Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kręgu cierpienia i tęsknoty

Redakcja
Loco Star patrzą na świat przez ciemne okulary Fot. Kayax
Loco Star patrzą na świat przez ciemne okulary Fot. Kayax
- Loco Star istnieje już prawie dekadę. Ale działacie jakoś tak niespiesznie - swoim torem, bez spinki, trochę z boku. To wynika z Waszych charakterów?

Loco Star patrzą na świat przez ciemne okulary Fot. Kayax

Rozmowa z MARSIJĄ i TOMKIEM ZIĘTKIEM z grupy Loco Star o nowej płycie - "Shelter"

T.Z.: Chętnie wydawalibyśmy płyty co dwa lata. Tylko jakoś tak nam się życie układa, że po drodze dzieją się rzeczy, które spychają pracę nad muzyką na dalszy plan. Z jednej strony fajnie, że nie mamy deadline', bo możemy pracować nad płytą aż do momentu, w którym stwierdzimy, że czas już skonczyć. Z drugiej strony nieograniczony czas rozleniwia, a to nie jest dobre, jeśli chce się w miarę na bieżąco być ze swoimi odbiorcami.

M.: Niedługo po wydaniu "Herbs" rozpoznano u mnie stwardnienie rozsiane i dosyć ciężko było się dźwignąć po tym ciosie. Potem na przekór wszystkiemu zdecydowaliśmy się na dziecko, a po urodzeniu Rozalki doświadczyliśmy nareszcie, co to znaczy prawdziwe zmęczenie i brak czasu. Jednak nie wiadomo, czy gdyby to wszystko się nie wydarzyło, płyta powstałaby szybciej. Wcześniej żyliśmy na bardzo dużym luzie i nie martwił nas upływający czas.

- "Shelter" jest niezwykle ładnie wydany w tekturowym pudełku z kolekcją Waszych zdjęć. Dzisiaj dzieciaki słuchają muzyki przede wszystkim w postaci mp3. Warto porywać się w tej sytuacji na takie bogate edycje?

T.Z.: Dzięki okładce jeszcze łatwiej wniknąć w klimat, który staraliśmy się zawrzeć w piosenkach. Oczywiście można było zrobić wersję digital ze zdjęciami, ale sami wychowaliśmy się na słuchaniu płyt, trzymając w ręku książeczkę z tekstami i zdjęciami - i tak lubimy. Jeśli nam się to podoba, to i osobom, które lubią naszą muzykę, też powinno to sprawić wiele radości.

M: Jo, minimalizm, milczenie, zamazane "nie wiadomo co" na okładkach i w książeczkach? Nie! Płyty bez książeczek? Bardzo brzydko. Puste połacie papieru rozkładane do wielkości B1, a na środku kropka? Dąb padł nadaremno! Też bardzo brzydko [śmiech].

- Tomku, jesteś kompozytorem i producentem wszystkich nagrań. Skąd u Ciebie tendencja do jednoosobowej odpowiedzialności za muzykę zespołu?

T.Z.: Pracę w zespole studiowałem na akademii muzycznej. To cudowne doświadczenie, gdy odczuwa się wspólnie odpowiedzialność za to, co wydobywa się na zewnątrz z grupy muzyków. Trzeba słuchać siebie nawzajem, czasami zejść na dalszy plan, a innym razem wybić się nad resztę. Tak samo jest w muzyce improwizowanej. Tutaj od pracy kolektywnej zależy cały kształt materii dźwiękowej. Gdy nie wspierasz i nie rozumiesz partnera, jego wysiłek idzie na marne. Odpowiedzialność jest grupowa. Natomiast piosenki w Loco Star powstają często w osobistych momentach życiowych. Praca i sprawdzanie różnych wariantów samemu przed komputerem dają możliwość stworzenia barwy, jaką twórca słyszy w głowie. Stąd trudno przekazać piosenkę, na temat której ma się pewną wizję, w "cudze" ręce. Razem z Marsiją uzupełniamy się dostatecznie, żeby utwory nie były przesiąknięte tylko jednym charakterem. Oczywiście później na próbach przed koncertami opracowujemy wspólnie piosenki i każdy z muzyków dodaje coś od siebie, sugeruje rozwiązania, na co chętnie przystaję, bo granie na żywo rządzi się innymi prawami niż płyta. Często rezygnujemy z pewnych partii, które na koncercie wprowadzają zamęt i stoją na drodze energii występu na żywo. Staramy się unikać sytuacji, w których po pół roku mielibyśmy dosyć wykonywania tej samej piosenki. Części utworów często nie są do końca określone, co pozwala nam zachować ich świeżość.
- Marsija: w którym momencie tworzenia muzyki Loco Star dołączasz do Tomka?

M.: Zazwyczaj Tomek wymyśla podstawę, a ja melodię. Jednak przy "Shelter" praca wyglądała przeróżnie. Ogromną część roboty odwalił Tomek. Powymyślał niektóre linie wokalne i sam je zaśpiewał. Pomagał mi też w pisaniu niektórych tekstów. Bo pisanie tekstu do "Orli" trwało mięsiącami (jeśli nie latami). Wciąż wydawało mi się, że utwór ten jest tak piękny, iż zasługuje na wyjątkowe słowa. Nie wiem, czy udało mi się osiągnąć tą wyjątkowość, ale już lepiej nie potrafię... Co jakiś czas schodzę do piwnicy i zachwycam się lub krytykuję. Mówię, co zmienić. - Wydaje się, że na "Shelter" oddalacie coraz bardziej od elektroniki w stronę "żywych" brzmień - choćby smyczków. To świadomy proces?

T.Z.: Tak. Chociaż płyta "Shelter" w swojej początkowej fazie byla dużo bardziej elektroniczna. Pierwszy utwór "Tvhead" był w całości stworzony na komputerze... no, oprócz wokalu. Podobnie "Juno" czy "Orla". Po sesjach nagrań perkusji z Ułanem utwory zaczęły nabierać bardziej akustycznego brzmienia, a to lepiej pasowało do innych utworów. I tak "Orla" ostała się prawie bez żadnej elektroniki .Tym samym utwory zaczęły wydawać się bardziej popowe czy jakieś takie przystępne. Więc żeby całkiem nie przesłodzić, postanowiliśmy pozostawić w wielu miejscach elementy elektroniczne, aby zachować choć trochę pierwotny klimat piosenek.

- Właściwie można powiedzieć, że większość Waszych nowych nagrań jest nostalgiczna. Tylko smutne jest piękne?

T.Z.: Prawdę mówiąc, większość zespołów, których słuchamy, obraca się w klimatach mało wesołych. Nie oglądamy kabaretów, z komedii bawi nas abstrakcyjny humor rodem z Monty Pythona. Jednak rzeczy, które nas poruszają i są impulsem do tworzenia, pochodzą bardziej z kręgu cierpienia i tęsknoty niż radości.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski