Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Grojcu dyrektor łamał prawo, wynika z uzasadnienia wyroku

Ewelina Sadko
PZOL mieści się w budynkach przy alei Ogrodowej na terenie parku i zabytkowego pałacu. Sam pałac jest w tej chwili używany jako magazyn. Jest po częściowym remoncie i wystawiony na sprzedaż
PZOL mieści się w budynkach przy alei Ogrodowej na terenie parku i zabytkowego pałacu. Sam pałac jest w tej chwili używany jako magazyn. Jest po częściowym remoncie i wystawiony na sprzedaż FOT. EWELINA SADKO
Społeczeństwo. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby były dyrektor Stanisław S. potulnie przyjął wypowiedzenie. Poszedł do sądu w Chrzanowie, a tam wyszły na jaw wszystkie brudy z ostatnich lat.

Sąd pracy pierwszej instancji w Chrzanowie wydał uzasadnienie do wyroku dotyczącego zwolnienia z pracy Stanisława S., byłego dyrektora Powiatowego Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Grojcu. Ten uważał, że jego zwolnienie było niesłuszne. Został dyscyplinarnie zwolniony w październiku 2011 r. przez zarząd powiatu oświęcimskiego, któremu podlega zakład.

Sędzia nie miał wątpliwości i przyznał rację starostwu. Wyrok nie jest prawomocny, a Stanisław S. odwołał się.

Stanisław S. został zwolniony, bo według starostwa dopuścił się rażących zaniedbań. Dopiero uzasadnienie wyroku tak naprawdę wstrząsnęło członkami zarządu i mieszkańcami wsi, którzy na co dzień mają styczność z zakładem i jego podopiecznymi.

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że wyrok i uzasadnienie są druzgocące – mówi Andrzej Skrzypiński, członek Zarządu Starostwa Powiatowego w Oświęcimiu. – To dowód na to, że nie mogliśmy wtedy podjąć innej decyzji i zwolnienie było jedynym słusznym rozwiązaniem – dodaje.

Stanisław S. został zwolniony dziewięć miesięcy przed odejściem na emeryturę. Twierdzi, że żadne z zarzucanych mu „przewinień” nie jest prawdziwe. Po przesłuchaniu świadków i długim śledztwie sędzia nie miał jednak wątpliwości: w zakładzie dochodziło do nadużyć, nawet w stosunku do pod­opiecznych.

Poniżej opisujemy najbardziej bulwersujące fakty z uzasadnienia sądowego.

Urlop bez zgody

Stanisław S. miał być na urlopie od 15 do 30 września 2011 r. bez zgody pracodawcy. Faktem jest, że w tym czasie nie było go w zakładzie. Nie został także wyznaczony zastępca, który by kierował placówką. Były dyrektor przez te kilka dni podróżował służbowym samochodem. On sam twierdzi, że pojechał nim po pensjonariuszki zakładu, które przebywały na turnusie w Polańczyku. Te jednak wróciły innym transportem. Sędzia nie doszukał się w materiałach wypisanej przez pracodawcę Stanisława S. karty urlopowej ani delegacji do Polańczyka. Pracownicy zakładu zgodnie zeznali, że nie było dyrektora w pracy przez te dni. Polecenia wydawał im telefonicznie.

Martwe ciała zwierząt

Po licznych donosach dotyczących nieprawidłowego zarządzania zakładem starostwo zleciło kontrolę. To, co zobaczyli kontrolerzy, było przerażające. Sprzęt, który miał służyć podopiecznym, był składowany w warunkach rażącego niedbalstwa.

Specjalistyczne łóżka służące do rehabilitacji, krzesła, chodziki, wózki inwalidzkie, balkoniki (wszystko warte kilkadziesiąt tysięcy zł) były zagrzybione i brudne. Nowe sprzęty, nie wiadomo dlaczego wrzucane były do składziku ze starymi i zepsutymi. Pomiędzy nimi znajdowały się odchody, a nawet martwe ciała zwierząt. Przez to sprzęt nie nadawał się do użytku. W magazynie znajdowały się także stare, zabytkowe meble. Nie wiadomo, skąd się tam znalazły i do kogo należały. Nie były nigdzie wykazane.

Chciał swoich w Radzie

Stanisław S. naciskał na przewodniczącego Rady Powiatu Oświęcimskiego, aby ten zmienił skład Rady Społecznej. W jej strukturach miałyby zasiąść osoby wskazane przez dyrektora, a usunięci mieli zostać ci, którzy byli dla niego „niewygodni”.

Stanisław S. 9 maja 2011 r. wydał rozporządzenie w sprawie cennika za zabiegi rehabilitacyjne, jakie odbywały się w placówce. Dotychczas każdy mógł z nich skorzystać, płacąc określoną stawkę. Po zmianach pracownicy, ich małżonkowie i członkowie rodzin mieli płacić tylko 50 proc. ceny za krioterapię, a pozostałe zabiegi mieli zupełnie za darmo. Na dzieci otrzymywali zniżkę (pół ceny na wszystko).

Sędzia podkreślił, że ceny te były rażąco za niskie w porównaniu do identycznych zabiegów w innych zakładach i nie pokrywały kosztów ich wykonania. W dokumentacji dotyczącej przeprowadzania rehabilitacji stwierdzono liczne nieścisłości polegające na braku faktur za wykonane usługi, zaniżenie cen dla pacjentów oraz wykonywanie zabiegów z uwzględnieniem zniżek dla osób, które nie miały do nich uprawnień.

Fikcyjne konta w banku

W pierwszej połowie 2011 r. Stanisław S. spotkał się z dyrektorem banku w Andrychowie. Chciał w tej placówce założyć konta dla podopiecznych zakładu. Ponad połowa pacjentek była ubezwłasnowolniona, więc potrzebna była zgoda ich opiekunów prawnych. Stanisław S. nie chciał jednak informować opiekunów pacjentek, dlatego zlecił swoim pracownikom, aby pobierali od pensjonariuszek odciski palców i „odbijali” je na umowach otwarcia rachunku w banku. Pod każdym „odciskiem” musiał widnieć podpis pracownika zakładu, który go pobrał. To miało wystarczyć, aby zawrzeć umowę z bankiem.

Pracownicy nie zgodzili się jednak, aby wykonać takie polecenie, twierdząc, że to łamanie prawa.

W uzasadnieniu sędzia napisał: „Powód złościł się na pracowników, używał nieprzyjemnych słów, stwierdził, iż nie widzi możliwości współpracy z tymi pracownikami, gdyż odmówili wykonania polecenia służbowego”. Dwoje pracowników, lekarz i pielęgniarka, złożyło wtedy pisemne wyjaśnienie na ręce dyrektora, w którym wytłumaczyli, że takie działanie jest niezgodne z prawem, dlatego nie zostanie przez nich wykonane. Le- karz dołączył także wypowiedzenie umowy o pracę.

Stanisław S. oświadczył wtedy, że takiej decyzji oczekuje od wszystkich, którzy nie chcieli pobierać odcisków palców. Ostatecznie próba założenia rachunków bankowych w sposób wymyślony przez dyrektora nie powiodła się.

Umowy z fikcyjną datą

Jedna z pracownic zatrudniona była w zakładzie od 2007 r. W grudniu 2009 r. mijał termin ważności jej umowy, dlatego konieczne było jej przedłużenie. Wtedy kadrowa zakładu poinformowała Stanisława S., że kolejna umowa, zgodnie z prawem, musi zostać zawarta na czas nieokreślony. Dyrektor nie chciał na to pozwolić.

Wydał polecenie, aby zniszczyć obowiązującą jeszcze umowę i zamiast do grudnia 2009 r. „rozpisać” ją do grudnia 2010 r. Pracownica poszła na układ, jednak rok później Stanisław S. nie podpisał z nią kolejnej umowy, dlatego zwolniona kobieta doniosła o przekręcie do starostwa w Oświęcimiu. Zażądano wyjaśnień. Winę wzięła na siebie kadrowa, nie dyrektor. Jak twierdziła przed sądem, zrobiła tak z obawy przed dyrektorem.

Zakład bez psychiatry

Zgodnie z kontraktem z NFZ w zakładzie musiał być zatrudniony psychiatra. Większość pacjentek wymaga bowiem stałej kontroli. W placówce taki lekarz pracował do końca lipca 2011 r. Po jego odejściu z pracy, dyrektor zawiadomił NFZ, a ten wydał komunikat o konieczności zatrudnienia nowego specjalisty. Stanisław S. rozpoczął poszukiwania, które jednak nie przyniosły rezultatu.

Narażało to placówkę na utratę kontraktu i kary finansowe. Stanisław S., gdy starostwo upominało się o wywiązanie się z kontraktu, odpowiadał, że pacjenci w razie konieczności są pod opieką lekarzy z oświęcimskiego szpitala. Taka sytuacja była do momentu rozwiązania z nim umowy.

Wypowiedzenia nie chciał

Członkowie zarządu starostwa powiatowego podjęli decyzję o wręczeniu dyrektorowi zakładu wypowiedzienia umowy o pracę 3 października 2011. Stanisław S. dostarczył w tym dniu zwolnienie lekarskie do 7 października. Po upływnie tej daty Rada Społeczna pozytywnie zaopiniowała decyzję o rozwiązaniu umowy i Stanisław S. stracił posadę.

Sąd w uzasadnieniu wydał opinię, iż nie dał wiary zeznaniom Stanisława S. odnośnie ośmiu z 10 punktów (każdy jest osobną przyczyną rozwiąania umowy o pracę). Sędzia twierdzi, że zgromadzone materiały i zeznania świadków są całkowicie sprzeczne z tym, co mówi były dyrektor zakładu opiekuńczo-leczniczego.

Powiatowy Zakład Opiekuńczo-Leczniczy w Grojcu

* Zakład powstał w 1960 r. jako Państwowy Zakład Specjalny dla Dzieci. Od 1975 r. był placówką Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku-Białej. Obecnie jest Powiatowym Zakładem Opieki Zdrowotnej.

* Do roku 1984 r. zakład mieścił się w zabytkowym pałacu, dawnej posiadłości Radziwiłłów, w otoczeniu niezagospodarowanego parku.

* Budowę pawilonu, gdzie obecnie przebywają podopieczne, rozpoczęto w 1974 r., a zakończono w 1984 r. Od tego czasu do dziś trwa remont zabytkowego pałacu. W tej chwili starostwo stara się znaleźć na niego kupca.

* W pierwszych latach funkcjonowania placówki umieszczono tu 100 osób. Byli to chorzy z ciężkim upośledzeniem umysłowym, a zakład jednym z pierwszych takich w całej Polsce.

* Obecnie znajduje się tu około 120 pacjentów. Są to tylko kobiety. Oprócz rehabilitacji mają szydełkowanie, haftowanie, zajęcia plastyczne, szycie, muzykoterapię, naukę pływania. Duży nacisk kładzie się na zajęcia sportowe.

* Jedna z podopiecznych wzięła udział w paraolimpiadzie, która odbyła się w czerwcu 2003 r. w Irlandii. W konkurencji jazda na rolkach zdobyła złoty medal w jeździe indywidualnej i srebrny – w sztafecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski