Rozmowa z EWELINĄ KOBRYN, zawodniczką Wisły Can-Pack
- Może tego nie widzimy, ale najwidoczniej nasz trener ma gdzieś napisane: "Final Four mnie lubi" i przekazuje nam wiarę w nas i w to, że w każdej z nas drzemie niespożyty talent. Pokazałyśmy to i udowodniłyśmy, że stać nas na wiele.
Bardzo się Pani przyczyniła do tego sukcesu. W ostatnim meczu z Frisco Sika Brno w ważnym momencie trafiła Pani za trzy punkty.
- Trener zauważył, że mam predyspozycje rzutowe. Mówił mi, że jeżeli mam wolną pozycję do rzutu za trzy punkty, to mam rzucać i nie zastanawiać się. Tak było tym razem. Nie miałam nic do stracenia: wóz, albo przewóz. Trafiłam i cieszę się bardzo. Gorzej byłoby, gdyby piłka nie wpadła do kosza, ale wtedy może bym ją zebrała. Nie ma co jednak tego roztrząsać. Cieszymy się bardzo, że jesteśmy nie jedną, a dwiema nogami w Final Four. Mam nadzieję, że teraz powiedzie się nam również w Pucharze Polski.
Dwa dni po meczu z Brnem w Eurolidze będziecie musiały grać w półfinale Pucharu Polski z Lotosem Gdynia. Co Pani o tym sądzi?
- Widocznie ktoś z pewnych rzeczy nie zdaje sobie sprawy. Na pewno takich decyzji nie podejmują sportowcy, tylko ludzie, którzy zarządzają koszykówką i chyba nie do końca znają się na tym, że może być zmęczenie rozgrywaniem meczów co dwa, trzy dni. A to jest zmęczenie nie tylko fizyczne, ale również psychiczne. Po takich spotkaniach organizm musi się zregenerować. Tymczasem mecz z Lotosem wyznaczono nam dwa dni po spotkaniu z Brnem. Mam nadzieję, że kiedyś władze koszykarskie trochę inaczej będą układać terminarz - o co proszę.
Można się więc obawiać, że w spotkaniu z Lotosem będzie po Was widać trudy walki w Eurolidze?
- Miejmy nadzieję, że tak nie będzie. Nie miałyśmy czasu nawet na dłuższe celebrowanie awansu do Final Four. Tak wielki sukces trzeba jakoś uczcić, ale wiemy, że po nocy świętowania i całodniowej podróży autokarem do Gdyni, wychodząc na mecz, w którym Lotos rzuci się na nas, bo dwa tygodnie nic innego nie robił, tylko do tego się przygotowywał, mogłybyśmy się nabawić kontuzji. Żadna z nas tego nie chce. Poza tym, nie skończyłyśmy rozgrywek na tym, że awansowałyśmy do Final Four.
W półfinale Euroligi zagracie z Ros Casares Walencja. Jakie są szanse w meczu z tą drużyną?
- Walencja jest najsłabszą drużyną z trzech, na które mogłyśmy trafić. Mamy szansę z nimi wygrać. Powinnyśmy ją wykorzystać. Będziemy się do tego przygotowywać. Nasz trener jest z Hiszpanii i bardzo dobrze zna nasze rywalki. Miejmy nadzieję, że je pokonamy i będziemy wicemistrzyniami Euroligi.
A nie mistrzyniami?
- To byłaby już bajka nie z tej ziemi, gdybyśmy pokonały zespół z Jekaterynburga albo Spartaka Moskwa. Koszykówka jest jednak grą, w której cuda się zdarzają. Nie chcę jednak zbyt daleko wybiegać w przyszłość.
Rozmawiał: Piotr Tymczak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?