Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W głowie Marty rodzą się ubrania wygodne z natury

Katarzyna Kachel
Ubrania projektowane przez Martę są prawdziwe, indywidualne. Takie, jak ona
Ubrania projektowane przez Martę są prawdziwe, indywidualne. Takie, jak ona Fot. JOANNA URBANIEC
Pasje. Nie chciała nosić ciuchów, które szyją niewolnicy. Powiedziała stop sieciówkom i stworzyła ekologiczne Bozzolo. Made in Poland

Istnieją na świecie rzeczy niezmienne. Istnieją i takie, od których uciekamy, by potem do nich wrócić. Kierując się sentymentem, potrzebą odzyskania przeszłości, ciekawością, chęcią schowania się przed wielkim światem. I Marta wracała. Do Roztocza, magicznej krainy, która kiedyś wydawała jej się ciasna i nieatrakcyjna, rodzinnego domu, który tak szybko chciała przed laty opuścić, do smaków dzieciństwa i natury.

Chciała na nowo odnaleźć wszystko to, co wydawało się, że czeka na nią w wielkim świecie. - Byłam niemal na wszystkich kontynentach, smakowałam dań tak oryginalnych, że nie pamiętam nawet ich nazw, widziałam rzeczy niezwykłe, by w końcu paradoksalnie zatęsknić za __tym, co znane - mówi.

Co swojskie, dobre i zdrowe. I w tym wszystkim Marta schowała się jak w kokonie. A słowo kokon za chwilę w tej historii nabierze całkiem nowego znaczenia.

Tylko maszyny nie zepsuj
Lasy sosnowe. Jawor, buk, także lipa. No i kasza jaglana. To pamięta dokładnie. Zresztą, gdy Marta siądzie w swojej pracowni i zacznie wspominać, historie z dzieciństwa wracają do niej wyjątkowo łatwo. Jakby tylko czekały na moment, jakiś impuls. Są podszyte nostalgią i sentymentalizmem. Bo jak inaczej nazwać to, co kieruje projektantką, gdy mówi: Tam chciałabym żyć, mieszkać. Tamtym powietrzem oddychać.

Sentymentalizm wcale nie musi być zły. W życiu Marty nie jest. Jest, można by nawet pokusić się o takie stwierdzenie, napędzający. Ale o tym później. Na razie czas na maszynę do szycia.

Mama wniosła ją w posagu, w którym najprawdopodobniej była najcenniejszą rzeczą. „Tylko jej nie zepsuj, cały czas słyszałam” - te słowa Marta pamięta do dziś.

Maszyny stały w domu niemalże wszystkich gospodyń z Roztocza. Idealne do szybkich przeróbek, błyskawicznych poprawek, wykończenia firanek czy przeszycia pieluch. Kto by wówczas patrzył na to, jak zmienia się moda, kto by się zastanawiał, jak można się w tej szarej rzeczywistości wyróżnić?

No chyba że Marta. Projektowała w swojej głowie rzeczy, które później na maminej maszynie przybierały realne kształty. Na szarych dresach pojawiały się kolorowe pasy, a proste bluzy zyskiwały kolorowe frędzle.

Właściwie tak do końca nie wie, dlaczego wtedy nie pomyślała, że chce szyć i projektować ubrania. Może nie było to modne, a może to jeszcze nie był ten czas. Wtedy chciała uciec z małej wioski, z domu, do wielkiego świata. - _Miałam kilkanaście lat, kiedy przyjechałam do Krakowa. Zobaczyłam wielki dworzec, tramwaje. „Tak… tu chciałabym zostać” - rozmarzyłam się wówczas -_wspomina.

Kiedy zdała na studia biologiczne poczuła się tak, jakby złapała Pana Boga za nogi. Była jedną z niewielu osób w szkole, która zdecydowała się na studia w wielkim mieście.

Bozzolo znaczy kokon
Materiał był z Łodzi, wielofunkcyjna maszyna do szycia z fabryki Łucznik w Radomiu. - Mama kupiła mi ją na __drugim roku studiów - pamięta dobrze. Studiowała biologię i kroiła marynarki oraz spódnice. Dla całej rodziny. Martwiła się, że jej ścieg nie jest idealny. Nie taki jak ze sklepu - myślała, ucząc się o bakteriach, wirusach, czynnikach etiologicznych chorób. - Ukończyłam studia z __dobrym wynikiem - mówi, choć do końca nie jest pewna, czy ma to znaczenie dla tego tekstu.

A co ma? To, że Marcie rodziły się dzieci, że między jednym, drugim a trzecim maluchem zrobiła studia podyplomowe - genetykę. Pracowała w laboratorium mikrobiologicznym, robiła specjalizację. Nie umiała gotować. A skoro brakowało jej takich umiejętności, zaczęła w kuchni eksperymentować. Z koleżanką z sąsiedztwa zaczęły bawić się ekologią. Bo na początku faktycznie była to zabawa. Kuchnia pięciu przemian, sadzenie własnych ziemniaków i innych warzyw, pieczenie chleba, robienie masła i serów - stało się z czasem tak naturalne, że dziś nie widzi w tym niczego wyjątkowego. Tego, że robi mydło i prowadzi pracownię ekologicznych ubrań, też nie. - Była odpowiedzią na __bieżące potrzeby - mówi o początku swojej firmy, niezrażona, że pijarowsko brzmi to kiepsko. - Ale tak właśnie było - upiera się.

Bozzolo to nazwa pochodząca z języka włoskiego. W dosłownym tłumaczeniu oznacza kokon. Bozzolo to nazwa firmy Marty, w której powstają ubrania wygodne z natury. Otulające ciało. Tworzone z pasją. - Potrzebowałam czegoś dla dzieci, projektowałam i __dawałam krawcowym, które miały lepszy ścieg niż ja - wspomina.

Tyle że ubrania zaczęły się podobać. Rówieśnicy dzieci Marty chciały podobne, obce panie, które widziały Martę ubraną w oryginalne płaszcze i marynarki - też: - Zaczepiali mnie, pytali: „dlaczego Pani nie zacznie tego sprzedawać”.

No to zaczęła. Najważniejsze było dla niej, by materiały pochodziły od polskich producentów, a ubrania powstawały w godnych warunkach, nie na zasadzie niewolnictwa. Powtarza: - Ma być wygodnie, bezpretensjonalnie i naturalnie. To rzeczy, w których można chodzić do pracy, można je także założyć do __teatru.

Są jak Marta. Prawdziwe, indywidualne i szczere. - Nie chcę narazić się na śmieszność, twierdząc, że nie traktuję Bozzolo jak biznesu, ale poza biznesem ważne jest, by w projektach pokazać moje korzenie, moją filozofię życia.

I wszystkie powroty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski