18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czterech ścianach...

Redakcja
Joanna Raszewska, pracownik socjalny w działającym przy MOPS punkcie informacyjno - konsultacyjnym dla osób uzależnionych, współuzależnionych oraz dla ofiar przemocy Fot. Zofia Sitarz
Joanna Raszewska, pracownik socjalny w działającym przy MOPS punkcie informacyjno - konsultacyjnym dla osób uzależnionych, współuzależnionych oraz dla ofiar przemocy Fot. Zofia Sitarz
Przychodzą do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z przypudrowanymi sińcami na twarzy, w dużych okularach przeciwsłonecznych i w chusteczkach zawiązanych na głowach.

Joanna Raszewska, pracownik socjalny w działającym przy MOPS punkcie informacyjno - konsultacyjnym dla osób uzależnionych, współuzależnionych oraz dla ofiar przemocy Fot. Zofia Sitarz

BRZESKO. Wg policyjnych statystyk w pierwszym półroczu w wyniku przemocy domowej ucierpiało 63 kobiety, 13 mężczyzn i 34 dzieci

Za wszelką cenę starają się ukryć to, że są pobite, powstrzymują łzy. Bardzo często się zdarza, że przed wejściem do pokoju długo się wahają. Wstydzą się prosić o pomoc.

- Maltretowane kobiety same przed sobą muszą się przyznać, że są ofiarami, większość z nich tłumaczy sobie, że prosząc o pomoc robi to dla dobra dzieci. Ale już samo przyjście do nas świadczy o tym, że długo poniewierane i zniewolone nabrały siły - mówi Joanna Raszewska, pracownik socjalny w działającym przy MOPS punkcie informacyjno-konsultacyjnym dla osób uzależnionych, współuzależnionych oraz dla ofiar przemocy.

Tylko w pierwszym kwartale tego roku punkt udzielił wsparcia 108 rodzinom. Po pomoc przychodzą najczęściej kobiety pozostające w toksycznym związku małżeńskim, a także ich dorosłe dzieci, chociaż zdarza się także, że w MOPS interweniują dzieci w wieku szkolnym (skutek przynoszą prowadzone przez policję i pracowników socjalnych akcje uświadamiające). Kobiety odwiedzające punkt można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza z nich oczekuje pomocy prawnej i są to panie, które zdecydowane są rozwiązać swoje problemy ostatecznie i rozstać się ze swoim oprawcą. Pracownicy MOPS redagują pisma procesowe do sadów okręgowych lub rejonowych o rozwód, separację, przyznanie alimentów. Inne kobiety chcą ratować małżeństwo, pod warunkiem jednak, że mąż się zmieni. Tym paniom proponuje się pomoc mediatora, ten z reguły jeździ do domu zainteresowanych.

Przychodzące do MOPS kobiety bardzo często mają na swoim ciele świeże ślady pobicia - siniaki, rany, zadrapania, nie wszystkie jednak gotowe są na to, aby złożyć zeznania obciążające męża tyrana. Są tak zniewolone i zastraszone, że od razu podejmują próby usprawiedliwiania agresora.

- Pamiętam przypadek, kiedy pani, pobita i posiniaczona, przyszła do mnie i od progu zaczęła tłumaczyć, że mąż zdenerwował się bardzo, bo w przedpokoju zostawiła buty dzieci. Wyjaśniała, że gdyby postawiła je w innym miejscu, do awantury by nie doszło. Podejmuję wówczas próby wyjaśniania tym paniom, że nikt, bez względu na powód, nie ma prawa ich bić. Kobiety w to nie wierzą, same siebie obwiniają za panującą w ich małżeństwie sytuację, ich samoocena i poczucie własnej wartości leżą w gruzach - dodaje Joanna Raszewska.

Kilka miesięcy temu pracownicy MOPS podjęli interwencję w rodzinie po telefonie dwunastoletniej dziewczynki, która ze szczegółami opowiedziała o kaźni, jaką ojciec urządzał całej rodzinie. Dzieci były bite, najmłodszy chłopczyk zamykany w ciemnej komórce, matka była bita i gwałcona na oczach pociech. Mimo to, kobieta przez cały czas tłumaczyła męża, brała winę na siebie, obarczała nią także dzieci. Tak działo się nawet w czasie rozprawy sądowej, ale mimo to mężczyzna dostał wyrok.

