Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W duńskiej szkole Misia czuła się jak obywatelka klasy B. Dziś śpiewa na własnych warunkach

Paweł Gzyl
Misia nagrywa solową płytę z Leszkiem Biolikiem, dawnym muzykiem Republiki
Misia nagrywa solową płytę z Leszkiem Biolikiem, dawnym muzykiem Republiki Fot. Materiały prasowe
Dostała Paszport Polityki, wyróżniono ją Fryderykiem, pojawia się w kolorowyc h gazetach. Ale Misia Furtak celebrytką być nie chce.

Młodzi muzycy psioczą na czym świat stoi na polską scenę muzyczną. Narzekają, że nie mają szans wydać płyty, a radia nie puszczają ambitniejszej muzyki. Wszyscy marzą tylko o tym, żeby wyjechać na Zachód, gdzie show-biznes czeka na nich z otwartymi ramionami. Tymczasem może być zupełnie inaczej. Ktoś, kto mógł działać na Zachodzie, wraca do Polski i właśnie tutaj odnosi sukces. I to nie byle jaki, bo mierzony prestiżowymi nagrodami i występami na największych festiwalach. Nie wiecie o kim mowa? O Misi Furtak.

Kiedy odkryła u siebie muzyczne fascynacje, rodzice nie byli zbyt zadowoleni. Jak wszyscy dorośli wyobrażali sobie zupełnie inną przyszłość dla swej córki. Wiadomo, lekarz albo prawnik. Ona wolała śpiewać. Ulegli i posłali ją do szkoły muzycznej. Okazało się jednak, że rzeczywistość niezbyt pasowała do dziecięcych marzeń.

– Od piątego roku życia uczyłam się gry na skrzypcach, pianinie i flecie – wspomina. – Niestety, polski system szkolnictwa muzycznego, opierający się na kształceniu wirtuozów jednego instrumentu, skutecznie zniechęcił mnie do grania. Wróciłam do tego dopiero, gdy miałam dwadzieścia lat.

Misia dowiedziała się wtedy, że w Danii są szkoły, w których można uczyć się różnych rodzajów sztuki – muzyki, malarstwa czy rzeźby. Pozwalają one sprawdzić się w konkretnej dziedzinie i ocenić, czy to dobry pomysł na dalsze życie bez podejmowania konkretnych zobowiązań. Nie namyślając się wiele i znów wbrew przestrogom rodziców, pojechała do Danii.

To był strzał w dziesiątkę. W nowej szkole nikt nie mówił studentowi, że „tak jest dobrze, a tak jest źle”, a nauczyciele zachęcali do tego, żeby próbować wszystkiego na własną rękę.

– W budynku uczelni była sala koncertowa, miejsce prób i studio nagraniowe – wylicza. – Brało się do nich klucze i jedyne, o czym trzeba było pamiętać, to żeby zamknąć wszystko, kiedy się po północy stamtąd wychodziło. Dzięki takiemu podejściu w mojej głowie nastąpiła przestawka – zaczęłam grać, śpiewać, pisać i komponować. Zrozumiałam, że to wcale nie jest takie głupie i że wcale sobie tego sama nie wymyśliłam bez sensu.

W szkole młoda Polka poznała międzynarodowe towarzystwo. Dwóch chłopaków szczególnie przypadło jej do gustu – Anthony i Tom. Obaj chodzili wcześniej do szkoły w Luksemburgu i tam założyli swój pierwszy zespół. Ponieważ po przeniesieniu się do Danii nadal planowali muzyczną działalność, wciągnęli Misię do spółki. Tak narodził się zespół o niekonwencjonalnej nazwie Tres.b.

– Kiedy zagraliśmy po raz pierwszy, nasze brzmienie było nierówne, hałaśliwe, nie umieliśmy sobie z nim poradzić – wyjaśnia wokalistka. – Skojarzyło się nam ono z filmami klasy B. Poza tym ja, Anthony i Tom byliśmy jedynymi obcokrajowcami w szkole, a więc odstawaliśmy od reszty. Czuliśmy się, jak ludzie klasy B. Żeby podkreślić swoją odrębność, użyliśmy francuskiego słowa „tres”, którego w Luksemburgu używa się w slangu dla podkreślenia jakiejś cechy, na przykład „tres cool”. W ten sposób powstała nasza nazwa – Tres.b.
W Kopenhadze nie zagrzali długo miejsca. A ponieważ Misia dostała się na studia do Maastricht, chłopaki zrezygnowali ze swych planów i wyjechali z nią do Holandii. Zamieszkali tam w domu kumpla, który później dołączył do zespołu jako drugi gitarzysta. Razem nagrali w garażowych warunkach płytę – „Scylla And Charybdis”.

– Żeby wszystko miało sens, musieliśmy założyć firmę – tłumaczy wokalistka. – Zarejestrowaliśmy się, podpisaliśmy odpowiednie umowy i działaliśmy jako trzyosobowe przedsiębiorstwo. Nic to nie kosztowało – było nam więc łatwo wystartować na początku, kiedy nie mieliśmy jeszcze żadnych zarobków. Czuliśmy zatem niezależność i mogliśmy po swojemu układać wszystkie sprawyzwiązanez __działalnością zespołu.

Wszystko szło dobrze – muzycy tworzyli nowe piosenki, grali koncerty w klubach, fani zaczęli interesować się zespołem. Kiedy przyszło do nagrań drugiej płyty, Misia zaproponowała swym kolegom wyjazd do Polski. Jej znajomy, z którym świetnie się rozumiała w sprawach muzycznych, miał w Warszawie swoje studio. Cała trójka spakowała się więc i zameldowała pewnego dnia pod Pałacem Kultury i Nauki.

Już podczas prac nad nowym materiałem po stołecznej scenie muzycznej rozniosły się wieści o tym niezwykłym zespole. Nic więc dziwnego, że do drzwi studia zaczęli pukać szefowie kolejnych wytwórni płytowych. Kiedy nowa płyta Tres.b ukazała się na rynku, krytycy pisali o niej w samych superlatywach, a publiczność chętnie przychodziła na promujące ją koncerty. Drugi album jeszcze podniósł notowania formacji. Posypały się nagrody – statuetka Fryderyka i Paszport Polityki.

– Otworzyło się wtedy przed nami wiele drzwi – cieszy się Misia. – Pojawiło się więcej zamówień na koncerty, jesteśmy lepiej traktowani, więcej ludzi z mediów chciało z nami rozmawiać. To, że zagraliśmy trasę i że było wokół nas tyle zamieszania, wynikało właśnie z przyznania nam takiego „znaku jakości”. To się jeszcze nie przekłada na sprzedaż płyt. Ciągle nie ma czegoś takiego, że po takiej nagrodzie słuchacz idzie do sklepu czy zamawia w internecie album nagrodzonego wykonawcy.

Sukces, jaki Tres.b odnieśli w Polsce, sprawił, że muzycy całkowicie zapomnieli o podbijaniu Zachodu. Skupili się na rodzimym rynku, grając kolejne trasy koncertowe, które przysporzyły im wierną grupę fanów. – Pewnie, gdyby płyta nie miała tak dobrego przyjęcia, zastanawialibyśmy się, co robić dalej – tłumaczy Misia. –Bo w naszym przypadku pozostanie w Polsce nie było wcale takie oczywiste – przecież chłopcy mają swoje rodziny w Luksemburgu, mają pogmatwane korzenie, więc moglibyśmy przenieść się w wiele miejsc. Ale tutaj jesteśmy w dobrym otoczeniu, dużo się wokół nas dzieje.

Ubiegłego lata Tres.b miało zagrać w Krakowie podczas Coke Live Festivalu na małej scenie. W dniu imprezy okazało się, że główna gwiazda, amerykański zespół Wu-Tang Clan spóźni się na swój występ. Organizatorzy postanowili więc dokonać szybkiej zamiany – i zaproponowali Tres.b występ na dużej scenie przed dwudziestotysięcznym tłumem. Męska część zgodziła się od razu, Misia protestowała, ale ją przegłosowano. Stres był ogromny – ale festiwalowa publiczność przyjęła zespół entuzjastycznie. Po koncercie Misia zeszła ze sceny, przysiadła gdzieś z boku i... zasnęła. Być może to właśnie te emocje sprawiły, że kilka tygodni później muzycy ogłosili zawieszenie działalności.

– Byliśmy bardzo zmęczeni – potwierdza Misia. – Próba zmuszania się to tworzenia czegoś, z czego nikt nie byłby zadowolony, byłaby kompletnie bez sensu. Postanowiliśmy więc zatrzymać się na tym, z czego wszyscy jesteśmy dumni i na spokojnie zastanowić się, co dalej.
Młoda wokalistka nie próżnuje. Wraz z dawnym muzykiem Republiki, a obecnie wziętym producentem, Leszkiem Biolikiem, nagrywa solową płytę, firmując ją pseudonimem Misia Ff. Ku jej zdumieniu, wydawnictwo okazało się jeszcze większym sukcesem niż albumy Tres.b., a pochodząca zeń dowcipna piosenka „Mózg” trafiła nawet na listę przebojów radiowej Trójki. Ta popularność sprawiła, że Misia została zaproszona przez TVP na występ podczas sylwestrowej gali we Wrocławiu, a kobiece magazyny zaczęły umieszczać jej zdjęcia na okładkach. Wszystko wskazuje na to, że na firmamencie polskiego popu rozbłysła nowa gwiazda.

– Póki co, jestem ciekawa, jak daleko można zajść w tym tak zwanym show-biznesie na własnych warunkach – zastanawia się Misia. – Generalnie uważam, że wszystko jest dla ludzi. Pytanie tylko, czy trzeba się naginać i ustępować. Robię więc różne rzeczy, ale tak, żeby sobie samej nie mieć nic do zarzucenia.

***

Michalina Furtak – wokalistka i basistka. Znana głównie jako członkini rockowego tria „Tres.b”. Nagrała z nimi trzy albumy: Scylla and Charybdis (2007), The Other Hand (2010) i 40 Winks of Courage (2012).

Na razie zespół i Misia odpoczywają od siebie.**

Dziewczyna pracuje nad solową płytą.

Cała jej rodzina to Łemkowie z Beskidu Niskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski