Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W domu rodzinnym wyciągało się zastawę tylko od wielkiego dzwonu

Rozmawia Katarzyna Kachel
Fot. Anna Kaczmarz
Wychowałem się na wsi, gdzie nie przywiązywano wagi do tego, na czym podaje się posiłki. Nie było konieczności. Babcia gotowała wyśmienicie i nie potrzebowała estetycznych sztuczek. Zresztą do dziś na jej hasło: jest gar kapusty, zlatuje się niemal cała rodzina – mówi biznesmen Adam Witek.

– Lubi Pan jeść?

– To chyba widać. Nic się niestety nie ukryje.

– Inaczej smakuje obiad podany na ładnym talerzu, zjedzony przy pięknie ubranym stole?

– Oczywiście. Już to pani nagrywa?

– Tak, choć nagrywanie nie jest teraz dobrze odbierane.

– Nie mam nic do ukrycia.

– A zatem?

– Gdybym w to nie wierzył, nie prowadziłbym interesu, który polega na tym, że proponuję osobom, które lubią jeść i doceniają rytuały z tym związane, nowe dekoracje, kształty, wynalazki. Coraz więcej restauracji przywiązuje też wagę do sposobu serwowania dań. Do tego pierwszego kontaktu. I choć potem może być już gorzej, zawsze trzeba wychodzić z założenia, że jemy oczami. To, co ładne i gustowne, nas przyciąga, wprawia w dobry nastrój. Im piękniejsza oprawa, tym chętniej sięgamy po daną potrawę.

– Sprzedaje Pan drogie rzeczy?

– Różne. Można u nas ozdobić stół mówiąc kolokwialnie „na bogato”, świątecznie – zrobić prawdziwe dekoracyjne show. Ale oczywiście mamy także zestawy do codziennego użytku, już nie takie wysublimowane.

– Kiedy Pan zrozumiał, jak ważna jest ta estetyka? W domu celebrowało się wspólne posiłki?

–Wychowałem się na wsi i specjalnie nie celebrowaliśmy posiłków. Zastawę stołową wyciągało się właściwie tylko podczas wielkich świąt, na Wielkanoc czy Boże Narodzenie. I były to przepiękne rzeczy kupione jakimś cudem przez rodziców w tamtych siermiężnych czasach.

– Porcelana, srebra?

– Mieliśmy cudne wyroby z wielu fabryk, np. z „Krzysztofa” czy z Chodzieży. A także wielki serwis z Ćmielowa, chyba przedwojenny. Mama wyciąga go od wielkiego dzwonu. Pamiętam dobrze talerz z goździkiem, który wyglądał jak żywy, a także cacka z szerokim pasem platyny – które, to już wiem – są bardzo ciężkie do wykonania. I kosztowne. Kto by teraz za to tyle płacił? Byłem dziś w Biedronce, gdzie zwróciłem uwagę na serwisy obiadowe. Ktoś oglądał talerz głęboki, w którym zauważyłem dwie dziury. Chyba im się szybko nie sprzeda, bo nie dość, że brzydkie, to jeszcze wybrakowane.

– Podobno jest Pan zakręcony na punkcie wzornictwa?

– I to tak bardzo, że kupiłem sobie fabrykę kalkomanii w Wałbrzychu, która te dekoracje na talerze produkuje. Mam już kilka pomysłów zdobniczych, które pojawią się w tegorocznych kolekcjach. Zobaczymy, jak będą ocenione przez naszych klientów na całym świecie.

– Kto gotował w Pana rodzinnym domu?

– Głównie babcia i mama. Była to tradycyjna polska kuchnia. Babcia, która dziś ma 96 lat, wciąż tak świetnie gotuje, że mama nigdy nie osiągnie takiego mistrzostwa. Nie jest w stanie jej dorównać ani kunsztem kulinarnym, ani smakiem potraw. Babcia mocno dzierży kuchnię w swoim ręku. Gotowanie wciąż sprawia jej dużą radość!

– Tradycyjna, czyli głównie co?

– Na przykład kapuśniak. To firmowe danie, na które zwykle zjeżdża się cała rodzina. Wystarczy, aby babcia dała tylko hasło: ugotowałam gar kapusty, a od razu w drzwiach staje moja siostra, ja, często dalsi i bliżsi wujkowie.

– Święta zawsze przygotowuje się „na bogato”?

– W czasie wigilii nie było może dwunastu potraw, ale zawsze jest barszczyk z uszkami, kapuśniak z grzybami, smażony karp, kapusta z grochem. No i muszą być kluski z makiem i rodzynkami, to tradycyjne danie z okolic, gdzie urodził się tata – Doliny Kluczwody.

– Pan potrafi gotować?

– Nie umiem tego ocenić, ale czasami staję przy garnkach.

- Jaka to kuchnia?

– Wykwintna… To oczywiście żart. Ale umiem przyrządzić jarzyny, lekkie obiady. No i potrafię zrobić naprawdę dobrego karpia. Tradycyjnego, smażonego.

– Jakich smaków szuka Pan jedząc poza domem?

– Lubię kuchnię meksykańską: zupy, burrita, dużo papryki, a także japońskie sushi. Często chodzimy ze znajomymi do restauracji Miód&Malina, gdzie można popróbować polskiej kuchni, świetnej gęsiny, gołąbków czy racuchów. Na śniadanie zaś zachodzę zwykle do Europejskiej. Lubię klimat tego miejsca.

– Dania egzotyczne?

–Tylko za granicą. W Chinach, gdzie często bywam, lubię jeść w restauracjach syczuańskich i małych lokalnych knajpkach. To kuchnia ekstremalnie pikantna. Jem wszystko z dziką pasją, nie patrząc, że dania często podawane są na plastikowych talerzach…

– Widzę, że lubi Pan smaki ostre?

– W czymś trzeba być ostrym. Pracownicy wiedzą, że jestem łagodny jak baranek, więc przynajmniej kuchnię wybieram ostrą.

– Mówił Pan na początku, że wychował się na wsi. Dziś Modlniczka wygląda jak wielkie centrum handlowe.

– Faktycznie, kiedyś w tym miejscu był wielki sad i kurniki. Potem ziemię przecięła autostrada, na miejscu sadu stanął salon meblowy mamy, potem w miejscu pól uprawnych wyrosło centrum i hotel. Takie życie.

***

Witek’s to firma istniejąca na polskim rynku od ponad 20 lat.
Specjalizuje się w sprzedaży porcelany, szkła oraz całej gamy artykułów wyposażenia wnętrz.

W dziedzinie wzornictwa stara się być na bieżąco, uważnie śledzić trendy na rynkach światowych, proponując uznane nowości. Witek’s współpracują z renomowanymi producentami zagranicznymi i polskimi, takimi jak choćby Lubiana, Karolina czy Chodzież.

Stara się, by ich oferta była niepowtarzalna, dlatego większość naszej kolekcji stanowi asortyment produkowany specjalnie dla nich „na tak zwaną wyłączność”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski