18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krakowie jest dla kogo grać

Redakcja
- mówi Tomasz Bugaj, dyrektor artystyczny i I dyrygent Filharmonii Krakowskiej

- Dzisiejszym koncertem żegna się Pan z Filharmonią Krakowską.

   - Żegnam się z publicznością krakowską, gdyż na stanowisku dyrektora artystycznego i pierwszego dyrygenta będę pozostawał jeszcze do końca sierpnia. Podczas wakacji popracuję z zespołami Filharmonii Krakowskiej nad kilkoma wspólnymi projektami. Przygotowujemy się do koncertów za granicą. Mam nadzieję, że uda nam się wyjechać, choć gąszcz przepisów, jaki towarzyszy podróżom koncertowym, wydaje się nie do przejścia.
   - Będzie Pan jednak do Krakowa powracał?…
   - Już w przyszłym sezonie się pojawię, lecz jako dyrygent gościnny. W styczniu będę miał dwa koncerty z Filharmonią Krakowską. Jeden w Warszawie, drugi w Krakowie.
   - Na dzisiejszy koncert, który rozpocznie się o godz. 19 w Filharmonii Krakowskiej, będący zakończeniem 60. jubileuszowego sezonu, wybrał Pan oratorium "Paulus" Mendelssohna. Dlaczego?
   - Bo to niezwykłe, wybitne dzieło, bardzo rzadko wykonywane, kompletnie i niesłusznie w Polsce zapomniane. A mnie interesuje odkrywanie dla publiczności dzieł nieznanych. Utwór jest długi i trudny. Jego przygotowanie wymaga wiele wysiłku. Uważam jednak, że krakowskie zespoły są już na takim poziomie, że mogą pozwolić sobie na przygotowanie tego oratorium. Ciekawostką jest, że w XIX wieku "Paulus" był najczęściej wykonywanym oratorium w repertuarze ówczesnych europejskich zespołów. A autograf tego dzieła znajduje się w Bibliotece Jagiellońskiej.
   - Nie żal Panu, że opuszcza Pan Filharmonię Krakowską?
   - Pewnie, że żal. Ale wydaje mi się, że decyzja o odejściu była słuszna. Przychodzi taki moment, że potrzebna jest zmiana, nie tylko dla instytucji, ale także i dla mnie. Jan Krenz, wielki dyrygent, wielki autorytet, który po mnie obejmuje Filharmonię Krakowską, powinien zmienić pozycję tej instytucji na rynku muzycznym. Mam nadzieję, że za tą zmianą pójdą jednak konkretne kroki finansowe, że budżet Filharmonii Krakowskiej, która - jak od wielu artystów gościnnych słyszę - w niczym nie ustępuje Filharmonii Narodowej, będzie choć trochę zbliżony do budżetu warszawskiej instytucji. Powinniśmy mieć choć 50 proc. tego, co ma Filharmonia Narodowa, a nie jak jest obecnie ok. 22 proc. Z tego, co słyszę, rysuje się już szansa na przywrócenie sobotnich koncertów.
   - Przypomnijmy, że zostały zawieszone we wrześniu zeszłego roku.
   - Z tą decyzją, która została wymuszona kondycją ekonomiczną Filharmonii Krakowskiej, nigdy nie mogłem się pogodzić. Soboty były najważniejszym dniem w działalności instytucji. Graliśmy tutaj dla wyjątkowej publiczności, która po zawieszeniu sobotnich wieczorów nie przychodziła w piątki. Poza tym sobotnie koncerty były dla nas wielką frajdą artystyczną, a także wyróżniały Filharmonię Krakowską spośród innych instytucji, równały ją z Filharmonią Narodową, jedyną placówką w Polsce, która organizuje dwa koncerty symfoniczne w tygodniu. W Krakowie jest dla kogo grać i śpiewać, jest kim grać i śpiewać.
   - Jak Pan ocenia siedem lat spędzonych w Filharmonii Krakowskiej jako dyrektor artystyczny?
   - Nie był to łatwy okres, co widać po ilości siwych włosów na mojej głowie. Ale był to okres, w którym udało nam się wspólnie z zespołami Filharmonii Krakowskiej wiele zrobić. Fakt, że Jan Krenz po wieloletniej nieobecności na naszej estradzie i po jednym koncercie zgodził się zostać szefem tej orkiestry, mówi sam za siebie. Opinie artystów, którzy przyjeżdżają do Krakowa gościnnie, są dla mnie budujące. Niektórzy wręcz się dziwią: "Czy ten Bugaj oszalał, jak może zostawiać taką dobrą orkiestrę?". A ja właśnie dlatego mogę ją zostawić, że jest dobra.
   - Miał Pan być w Krakowie trzy, może cztery lata.
   - Tak zakładałem na początku. Ale Kraków jest wyjątkowy. Tutaj działa się powoli. Na to, co zajmuje trzy lata w innym ośrodku, tu potrzeba pięciu, sześciu lat.
   - Gdzie podejmie Pan pracę?
   - Do pewnego stopnia będę dyrygentem - "wolnym strzelcem". Swoich gościnnych występów nie zawieszam, a nawet będę mógł sobie na nie pozwolić częściej niż dotąd, gdy byłem dyrektorem Filharmonii Krakowskiej. Ale przede wszystkim oddam się pedagogice. Do mojej profesury krakowskiej, gdzie kieruję Katedrą Dyrygentury, dokładam jeszcze gościnną profesurę w Akademii Muzycznej w Warszawie, w pełnym wymiarze godzin. Praca z młodymi ludźmi dostarcza czynnemu dyrygentowi wiele materiału do myślenia. A człowiek z ponad 30-letnim doświadczeniem estradowym może przekazać wiele interesujących spostrzeżeń i uwag. Zwłaszcza że wydaje mi się, iż mam ze studentami dobry kontakt.
   - Czyli nadal będzie Pan kursował na trasie Warszawa - Kraków?
   - Tak, ale znacznie rzadziej.
   - Czego można Panu życzyć na nowej drodze artystycznej?
   - Zdrowia. I to mi w zupełności wystarczy. Ja natomiast życzę krakowskim melomanom wielu fantastycznych koncertów, radości z obcowania z muzyką w Filharmonii Krakowskiej.
Rozmawiała: AGNIESZKA
MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski