Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krakowie nie udało się wyrzucić śmieciowego jedzenia ze szkół

Agnieszka Maj
Fot. Archiwum
Edukacja. Nie pomagają programy edukacyjne na temat zdrowego żywienia. Dzieci jak ognia unikają warzyw, kupują tylko chipsy i batony. Sytuacja zmieni się od nowego roku szkolnego, kiedy zostanie wprowadzony ustawowy zakaz sprzedaży chipsów i batonów w szkołach.

Choć władze Krakowa od 2008 roku walczą z chipsami i słodyczami w szkolnych sklepikach, te niezdrowe przekąski nadal są najbardziej popularne wśród uczniów.

– Próbowaliśmy sprzedawać owoce i kanapki, ale dzieci ich nie chciały. Te produkty kupowali tylko nauczyciele, by sklepik nie ponosił dużych strat – przyznaje Ewa Jaś­ko­wiec, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 10.

O tym, że sytuacja niewiele się zmieniła w ciągu ostatnich lat, świadczą także badania sanepidu. W kontrolowanych przez tę instytucję w ubiegłym roku szkołach dominowały: słodycze, gazowane i słodzone napoje, chipsy oraz zapiekanki, a także lizaki i rozpuszczalne gumy do żucia.

W ubiegłym roku sanepid zorganizował szkolenia dla ok. 30 ajentów sklepików szkolnych. W zajęciach na ten temat wzięli udział także nauczyciele. W efekcie do szkół coraz częściej wprowadzana jest zdrowa żywność.

Problem w tym, że uczniowie jej nie kupują, natomiast wciąż dobrze sprzedaje się śmieciowe jedzenie, które nawet po akcji sanepidu nie jest wycofywane ze sklepików.

Nawyków żywieniowych dzieci nie zmieniają także programy edukacyjne na temat zdrowego odżywiania. W krakowskich szkołach realizowanych jest ich mnóstwo, m.in. „Pięć porcji warzyw, owoców lub soku”, „Mleko w szkole”, „Szklanka mleka”, „Owoce i warzywa w szkole”. Nie przynosi to jednak efektu.

Być może władze Krakowa powinny – wzorem Warszawy – wydać specjalne zarządzenie, w którym określą, jakie produkty nie mogą być sprzedawane w szkolnych sklepikach. Na razie jednak nikt tego nie planuje.

Miejscy radni liczą tylko na to, że za kilka lat uda się zmienić mentalność dzieci oraz rodziców i w ten sposób zwalczyć śmieciowe jedzenie.

– Będziemy zachęcać władze miasta do tego, aby przeprowadzały jak najwięcej szkoleń w tym zakresie – zapowiada Andrzej Hawranek, przewodniczący klubu PO w Radzie Miasta Krakowa.

Z magistrackiego raportu na temat upowszechniania zdrowego żywienia w szkołach wynika, że było ono promowane w 47 podstawówkach i siedmiu gimnazjach. To nieco lepszy wynik niż rok wcześniej. Wtedy tylko w 25 szkołach podstawowych (na ok. 100) i pięciu gimnazjach (na ok. 60) można było znaleźć zdrowe produkty w stołówkach.

Sytuacja ma się poprawić radykalnie dopiero od 1 września tego roku. Wtedy wejdzie w życie ustawa, zgodnie z którą w szkołach nie będzie można sprzedawać m.in. chipsów i batonów. W najbliższych miesiącach minister zdrowia określi w specjalnym rozporządzeniu, jakie produkty mogą znajdować się w sklepikach, automatach i posiłkach podawanych w stołówkach na terenie placówek oświatowych.

Na razie krakowski sanepid przygotował listę produktów, które powinny zostać wycofane ze sklepików. Przekazał ją szkołom. Znajdują się na niej m.in.: pizza, hot-dogi, zupy instant, chipsy, słone paluszki, pop-corn, krakersy, batony, wafle przekładane kremem, a także napoje owocowe i wody smakowe, napoje energetyzujące, cukierki oraz inne słodycze. Natomiast na liście polecanych produktów znalazły się m.in. kanapki, mleko, woda mineralna, orzeszki, suszone owoce oraz batony zbożowe.

Problem w tym, że nie ma żadnych konsekwencji w stosunku do dyrektorów szkół, którzy nie zastosują się do tego zalecenia.

Tymczasem śmieciowe jedzenie jest jedną z głównych przyczyn otyłości wśród uczniów. Według ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli około 10 procent dzieci w Małopolsce ma nad­wagę. Kontrolerzy NIK uważają, że głównym powodem są nieatrakcyjne lekcje wuefu. Natomiast na drugim miejscu są szkolne sklepiki. Szkoły zarabiają na nich od 200 do 500 zł miesięcznie – połowę tej kwoty dostają za wynajem powierzchni pod automaty z przekąskami.

Z kolei nauczyciele uważają, że winni złym nawykom żywieniowym są przede wszystkim rodzice. – Co z tego, że mamy w sklepiku zdrowe jedzenie, skoro dzieci kupują sobie batony w drodze do szkoły? – rozkłada ręce Ewa Jaśkowiec.

Obserwuje ona także inne niepokojące zjawisko: dzieci nie mają nawyku jedzenia warzyw. – Uczniowie z młodszych klas prawie w ogóle nie jedzą surówek. Albo zostawiają wszystko na talerzu, albo od razu proszą o obiad bez warzyw – przyznaje Ewa Jaśkowiec.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski