Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Afryce potrzebują młodych

ADOM
Anna Krogulska, misjonarka ze Stadnik

   Z Anną Krogulską najlepiej umówić się na rozmowę w jej rodzinnym domu, który stoi niedaleko za kościołem i klasztorem, tuż przy drodze na Skrzynkę. Dlaczego? Bo wtedy już czeka na gościa na stole niedawno wypieczony domowym sposobem chleb oraz niskokaloryczne ciasto.
   Gdy jej powiedzieć, że jest więźniem rodzinnego domu, gwałtownie zaprzecza: - To nie jest tak, że bez przerwy siedzę w domu i nigdzie się nie ruszam. Owszem, gdy mam zaproszenie, to wychodzę głosić kazanie, najczęściej w soboty i niedziele, a wtedy naszą kochaną mamusią opiekuje się młodszy ode mnie o pięć lat brat Michał i bratowa oraz starsza ode mnie o pięć lat siostra Zofia. Tata Romuald, żołnierz Andersa, zmarł pięć lat temu, mama Zofia, kiedyś znakomita krawcowa, ma teraz 77 lat i wymaga nieustannej opieki, a ja jestem dumna, że ona jeszcze jest wśród nas, a nie np. w domu opieki.
   Dr Anna Krogulska nie tylko potrafi porywająco o tym mówić, co można zrozumieć, zważywszy jej wieloletnią pracę na misjach, ale i bezsłownie wcielać to w życie.
   Gdy ją zapytać o stan cywilny, bez chwili wahania i z uśmiechem na ustach wskaże na krzyż wiszący na piersiach: - Jestem spod znaku Chrystusa, Jezus jest moim panem i to jest mój wybór. Żywotna, bardzo energiczna 47-letnia kobieta, urodzona w Krakowie, a nie w rodzinnych Stadnikach, bowiem rodzice po śmierci jej starszego brata bliźniaka, bali się o jej poród, od razu odwołuje się do scen ze swego wczesnego dzieciństwa. Codziennie spotykała wówczas ojców sercanów z pobliskiego klasztoru, a mając dziewięć lat powiedziała koleżance, że gdy tylko dorośnie, to wówczas wyjedzie do Afryki, mając krzyż na piersiach. Niedługo potem wybrała się wraz z koleżanką do odległego klasztoru w Białymstoku. Po kilku godzinach pobytu w klasztornych murach usłyszała, że nie nadaje się do życia zakonnego, jedynie do misyjnego. Zanim do tego doszło, długo szukała swojej drogi życiowej. W szkole średniej - liceum w Gdowie - pomagała m.in. rodzicom, którzy prowadzili wtedy hodowlę owiec zarodowych. - Gnój wyrzucałam, a jak trzeba było brałam pod pachę dwa worki cementu i z nimi drałowałam - _mówi wprost Krogulska. - A jednocześnie grałam w szczypiorniaka, lubiłam biegi sprinterskie, a nawet ćwiczyłam gimnastykę artystyczną, w co trudno uwierzyć patrząc na moją dzisiejszą, atletyczną niemal sylwetkę. Trzykrotnie bezskutecznie zdawałam na AWF. Udzielałam się w konkursach recytatorskich, grałam w teatrzykach szkolnych, pisałam dziwne scenariusze, czego efektem było moje nieudane zdawanie do szkoły teatralnej w Krakowie. W końcu ukończyłam zootechnikę na krakowskiej Akademii Rolniczej, a w 80. latach teologię w Instytucie Papieskim w Częstochowie.
   Zaraz potem zaczęły się spełniać prognozy zakonników z Białegostoku i dziecięce, może nieco naiwne wówczas marzenia o krzyżach misyjnych. Pięć lat spędzonych w Kamerunie, rozbitych na cztery misje, wśród Pigmejów i plemion Bantu (prowincje Moloundou, Djout, Doume i Yokadouma) poza niezwykłym doświadczeniem misyjnym zaowocowały pracą doktorską, napisaną w ciągu roku, o hierarchii wartości Pigmejów Baka i uzyskaniem tytułu doktora nauk humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Misjonarka świecka ze Stadnik, zakochana w teologicznej, biblijnej metaforyce, mówi o tym tak:
- Praca na misjach to czas, kiedy Mistrz dał ci w dzierżawę winnicę, on jest jej właścicielem, a dostał ją od Ojca. Ale żyjący na tej winnicy ludzie - mniej lub bardziej świadomie - ją niszczą. Posyła więc ciebie, byś to zmienił. Do pracy na wyznaczonej winnicy Mistrz daje ci trzy narzędzia: modlitwę, jałmużnę i post.
   Misja w Kamerunie zaowocowała ponadto trzema jak na razie autorskimi książkami Krogulskiej, pisanym i wydawanym w rocznych odstępach: "Czy w niebie będzie las?", "On nas obroni", "Ja jestem biedny" a na ukończeniu znajduje się kolejna: "Co będzie z Maryją?", zaplanowana na rok przyszły. Trzecia w kolejności książka jest edytorskim debiutem Stowarzyszenia Misjonarzy Świeckich Inkulturacja z siedzibą pod domowym adresem pani doktor, która prezesuje mu od sześciu lat.
   Wspomniane stowarzyszenie od przyszłego roku szkolnego w Winiarach uruchamia liceum ogólnokształcące, które ma się zająć formowaniem osób świeckich, wyjeżdżających na misje
. - Ja nie jestem już młoda, a misje w Afryce potrzebują ludzi młodych, pełnych entuzjazmu i nowych pomysłów. Znając w stopniu bardzo dobrym francuski i hiszpański, i mając własne doświadczenia misyjne, zajmę się młodym pokoleniem misyjnym - kończy rozmowę pani Anna._
(ADOM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski