– Oglądał Pan mecze mistrzostw świata w Kraków Arenie?
– Tak, wszystkie oprócz dwóch: Portoryko – USA i Portoryko – Włochy. Miałem okazję zobaczyć siatkówkę na najwyższym poziomie.
– Widząc w akcji swych następców, nie zazdrościł im Pan? Gdy Pan występował w kadrze, nikt nie śmiał nawet marzyć o siatkarskim mundialu w Polsce.
– Odczuwałem nie zazdrość, ale dumę, że w Krakowie powstała nowoczesna hala, w której mogą się odbywać tak ważne imprezy. Mecze w Kraków Arenie stały na wysokim poziomie. Grały w niej drużyny tworzące „grupę śmierci”. Ten mundial to pierwsze w Polsce od 1976 roku mistrzostwa świata w grach zespołowych. Poprzednie rozgrywane były w hokeju, gdy nasza drużyna sensacyjnie pokonała ZSRR 6:4.
– Śledzi Pan występy Polaków. Wierzy Pan, że zdobędą medal?
– Mam już zarezerwowane bilety na finał w Katowicach, gdzie pojadę – i mówię to głośno – zobaczyć Polaków. Nie dopuszczam myśli, że mogliby do niego nie awansować. Zaimponowali mi już od pierwszego meczu, z Serbami.
Nasi zawodnicy wytrzymują presję i oczekiwania mediów oraz kibiców. Ich atutem, oprócz umiejętności, jest psychika. Paweł Zagumny gra jak profesor, tak jak podczas mistrzostw świata w Japonii, gdzie nasza drużyna zdobyła srebro. Ala wielka gra roz- pocznie się dopiero od drugiej fazy mundialu.
– Kto może zagrozić Polakom w drodze po złoto?
– Nie będę oryginalny w tej kwestii. Nie oglądałem meczów Rosji, bo skupiłem się na śledzeniu meczów w Krakowie, ale znam jej wyniki, czytałem opinie o jej grze. To dla mnie kandydat do medalu. Mocna jest rozkręcająca się w każdym turnieju ekipa USA.
Z kolei Francja prezentuje siatkówkę opartą na doskonałej grze w przyjęciu i obronie. Brazylia ma potencjał, może jeszcze przeżyć metamorfozę, ale nie typuję jej do złotego medalu. Iran już w Lidze Światowej demonstrował dobrą grę, jest groźny.
– Za czasów Pana gry siatkówka było nieco inna. Sety trwały do piętnastu, punkty można było zdobywać tylko po własnym serwisie. Nie było libero. Jak Pan postrzega te i inne zmiany?
– Różnic jest więcej. Dawniej można było blokować piłkę lecącą po zagrywce tuż nad siatką, nie można było natomiast odbić piłki nogą. Obrona piłki sposobem górnym – palcami – traktowana była jako błąd podwójnego odbicia, czyli niedozwolone zagranie.
Zmiana sposobu punktacji oznacza skrócenie czasu gry, a dla niej samej zapewnia większą medialność. Kiedyś jeden set mógł trwać ponad godzinę, co utrudniało pokazywanie siatkówki w telewizji. Podczas zawodów Przyjaźń-84 na Kubie graliśmy w Hawanie z gospodarzami aż trzy godziny i 42 minuty.
– Dawniej drużynę tworzyli rozgrywający i pięciu pozostałych zawodników. Teraz stanowią ją: przyjmujący, rozgrywający, atakujący, środkowi i libero. Odnalazłby się Pan w dzisiejszej siatkówce?
– Kiedyś zawodnicy grali w sposób bardziej techniczny, byli wszechstronni. Ja byłem zawsze przyjmującym, ale z prawego skrzydła chodziłem na „krótką”. Wszyscy musieli umieć przyjmować piłkę.
Rozgrywający potrafił atakować. A bywało także, że grało jednocześnie dwóch rozgrywających. Wojciech Drzyzga jeden z sezonów grał w Legii Warszawa wyjątkowo nie jako rozgrywający, ale jako przyjmujący i został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi!
Dziś w siatkówce panuje duża specjalizacja. Kilka dni temu rozmawiałem z Andrzejem Martyniukiem i Ryszardem Jurkiem – którzy też byli przyjmującymi – właśnie na temat zmian w siatkówce. Uwzględniając nasze wyszkolenie techniczne, predyspozycje skocznościowe, wzrost i warunki treningowe, jakie są obecnie, widzę dla nas miejsce w dzisiejszej siatkówce.
– Zmieniły się nie tylko przepisy gry i role zawodników na boisku, ale i ich... gabaryty.
– Ja, mając 196 centymetrów wzrostu, ważyłem 81 kilogramów. Ireneusz Kłos i Zbigniew Zieliński, którzy mierzyli 196 i 198 centymetrów, ważyli po 94 kilogramy. Trener Hubert Wagner uważał, że są za ciężcy, dlatego ordynował im dodatkowe treningi, by zbili wagę. Dziś gracze mają 2 metry wzrostu i ważą 100 kilogramów. Siatkówka zrobiła się bardziej atletyczna.
– Ma Pan w kolekcji medal mistrzostw Europy. W mistrzostwach świata nie zagrał Pan z powodu kontuzji, a na igrzyskach ze względu na przyłączenie się Polski do bojkotu, na który zdecydował się ZSRR i inne kraje...
– O tym, że nie pojedziemy do Los Angeles, dowiedzieliśmy się podczas pobytu na obozie w Font-Romeu. Powiedział nam o tym na porannym treningu trener Wagner. Mieliśmy już nominację, olimpijskie kółka, stroje i sprzęt. I bardzo mocny skład. Mieliśmy jechać po olimpijski medal.
Gdy się dowiedzieliśmy o bojkocie, w drużynie zapanował wielki smutek i żal, bo cztery lata ciężko pracowaliśmy. Tomasz Wójtowicz i Lech Łasko zrezygnowali z gry w kadrze.
Na wspomniany turniej na Kubę, zorganizowany wzamian za igrzyska, polecieliśmy w okrojonym składzie. Zdobyliśmy brązowy medal, dzięki czemu mam olimpijską emeryturę. Nie miałbym jej, gdybym wcześniej nie dostał olimpijskiej nominacji.
DAWNY AS PARKIETÓW
Wacław Golec był jednym z czołowych polskich siatkarzy w latach 80. ubiegłego wieku. Czterokrotnie zdobywał mistrzostwo naszego kraju (po dwa razy z Legią Warszawa i Hutnikiem Kraków), raz srebrny i raz brązowy medal (oba z Hutnikiem).
W latach 90. z Las Palmas Gran Canaria sięgnął po pięć tytułów mistrza Hiszpanii oraz po trzy Puchary Hiszpanii. W reprezentacji Polski występował w latach 1983-1992. Zdobył znią wicemistrzostwo Europy (1983), brązowy medal zawodów Przyjaźń-84 oraz czwarte (1985) i siódme (1989) miejsce w mistrzostwach Starego Kontynentu.
(FIL)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?