Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W katastrofie zginęli doświadczeni żołnierze i skoczkowie z Krakowa

Maciej Pietrzyk
Lotnictwo. Na pokładzie samolotu, który rozbił się pod Częstochową, znajdowały się cztery osoby związane ze stolicą Małopolski. Trzy zginęły.

Starsi kaprale Andrzej Otręba i Cezary Młyńczak oraz starszy szeregowy Bartłomiej Wój­ciak – to żołnierze 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa, którzy są wśród 11 ofiar katastrofy lotniczej w Topolowie pod Częstochową. Tragiczny wypadek przeżył tylko jeden pasażer samolotu – 40-letni instruktor jednej z krakowskich szkół spadochronowych.

– To byli bardzo dobrzy żołnierze, z przynajmniej kilkuletnią wysługą – mówi o trzech ofiarach kpt. Marcin Gil z dowództwa brygady w Krakowie. Dodaje, że kiedy doszło do katastrofy, nie byli na służbie, lecz „prywatnie realizowali pasję do skoków spadochronowych”.

Wszyscy żołnierze byli instruktorami skoków. Najmłodszy z nich, st. szer. Bartłomiej Wójciak miał zaledwie 27 lat.

– Ale mimo młodego wieku był już bardzo doświadczonym spadochroniarzem. Na koncie miał ponad dwa tysiące skoków i tytuł mistrza Wojska Polskiego w celności lądowania – mówi Artur Gosiewski, kierownik sekcji spadochronowej w Wojskowym Klubie Sportowym Wawel.

Starsi kaprale Cezary Młyń­czak i Andrzej Otręba byli bardziej doświadczonymi żołnierzami. Cezary Młyńczak służbę w armii rozpoczął w 1998 r., kilkukrotnie był na misjach – w Iraku i na Bałkanach. Andrzej Otręba, który karierę wojskową rozpoczął w 2007 r., również służył na misji, w Afganistanie. Prywatnie był miłośnikiem motocykli. Zaledwie tydzień temu brał udział w jednym z wyścigów na Słowacji.

„Pamiętamy go zaledwie sprzed kilku dni, uśmiechniętego, pełnego energii. Jego odejście jest dla nas bardzo bolesne i ciągle wydaje się nierealne” – wspominają przyjaciele na portalu motocyklowym MotoRmania.

Młyń­czak i Otręba też byli doświadczonymi spadochroniarzami. – Mieli ogromne umiejętności. Zawsze na pierwszym miejscu stawiali bezpieczeństwo. Niestety, samolot zaczął spadać z takiej wysokości, że nie mogli zareagować i próbować się ratować skokiem – mówi doświadczony krakowski spadochroniarz, znajomy tragicznie zmarłych wojskowych.

Jedyny ocalały z katastrofy, 40-letni instruktor skoków, niezwiązany z wojskiem, jest także m.in. kaskaderem filmowym, kierowcą rajdowym i płetwonurkiem. Życie zawdzięcza mieszkańcom Topolowa, którzy natychmiast wyciągnęli go z płonącej maszyny.

40-latek do szpitala trafił z urazem kręgosłupa, złamaniami ręki i żeber oraz uszkodzonymi płucami. Wczoraj jego stan był jednak na tyle dobry, że lekarze zgodzili się na przesłuchanie go przez prokuratora w obecności członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL). Wcześniej mężczyzna prosił o spotkanie ze śledczymi, żeby opowiedzieć im o przyczynach tragedii.

– Dosyć szczegółowo opisał sam moment katastrofy, ale i okoliczności, które poprzedziły feralny lot, i sam jego przebieg – przyznał prok. Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, określając zeznania jako „bardzo cenne dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy”.

Przesłuchanie trwało około dwóch godzin. Prokuratura nie ujawniła żadnych szczegółów.

Kilka słów od ocalałego z katastrofy mężczyzny przekazała jedynie rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie, w którym przebywa. – Pacjent chce podziękować wszystkim mieszkańcom, strażakom, którzy uczestniczyli w akcji ratowniczej, za pomoc, za to, że mu pomogli, że cudem ocalał. Sam nie wie, dlaczego to on ocalał – mówiła Beata Marciniak.

Jak informowało wczoraj radio RMF FM, żona mężczyzny konsultowała się ze szpitalami w Zakopanem, Krakowie oraz Łodzi. Niewykluczone więc, że zdecyduje się na przeniesienie męża do jednej z tych placówek.

Obecnie śledczy razem z ekspertami PKBWL rozważają trzy główne przyczyny katastrofy: błąd pilota, awarię silnika, a także nieprawidłowości w organizacji lotu. – Wszystkie są równoważnie badane. Nie mogę powiedzieć, aby któraś była bardziej lub mniej prawdopodobna – powiedział prok. Tomasz Ozimek.

Niewykluczone, że więcej szczegółów poznamy w najbliższy czwartek. To wtedy spotkają się eksperci, którzy – podzieleni na zespoły – m.in. sprawdzają teraz dokumentację i badają wrak samolotu. – Każdy przyrząd znaleziony we wraku jest dla nas kopalnią wiedzy – mówi Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Eksperci analizują też, czy należący do firmy spod Rzeszowa samolot typu piper navajo, który w sobotę po południu rozbił się krótko po starcie z lotniska Rudniki koło Częstochowy, nie był przeciążony.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski