Fot. ISound
Dwie dekady później zjawisko się powtarza. Coraz większą popularnością cieszą się: Aga Zaryan, Maria Peszek czy Gaba Kulka. Być może wkrótce ten sam los spotka młodą wokalistkę Natalię Fiedorczuk, która wystąpi ze swym projektem Nathalie & The Loners w krakowskim klubie Łódź Kaliska w środę wieczorem 28 kwietnia.
Wywodzi się z alternatywnego środowiska Poznania – w pewnym momencie działała aż w trzech zespołach: Pl.otki, Orchid i Happy Pills. Z czasem ten pierwszy zawiesił działalność, skoncentrowała się więc na dwóch pozostałych. Orchid wydał w zeszłym roku ciekawą płytę „Driving With A Hand Brake On”, a Happy Pills właśnie powraca po ponad dziesięcioletniej przerwie z albumem „Retrosexual”. Najważniejszy dla Natalii jest jednak jej autorski projekt.
- Zawsze pisałam piosenki, które nie wchodziły do repertuaru zespołów, z którymi występowałam. Podczas wakacji czy przerw między koncertami. Najczęściej trafiały one do szuflady. W końcu nagrałam krótkie demo i założyłam własny MySpace, aby zaprezentować tę autorską twórczość ludziom. Pół roku po tym temu dostałam telefon z propozycją solowego koncertu. Okazał się on przełomem – bardzo spodobało mi się takie samotne spotkanie z publicznością - podkreśla.
Wczesne piosenki Nathalie & The Loners miały wyjątkowo oszczędną formę – były zaaranżowane tylko na głos i klawisze.
- Uczyłam się gry na fortepianie od dziecka, skończyłam nawet szkołę muzyczną pierwszego stopnia. Gdy zaczynałam swoją przygodę z muzyką alternatywną, chciałam być, jak Kim Gordon z Sonic Youth, zaczęłam więc śpiewać i grać na basie. Potem przeskakiwałam z instrumentu na instrument, by w składzie Orchid wrócić znów do klawiszy. Dziś to podstawa mojego warsztatu kompozytorskiego – wyjaśnia.
Prezentacja takiej muzyki na żywo wymagała nie lada odwagi – kiedy na scenie pojawiała się dziewczyna z klawiszami, nie wszyscy byli gotowi na przyjęcie jej intymnej muzyki. Natalii to jednak nie zraziło.
- Zanim zaczęłam działać solo, występowałam przez pięć, sześć lat z różnymi zespołami. To była prawdziwa szkoła życia. Czasem było naprawdę dramatycznie: nie słyszeliśmy się na scenie, publiczność nie wiedziała, czego chce... Dzięki temu, zahartowałam się. Dzisiaj, kiedy wychodzę sama na scenę, czuję się jakbym była zamknięta w kokonie: nie przeszkadzają mi rozmawiający, albo chodzący po sali ludzie. Wystarczy, jak nawiążę kontakt wzrokowy z kilkoma osobami, które siedzą w skupieniu i słuchają – twierdzi.
W ubiegłym roku Natalia nagrała swój debiutancki album. W jego wyprodukowaniu pomógł jej Piotr Maciejewski z Much. W efekcie skromne piosenki wokalistki nabrały nieco bogatszego brzmienia, zachowując jednak swój dyskretny urok. Mimo iż słychać w nich elektronikę, Natalia nie ma problemów z odtworzeniem ich na żywo. Najważniejszy element muzyki Natalii – ciepła nostalgia – jest obecny zarówno w jej studyjnych, jak i koncertowych wykonaniach.
- W zespołach gram wesołe i optymistyczne utwory. I lubię je, tak samo, jak zabawę na scenie. Ale kiedy piosenki powstają w samotności, nabierają innego charakteru. Tak samo jest z Johnem Frusciante. Gdy gra z Red Hot Chili Peppers, robi ostrą muzykę, ale samemu nagrał jedenaście introwertycznych płyt. W każdym z nas siedzą różne emocje – podkreśla.
Środowy koncert Natalii w Krakowie to zatem okazja do spotkania z oryginalną songwriterką – coś dla tych, którzy lubią melancholijną twórczość Samary Lubelski, Lykke Li czy oglądanej niedawno pod Wawelem Hanne Hukkelberg.
(GZL)
Posłuchaj:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?