Dlaczego kobiety, które przez lata są bite i poniewierane, obwiniają za to siebie? Pracownicy MOPS twierdzą, że to norma. - Jeżeli kobieta przez kilkanaście lat słyszy, że do niczego się nie nadaje, to wreszcie zaczyna w to wierzyć - mówi dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Bogusława Czyżycka-Paryło. -Mąż ciągle jej powtarza, że gdyby nie on rodzina by głodowała, że nie umie dobrze gotować. Kobieta, która często z braku wykształcenia lub z powodu konieczności opieki nad liczną gromadka dzieci nie pracuje, wreszcie za pewnik przyjmuje, że zalicza się do gorszej kategorii. Długiej i ciężkiej pracy terapeutów i pracowników socjalnych trzeba, aby wróciła jej wiara w siebie.
Przemoc ma wiele twarzy, a oprawcy doskonale wiedzą, jak z niej korzystać. Bicie, wyzwiska, nękanie psychiczne to stałe obrazki. Bardziej wyrafinowani wykorzystują swoją przemoc materialną. Jako jedyni żywiciele rodzin, wymagają od swoich kobiet, aby te błagały ich o pieniądze na kupno książek dla dziecka, czy butów. Mężczyźni w zamian oczekują od swoich partnerek określonych zachowań seksualnych, spełnienia wyrafinowanych zachcianek. Niestety, kobiety dla świętego spokoju, przez niewłaściwie pojęte dobro rodziny, zgadzają się na wszystkie stawiane warunki.

Kiedy kobiety nabierają zaufania do pracowników MOPS, opowiadają mrożące krew w żyłach historie. O tym, że są notorycznie gwałcone.

- Podejrzewam, że do gwałtów dochodzi częściej niż wskazują statystyki - twierdzi Joanna Raszewska. - Ale kobiety rzadko o tym mówią z powodu wstydu i poczucia winy. Taką formę przemocy tolerują panie uzależnione emocjonalnie od swoich mężów, zdają sobie sprawę z okrucieństwa, czują ból i upokorzenie, ale nie potrafią żyć bez agresora. Wydaje im się, że po ich odejściu cały świat zawaliłby się im na głowę, nie poradziłyby sobie same.

Dyrektor Czyżycka - Paryło mówi o fazach przemocy w rodzinie. W pierwszej z nich, zwanej fazą napięcia, dochodzi do agresji słownej, przepychanek, ofiary cierpią na bezsenność, bóle głowy i inne zaburzenia somatyczne. Dość często zdarza się, że napastowane w ten sposób kobiety same prowokują dalsze awantury. W drugiej fazie - ostrej agresji - dochodzi do bicia, wyzwisk, gwałtów. Wtedy z reguły następują interwencje policji, która o trudnej sytuacji informowana jest przez bite kobiety, ich dzieci albo sąsiadów. Kiedy sytuacja taka trwa zbyt długo, kobiety same zaczynają szukać pomocy.

- Kolejny etap przemocy zwany jest fazą miodowego miesiąca. Agresor orientuje się, że postawa kobiety uległa zmianie, nie zgadza się z jego żądaniami, wówczas sam zaczyna postępować inaczej. Kupuje kwiaty, jest miły, nie bije, przeprasza. I z reguły kobiety ulegają, cieszą się, że oto ich ukochany stał się dobrym i czułym mężem. Ale ta faza nigdy nie trwa długo. Kiedy żona znowu staje się uległa, mąż okazuje swoją prawdziwą twarz. I cykl zaczyna się od nowa. Warto zauważyć, że faza miodowego miesiąca nie trwa długo, im cykle przemocy powtarzają się częściej, tym krócej - wyjaśnia Joanna Raszewska.

Najciemniejszą stronę domowej agresji stanowi bicie dzieci. Pracownicy MOPS mówią, że do kwestii wychowania dzieci ludzie podchodzą w sposób konserwatywny. Twierdzą, że nikt nie ma prawa ingerować w to, co dzieje się w życiu rodziny. Jak dzieci odreagowują agresję doskonale wie pedagog ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Brzesku.

- Spotykam się z dziećmi, które doświadczają przemocy domowej. Żyją w poczuciu ciągłego zagrożenia, poważnie zagrożone jest ich poczucie bezpieczeństwa. Nie mają poczucia przynależności. Mało tego, dość często dochodzi do sytuacji, w której dzieci myślą, że same są powodem agresji, obwiniają się za trudną sytuację w rodzinie. Mają lęki, żyją pod ciągłą presją, mają bardzo niską samoocenę - mówi Bogumiła Szymańska.
Dzieci cierpią jednak nie tylko psychicznie, skarżą się na wiele dolegliwości somatycznych - bóle głowy, bezsenność, zaburzenia ze strony układu pokarmowego i wiele innych. Trudno jest w takiej sytuacji o to, aby dziecko aktywnie uczestniczyło w życiu szkoły, klasy, żeby mogło się dobrze uczyć. Na szczęście, zarówno brzeskie szkoły, jak i policja organizuje wiele akcji, których celem jest uświadamianie dzieciom czym jest przemoc, jak się przejawia i gdzie mogą szukać pomocy. Wyedukowane w ten sposób dzieci być może szybciej sięgną po telefon i zdecydują się na rozmowę.

Po wsparcie do MOPS przychodzą także panowie.

- Mężczyźni, którzy z reguły mają większy niż kobiety problem z wyrażaniem swoich uczuć, starają się głównie o pomoc mediatora. Mężczyzna, który jest bity i poniewierany przez swoją żonę w opinii społecznej traktowany jest jako nieudacznik, nikt nie traktuje go poważnie. No bo jak można serio traktować faceta, który daje się kobiecie bić? Trzeba odejść od tych stereotypów, mężczyźni, którzy doświadczają przemocy bardzo cierpią z tego powodu. Kobieta, która wciela się w rolę agresora może być bardziej okrutna w swoich zachowaniach niż niejeden mężczyzna. Bije dzieci, męża, nie zajmują się domem, z reguły nadużywa alkoholu - dopowiada Joanna Raszewska.

Liczba interwencji domowych podejmowanych przez pracowników policji jest zatrważająco wysoka. Tylko w pierwszym półroczu było ich blisko 600, w ich wyniku ucierpiało 110 osób - 63 kobiety, 13 mężczyzn i 34 dzieci. 36 osób zostało zatrzymanych, przeciwko nim wdrożono postępowanie sądowe.

- Policjanci wyjeżdżający na interwencje mówią, że z reguły powodem agresji domowej jest alkohol. Kłótnie i bijatyki wybuchają o błahostki - o papierosa, o niesmaczną kolację, o spóźnienie do domu - wyjaśnia rzecznik brzeskiej policji, Ewelina Buda.

Aby sprostać wymaganiom klientów, zarówno MOPS, jak i policja z coraz większą starannością szkolą swoich pracowników.

- Jeszcze kilka lat temu pracownik socjalny nie musiał mieć wyższych studiów. Teraz, problemy, które musimy rozwiązać są coraz bardziej skomplikowane i wymagają od nas coraz większej wiedzy z wielu dziedzin. Musimy być po trosze psychologami, pedagogami, socjologami. Wszyscy nasi pracownicy socjalni mają skończone wyższe studia pedagogiczne bądź psychologiczne i ciągle się uczą - dodaje dyrektor Czyżycka-Paryło.

- Policjanci biorą udział w szkoleniach i kursach z zakresu psychologii, umożliwiają im one zdobycie wiedzy o sposobie postępowania w konfliktowych sytuacjach domowych. Funkcjonariusze uczą się, jak skutecznie działać, łagodzić konflikty - dopowiada Ewelina Buda.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej realizuje projekt "Powstrzymać strach", którego celem jest przeciwdziałanie przemocy w rodzinie. Hasłem przewodnim projektu są słowa Janusza Korczaka "Są różne straszne rzeczy na świecie, ale najstraszniejsze, gdy dziecko boi się ojca, matki, wychowawcy.... Boi się zamiast kochać. Zamiast szanować".
Dyrektor Czyżycka-Paryło apeluje, aby przemocy nie traktować jako rodzinnej tajemnicy.

- To zjawisko dotyka nie tylko rodzin z marginesu społecznego, czy zagrożonych patologiami. Dochodzi do niej także w rodzinach dobrze sytuowanych, które cieszą się statusem porządnych i dobrze ułożonych. Wszyscy - nauczyciele, sąsiedzi, znajomi - musimy zareagować na pierwsze objawy przemocy. Nie ma zapewne sposobu, aby całkiem ją wyeliminować, ale jak zareagujemy na nią odpowiednio, oprawcy poczują się mniej pewnie. Uchronimy w ten sposób wiele osób - mówi.

Zofia Sitarz

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski