o ugruntowanej demokracji i utrwalonym systemie państwa prawa.

Za jego czasów ministerstwo wypracowało ważne ustawy, m.in. o ustroju sądów powszechnych i Krajowej Radzie Sądownictwa. Aleksander Bentkowski przyznaje, że marzył o tym, by uczynić z zawodu sędziego tzw. koronę zawodów prawniczych - by do tej funkcji kwalifikowano najwybitniejszych przedstawicieli pozostałych grup prawników: adwokatów, radców, prokuratorów. To się ostatecznie nie udało, bo zgromadzenia niezawisłych (wreszcie) sędziów, uzyskawszy niezależność, konsekwentnie promowały i awansowały osoby niemal wyłącznie z własnego grona...

- Wszystkie wprowadzone wtedy reformy w zasadzie obowiązują do dzisiaj - podkreślił Aleksander Bentkowski. - Ustawę o ustroju sądów powszechnych miałem przygotowaną w ciągu miesiąca. Ustawa o KRS liczyła 13 artykułów i była kompletna. Dzisiaj ma 130 artykułów. Tak się „rozwija” legislacja.

- Rząd Mazowieckiego przetrwał tylko półtora roku. Cały Sejm kontraktowy - dwa lata. Odchodząc z ministerstwa powiedziałem, że nie ma się co martwić, bo wszyscy robiliśmy, co się da, dla dobra Polski. A nowy Sejm, niekontraktowy, może być tylko lepszy. Potem byłem jeszcze w czterech Sejmach i żaden nie był tak efektywny w tworzeniu dobrego prawa jak ten pierwszy - skwitował wyraźnie rozczarowany tym faktem były minister.

Mogliśmy skończyć we krwi jak Kambodża?

Czy to dobrze, że był Okrągły Stół, czy dobrze, że zdarzyła się Magdalenka, czy potrzebny był czerwiec’89 i sejm kontraktowy? - pytał Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych. I zaapelował, by pamiętać o kontekście geopolitycznym, m.in. o tym, „jakie wojska stacjonowały wtedy w Polsce”. Oraz o tym, ilu Polaków współtworzyło wcześniej system komunistyczny.

- W czasie podróży do Kambodży, gdzie w latach 70. XX wieku doszło do ludobójstwa, uświadomiłem sobie, że przypadki w Polsce mogły się potoczyć inaczej, gdyby rozmów i tamtych wyborów nie było - dodał Maciej Bobrowicz.

„Inaczej ocenia się Okrągły Stół przez pryzmat Czerwonych Khmerów” - posumował Arkadiusz Krupa, na co dzień sędzia krakowskiego Sądu Rejonowego, a „po godzinach” autor rysunków z serii „Ślepym Okiem Temidy”. Podczas konferencji ilustrował kolejne wystąpienia.

Mariusz Wróblewski z Biura RPO podkreślił, że 30 rocznica wyborów czerwcowych zbiegła się z 15-leciem Polski w Unii oraz 10-leciem Karty Praw Podstawowych. Dodał, że bez istnienia niezależnego i niezawisłego sądu zdecydowanie trudniej jest chronić prawa obywateli.

Prof. Andrzej Piasecki próbował odpowiedzieć na pytanie, czy rocznicom 4 czerwca winna towarzyszyć duma, wstyd, czy może górę weźmie całkowita ignorancja.

Jego zdaniem, powinniśmy stworzyć hierarchię polskich świąt i skupić się na tych, które niosą ze sobą dobre skojarzenia. - Nieprzypadkowo Joanna Szczepkowska powiedziała, że 4 czerwca skończył się komunizm. Takiej symbolicznej daty wcześniej nie było - mówił profesor dodając, że łatwiej budować emocjonujące wspomnienia (i obchody rocznic) na tak spektakularnym i wymownym wydarzeniu, jak zburzenie muru berlińskiego, a trudniej - na nudnym z natury głosowaniu milionów ludzi.

Można jednak posiłkować się choćby słynnym plakatem z Garym Cooperem w roli uczciwego szeryfa głosującego na Solidarność, uzbrojonego - zamiast w rewolwer - w kartkę wyborczą.

Prof. Piasecki przypomniał, że frekwencja w wyborach czerwcowych była jak na PRL bardzo niska (62 proc.). I tylko 36 proc. uczestników tych wyborów głosowało na kandydatów Solidarności, 7,5 mln Polaków oddało głosy na kandydatów PZPR, ZSL i SD.

Profesor przypomniał też - mało budującą - historię „świętowania” 4 czerwca. W 1999 10-lecie czerwca przyćmiła wizyta papieża w parlamencie. Przełomem wydawały się uroczystości 20-lecia, w które zaangażował się prezydent Lech Kaczyński. W kolejnym roku doszło jednak do katastrofy smoleńskiej i skłócone strony polsko-polskiego sporu wróciły do starych narracji. A nawet je wzmocniły.

W 2014 r. doszło do najbardziej hucznych obchodów - z udziałem prezydenta USA Baracka Obamy oraz 50 prezydentów i premierów innych państw. Próbowaliśmy wypromować tę datę jako Dzień Wolności i Praw Obywatelskich.

- Ale w tym roku było „standardowo”, czyli obchody opozycji i obchody rządowe osobno, do tego 21 postulatów samorządowców - ubolewał prof. Piasecki dodając, że młode pokolenia albo nie wiedzą, co myśleć o 4 czerwca, albo mają opinię zdecydowanie krytyczną

.

- A tymczasem w tym święcie tkwi wielki potencjał - nie tylko widowiskowy, ale i praktyczny. Można na jego kanwie opowiadać, jak negocjować, jak tworzyć prawo, jak budować system demokratyczny. Ta rocznica niesie bardzo pozytywny przekaz, powinna się kojarzyć z porozumieniem i nadzieją - podkreślił naukowiec. By tak się stało, dodał, musimy pokonać swoje wady narodowe, nieufność, brak tolerancji, niechęć do autorytetów, a skupić się na mocnych stronach - mobilności i tym, czym 4 czerwca zadziwiliśmy świat: wielką zmianą dokonaną w sposób pokojowy.

Prawo bez konsultacji to złe prawo

Prof. Arkadiusz Bereza podkreślił, że po 4 czerwca 1989 r. udało się w Polsce stworzyć system skutecznego konsultowania wszystkich projektów ustaw i innych aktów prawnych z samorządami prawniczymi. - Udział samorządu radcowskiego i adwokackiego w procesie legislacyjnym jest bardzo szeroki. Nie ogranicza się tylko do opiniowania, ale i monitorowania projektowanych zmian - podkreślił naukowiec.

Dodał jednak z żalem, że po 2015 r. „projekty przestały być przesyłane do samorządu do konsultacji”.

- Wcześniej uwzględniano uwagi samorządów prawniczych, teraz nie. W trakcie procesu legislacyjnego nie ma szans na przebicie się argumentów samorządów prawniczych. W 2016 polski Sejm przyjął największą liczbę ustaw w całej UE, przy czym blisko połowa z nich nie była z nikim konsultowana, a w pozostałych wypadkach mieliśmy do czynienia z powierzchownością legislacji, ocierającą się o groteskę, z limitowaniem wypowiedzi. Oraz pozornymi konsultacjami: w przypadku 43 proc. projektów ustaw całkowicie pominięto opinie społeczne - wyliczył profesor.

Ubolewał przy tym, że „Senat stracił rolę izby zadumy i rozsądku”. Do większości ustaw nie zgłasza żadnych poprawek. Górę wzięła potrzeba szybkiego uchwalania ustaw, co źle wpływa na jakość legislacji. Ponadto znaczna część ustaw to tzw. projekty poselskie (choć w istocie - rządowe). Procedowane z pominięciem konsultacji.

Popołudniowe dyskusje dotyczyły m.in. zasad współżycia społecznego w III RP, ewolucji ustrojowej polskich samorządów, modelu polskiego procesu cywilnego, znaczenia negocjacji w procesach politycznych, a także wyzwań społecznych związanych z rozprzestrzenianiem się i dominacją nowych technologii.

Fragment wystąpienia dr Marcina Sali-Szczypińśkiego, dziekana Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Krakowie:

Rozmowa z osobami, które nie doświadczyły realiów socjalizmu i PRL, może wyglądać jak w dowcipie – Synu, wiesz, kiedyś w PRL-u to w sklepach był tylko ocet… Tato niemożliwe. W całym Carrefourze tylko ocet?
Bez odpowiedniej wiedzy ogólnej, doświadczeń, znajomości kontekstów, nie jesteśmy w stanie przekazać rzetelnej wiedzy o tamtych czasach. Dlatego tak ważna jest edukacja.

Świętujemy okrągłą rocznicę dwu niezwykle ważnych wydarzeń. Mając świadomość rozbieżnych ocen, pragnę zwrócić uwagę na te aspekty, które nie powinny budzić wątpliwości. Zgodnie z koncepcją związku przyczynowego wybory czerwcowe i poprzedzające je obrady okrągłego stołu stanowią conditio sine qua non wszystkich późniejszych wydarzeń i wyborów. Wszystkie ugrupowania fetujące swe wyborcze zwycięstwa po 89 roku powinny pamiętać, że bez tamtych wydarzeń ich sukcesy nie byłby możliwe. Nie zapominajmy też, że alternatywą mógł być wariant rumuński, z wszystkimi jego konsekwencjami.

Okrągły stół stanowi przykład skutecznych negocjacji i mądrego kompromisu. To jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski, od którego rozpoczęły się zmiany ustrojowe Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w tym częściowo wolne wybory do Sejmu, tzw. wybory czerwcowe. To w nich Polacy poczuli siłę swego głosu – bo karta wyborcza to potężna broń, co świetnie ilustrował plakat wyborczy Solidarności - Gary Cooper, kowboj z westernu "W samo południe" - kroczący, by stanąć do pojedynku dobra ze złem. Z plakietką "Solidarności" przypiętą nad gwiazdą szeryfa i z kartką do głosowania zamiast rewolweru.

Nie chcę tu dokonywać ocen aksjologicznych, zwracam jednak uwagę, że często prezentowane negatywne oceny obrad okrągłego stołu zasadzają się na błędnym przekonaniu, że przy okrągłym stole powinno zostać ustalone kto ma rację i jaka jest prawda historyczna. Nie. Przy okrągłym stole zawarto kompromis, który umożliwił zmiany ustrojowe i dał Polakom wolność. Kompromis, który możliwy był dzięki odstąpieniu od uporczywego wykazywania swej racji. Zrezygnowano z postawy – jedna jest tylko racja i ja ją mam.

Prawda nie leżała pośrodku okrągłego stołu. Prawda leżała tam, gdzie leżała. Obrady okrągłego stołu tego nie zmieniły. Ale umożliwiły społeczne i polityczne przemiany.

Kompromis to zazwyczaj nie przejaw łaskawości pewnego swej wygranej zwycięzcy, ale wyraz mądrości strony świadomej tego, że wygrana nie jest pewna lub może być osiągnięta zbyt wysokim kosztem. Jakże jednak często, również w naszej działalności zawodowej, samorządowej czy życiu osobistym nie potrafimy odpuścić sobie udowadniania naszej racji, choć dzięki temu moglibyśmy „ruszyć do przodu”. Temu służą negocjacje i mediacje. Zamiast walić się pięściami po głowach, lepiej uderzać pięścią w stół. Zamiast do śmierci walczyć o swoją rację, lepiej wypracować kompromis i ruszyć do przodu. Polacy w wyniku obrad okrągłego stołu ruszyli 4 czerwca do wyborów. Pierwszych częściowo wolnych.

I tu pojawia się pytanie o wolność, i sposób korzystania z niej - w szerszym, nie tylko politycznym aspekcie. Wolność nadużywana prowadzi do ekscesów i kończy się swawolą. Wolność nie używana prowadzi do bierności i może skończyć się niewolą. I tak źle, i tak niedobrze.

Na przedstawicielach władzy, wymiaru sprawiedliwości i wolnych zawodów spoczywa ciężar ochrony przed nadużywaniem wolności, na przedstawicielach świata nauki i sytemu edukacji spoczywa ciężar nauki mądrego korzystania z wolności.
Jesteśmy zafascynowani wolnością. Powtarzamy, jak bardzo jest dla nas ważna. Gdy jednak uświadomimy sobie, że jest ona przestrzenią, którą należy mądrze i odpowiedzialnie zagospodarować, rodzi się obawa i poczucie zagubienia.

Nie bez przyczyny ksiądz Józef Tischner pisał o „Nieszczęsnym darze wolności”, zastanawiając się, czy przypadkiem wolność nie jest dla człowieka i całego społeczeństwa nie tyle darem, co przygniatającym zadaniem. Źle rozumianą i źle wykorzystywaną wolność wskazywał jako przyczynę wielu negatywnych zjawisk społecznych.

Nie bez przyczyny Erich Fromm pisał o ucieczce od wolności. To ucieczka przed zadaniem, które przytłacza i wymaga ciągłego brania pełnej odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Wciąż wielu ludzi nie potrafi przewidywać skutków swoich wyborów i swoboda w tym zakresie to dla nich obciążenie psychiczne oraz ryzyko życiowej porażki. Lęk przed wolnością przysłania szansę, którą ona ze sobą niesie. Okazuje się, że afirmacja wolności kończy się tam, gdzie trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie, czyny oraz słowa.

Najbardziej pesymistyczną wizję strachu przed wolnością i ciężarem konsekwencji podejmowanych samodzielnie decyzji dał Fiodor Dostojewski w Legendzie o Wielkim Inkwizytorze: „Ale skończy się na tym, że przyniosą nam swoją wolność do naszych nóg i powiedzą: »weźcie nas raczej w niewolę i dajcie nam jeść...«”.

Musimy nauczyć się korzystania z wolności, nie dopuszczając do tego, by była nadużywana lub nieużywana.
Nie możemy dopuścić do tego, żeby tocząca się kołem historia wykonała obrót jak w książce profesora Andrzeja Zolla – „Od dyktatury do demokracji. I z powrotem…”
Nie możemy dopuścić do tego, by zmarnować szanse, które daje nam wolność.
Nie możemy dopuścić do tego, by kolejne pokolenia miały do nas żal, że nie nauczyliśmy ich mądrego korzystania z wolności.

WIDEO: “Hulajnogi elektryczne będą traktowane jak rowery”. Ministerstwo infrastruktury przedstawiło projekt regulacji

Źródło: TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski