Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krakowie mają swój mały Majdan. Myślami nieustannie są z ukochaną Ukrainą

Maciej Makowski
Ksenia Berezowska i Olena Zapolska z Krakowa pomagają Ukrainie
Ksenia Berezowska i Olena Zapolska z Krakowa pomagają Ukrainie FOT. ALEKSANDRA ZAPOLSKA
Reportaż. Nie pamiętają już spokojnych nocy, tych sprzed wydarzeń w Kijowie. Żyją w ciągłym strachu o los najbliższych, którzy zostali na Ukrainie. Mimo przeciwności są odważne i zdeterminowane, by wykrzyczeć całemu światu o swoim dramacie. Choć ich serca rwą się na Majdan, wiedzą, że zrobią więcej dobrego, pomagając z Krakowa.

Kraków, sobotnie popołudnie. „Ludzie stali otoczeni ze wszystkich stron policją. W ten sposób zostali mięsem armatnim. Siły policyjne nie starały się tłumić protestu gumowymi kulami, oni po prostu mieli rozkaz nas zniszczyć, strzelali z broni palnej prosto w ludzi, a grupy tituszek – dresiarzy dobijały już leżących.

Martwe ciała leżały prosto na ulicy. To była rzeź” – czyta list z Majdanu drżącym głosem aktorka, stojąc na balkonie Starego Teatru. Jej słowa odbijają się od bruku, przeciwległych kamienic i niosą po całym placu Szczepańskim.

W telewizorach umieszczonych w witrynach kadry z walk ulicznych. Ludzie w kaskach padają bezwładnie od kul Berkutu, jeden po drugim. Głos aktora milknie.

Teraz z głośników słychać krzyki masakrowanych ludzi, strzały i huk granatów. W oczach Ukraińców łzy. Przypadkowi przechodnie zatrzymują się, by po chwili odejść w milczeniu. Turyści robią zdjęcia.

Ksenia Berezowska i Olena Zapolska wywieszają na murze wycięte z szarego papieru ludzkie sylwetki. Do nich przyklejają tarcze strzeleckie. Symbolizują poległych podczas starć w Kijowie.

Zabitych jest tak wielu, że jedynie połowa postaci z papieru mieści się na fasadzie kamienicy Starego Teatru. – Ile to jest 100 osób? Z czasem liczba ofiar na Majdanie rosła. Padały liczby 70, 80… 100…. – opowiada Olena o idei instalacji, patrząc na wywieszone postacie. – Próbowałam sobie wyobrazić, ile to osób, jaka to skala? Czy to tyle, ile studiowało ze mną na roku? Myślę o pełnej sali wykładowej. Czy to tyle, ile bawiło się na moim weselu? Przypominam sobie tłum, który tańczy. Symboliczne 100. Dla kogoś – liczba celnych strzałów. Teraz je widzę… to pusta sala i pusty parkiet. Rannych liczono w samym Kijowie w tysiącach… a ile to tysiąc? Tego nie potrafię już sobie wyobrazić – dodaje.

Pomiędzy pomarańczową rewolucją a Majdanem
Olena Zapolska od ponad 20 lat mieszka w Krakowie. Tu skończyła studia i rozpoczęła pracę. Mówi o sobie, że jest zarówno Ukrainką, jak i Polką. Z Ksenią skrzyknęły się na Facebooku przez wspólnych znajomych. Od razu znalazły wspólny – twórczy język. W styczniu podczas manifestacji „Solidarni z Ukrainą”, na którą przyszło ponad 200 osób, spotkały się po raz pierwszy. – Jesteśmy artystkami, więc to, co czujemy, potrafimy oddać nie w słowach, ale obrazach – tłumaczy Ksenia. Dlatego pod pomnik Mickiewicza Olena przyniosła białe prześcieradło.

Na białym prześcieradle odciskały umazane żółtą i niebieską farbą dłonie i symboliczne krople tworząc flagę Ukrainy. Wciągnęły w to wiele osób, mimo, że mróz chwytał natychmiast za odsłonięte ręce. Syn Kseni pomagał z takim zapałem, że jego zmarznięte rączki udało się ogrzać, dopiero gdy pilnujący porządku policjanci zaprosili go do siebie do radiowozu.

Ksenia Berezowska ma 31 lat. Pochodzi z Kijowa. Od 10 lat Mieszka w Wieliczce. Pierwszy raz do Krakowa przyjechała w 2004 roku na warsztaty filmu animowanego organizowane przez Akademię Sztuk Pięknych. W tym czasie wybierano prezydenta Ukrainy. Poszła do konsulatu, zagłosowała. Miała nadzieję, że m.in. przez jej głos na Ukrainie dojdzie do gruntownych przemian.

Późnym wieczorem 23 stycznia 2005 roku oglądała telewizję. Przecierała oczy ze zdumienia. Wtedy jeszcze nie rozumiała polskiego, ale radosne twarze wiwatujących zwolenników Wiktora Janukowicza mówiły same za siebie. Wygrał wybory. Zaskoczenie mieszało się z żalem. Przecież ona i jej wszyscy przyjaciele głosowali na Wiktora Jusz­czenkę, opozycyjnego kandydata Naszej Ukrainy. Wyniki wyborów dalece odbiegały od sondaży przeprowadzanych w lokalach wyborczych i nie zostały uznane, ani przez opozycję ani przez międzynarodowych obserwatorów.

Liderzy opozycji: Julia Tymo­szenko i Wiktor Jusz­czenko wezwali do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Kijów, Lwów, Donieck i inne miasta Ukrainy odpowiedziały na te apele. Tłumy mieszkańców wyszły na ulice, domagając się powtórzenia drugiej tury. Odpowiedziała także Ksenia. Spakowała się w pośpiechu i wyjechała z Krakowa. Kilkanaście godzin później stała już na wiecu w Kijowie w tłumie ludzi i wśród setek pomarańczowych flag. – Była to wtedy wesoła, uśmiechnięta i szczęśliwa rewolucja. Panował łagodny i pokojowy nastrój– wspomina. – Teraz już nie mogę się cieszyć – dodaje po chwili namysłu.

Bezsenność i strach przed jutrem
Od momentu, kiedy na Majdanie padły pierwsze strzały, serce Kseni rwało się do Kijowa. Znajomi Polacy i Ukraińcy odradzali, mówili, że więcej zdziała na miejscu, niż jadąc tam niczym mięso pod ostrzał . „Masz tu męża i dziecko” – tłumaczyli. – Całe noce spędzamy na Facebooku i nie chcemy spać, bo kiedy śpimy, coś może się wydarzyć – mówi. Kocha swoje życie, ale mogłaby je oddać dla niepodległej, wolnej Ukrainy. – Nie istnieję tu w Krakowie, myślami nieustannie jestem w Kijowie – nagle słowa więzną w jej gardle, chowa twarz w dłonie, a z niebieskich oczu płyną łzy.

Również Olena co dzień zadawała sobie pytanie: Jechać czy zostać? – Tu też jesteśmy w stanie dużo zdziałać. Informujemy i staramy się przemawiać do ludzi o tym, co się dzieje – mówi.

Śledzi relacje na żywo i boi się pójść spać, by nie paraliżował strach o to, co zastanie po przebudzeniu. Były momenty, kiedy pozwalała sobie na sen od 4 do 8, bo jedynie w tych godzinach na ulicach Kijowa panował względny spokój.

Ksenia i Olena podkreślają, że Kraków to taki mały Majdan. Sposób, w jaki Ukraińcy organizują się tu w Polsce, w niewielkim stopniu oddaje to, co dzieje się w Kijowie. Bo Majdan to według nich idealne państwo i miejsce, w którym Ukraińcy w końcu poczuli się gospodarzami.

Cieszy je, że Polacy przestają patrzeć na Ukraińców jak na budowlańców i sprzątaczki. Widzą teraz ludzi, którzy mają odwagę, serce i krew, której tyle w ostatnim czasie przelali . – Bardzo ważne jest, że były w Kijowie polskie media, bo naświetlały sytuację taką, jaka jest w rzeczywistości. Nieoceniona jest także pomoc w postaci darów i pieniędzy dla Majdanu.Chcemy też ruszyć z inicjatywą przyjęcia dzieci z poszkodowanych rodzin u nas na ferie, a docelowo stworzyć dla nich fundusz pomocowy. Dzieci są inwestycją w przyszłość ­– twierdzi Olena.

Jej zdaniem rola Polski dopiero się zaczyna. – Tej niepodległości nie otrzymaliśmy od nikogo – wywalczyliśmy ją dla siebie sami. Polska może stać się drogowskazem i nieocenioną pomocą, żeby ta długa i ciężka praca, która nas czeka nie zakończyła się ponownym rozczarowaniem jak pomarańczowa rewolucja. Jesteśmy o to jedno rozczarowanie mądrzejsi – mówi.

Nic nie usprawiedliwia milczenia i obojętności
Lena Wasiktynska pochodzi z Żytomierza, jej przyjaciółka Aleksandra Brancyra z Charkowa. Od kilku lat studiują w Krakowie. Na wyjazd do Polski zdecydowały się za namową rodziców. Mama Leny powtarzała, żeby opuściła Ukrainę i za granicą szukała lepszego życia.

Kiedy usłyszała pierwsze, dramatyczne wieści z Kijowa, nie mogła uwierzyć, że Ukrainiec strzela do Ukraińca. – Staram się ich nie nienawidzić, ale to jest bardzo trudne. Ciężko jest mieszkać w kraju, w którym policja wykonuje bandyckie rozkazy władzy i strzela do zwykłych ludzi. Przecież oni chcą tylko w końcu zacząć godnie żyć. Czy to aż tak wiele? – mówi.

Według Leny najgorsze jest milczenie i myślenie, że za wszystkim stoją banderowcy. – Jeżeli nas nie wspierają, to niech chociaż nie kłamią. Czy ja wyglądam na banderowca? – mówi, nie kryjąc złości.

Mimo upływu czasu ciągle mają przed oczyma obrazy ludzi padających od kul i wykrwawiających się na kijowskim bruku. W tych trudnych chwilach otrzymały wiele wsparcia od przyjaciół z Krakowa. Jeden ze znajomych Leny– Polak pojechał nawet na Majdan. Tam rozdawał kanapki, pomagał przy budowie barykad. – Nie proszę żadnego Polaka o aż takie poświęcenie. Przecież mnie też tam nie ma. Wystarczy nie być obojętnym wobec tych dramatycznych wydarzeń. Można pomóc, wysyłając dary, uczestnicząc w manifestacji, wystarczy nawet zwykła modlitwa ­– mówi.

Według Leny władza na Ukrainie próbowała zamknąć ludziom usta, wsadzając niewinnych obywateli do więzień, a gdy to nie pomogło, zamykała Ukraińcom oczy na zawsze, strzelając z karabinów.

Ich marzeniem jest, żeby krajem przestali kierować złodzieje, a władzę przejęli ludzie z sercem, pragnący zmian. ­

– Ukraina nie jest biedna, ona jest po prostu okradana, również z godności, przez kryminalistów, nazywających siebie politykami – dodaje Aleksandra.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski