467 wypraw ratunkowych, do tego około 500 drobniejszych interwencji oraz ponad 300 zwózek połamanych narciarzy.
Ilu ludziom pomógł? – Tego się nie liczy. Pewnie uzbierałoby się w sumie z 1000 osób – śmieje się Piotr Bednarz, zawodowy ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który po 30 latach pracy odchodzi na emeryturę.
Bednarz ślubowanie ratownika złożył w 1979 roku, a pracę na etacie rozpoczął w 1985 roku. Przepytaliśmy Piotra o wspomnienia z pracy. Takie jego „naj...”
Najważniejszy dzień
– Jak tak sięgam pamięcią, to chyba takim dniem, który najbardziej zapadł mi w pamięci, był dzień, gdy złożyłem ślubowanie na ręce naczelnika TOPR – wspomina Piotr Bednarz. Naczelnikiem górskiego pogotowia był wówczas Jerzy Klimiński.
Najtrudniejsza akcja
To początek jego działalności w TOPR. Początek lat 80. Ratownicy poszli po dwóch taterników z Krakowa. – Panowie spadli w trakcie wycofywania się z Cubryny. Szukaliśmy ich prawie dwie doby. Okazało się, że są w Dolinie Piarżystej na Słowacji. Byli martwi – wspomina. Ratownicy transportowali ich ciała.
– Była paskudna zima, śnieżyca, mróz. Zły sprzęt, złe ubranie. Byłem wycieńczony fizycznie i psychicznie. Dostałem tak w kość, że miałem nawet chwilę zawahania, czy zostać w pogotowiu, czy zrezygnować – wspomina Bednarz.
Najtragiczniejszy dzień
Tych niestety było kilka. W pamięci najbardziej zapadła mu lawina pod Szpiglasową Przełęczą z 2001 roku, w której zginęli dwaj ratownicy TOPR, Marek Łabunowicz i Bartek Olszański. – Byłem wtedy przewodnikiem psa lawinowego. To było straszne przeżycie – mówi.
Niełatwo było też w 2003 roku, gdy pod Rysami doszło do najtragiczniejszego w polskich Tatrach wypadku lawinowego. Śnieg porwał grupę licealistów z Tychów. Zginęło osiem osób.
– Byłem w pierwszej grupie ratunkowej. Z psem lawinowym leciałem na pokładzie śmigłowca. Z pokładu maszyny widzieliśmy jedną z porwanych dziewczyn – opowiada.
– Targały wtedy człowiekiem różne uczucia. Były pytania do Boga, do ludzi, do świata, dlaczego tak się stało.
Najśmieszniejsze zdarzenia
Na szczęście przydarzały się nie tylko sytuacje tragiczne. Nie brakowało i zabawnych, które też zapadły w pamięć.
– Zawsze śmieszyły mnie telefony do centrali TOPR jesienią. Wtedy jest rykowisko jeleni. Ludzie niemal co roku wydzwaniają do nas zaniepokojeni, że goni ich ryczący niedźwiedź. Tymczasem te drapieżniki nie ryczą. Ja zawsze prosiłem turystę, by mi do słuchawki telefonu zaryczał tak jak ten domniemany niedźwiedź. Włączałem wtedy telefon na zestaw głośnomówiący. Z kolegami ratownikami podziwialiśmy takie wokalne popisy – śmieje się ratownik.
Największa zmiana
Zmiana, jeśli chodzi o ratownictwo górskie, bo 30 lat to jak skok przez ocean. – Według mnie największym przeskokiem jest kwestia transportu poszkodowanych i dotarcia ratowników do miejsca wypadku. Teraz są lepsze samochody czy quady. Jest łatwiej i szybciej – dodaje na koniec.
Piotr Bednarz za 30-letnią pracę i członkostwo w tatrzańskim pogotowiu dostał odznaczenie – Brązowy Krzyż Zasługi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?