Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W mieszkaniu przy Bogusławskiego Miłosz spędził dziesięć szczęśliwych lat

Paweł Stachnik
Do kamienicy przy ul. Bogusławskiego Czesław Miłosz wprowadził  się w 1993 roku
Do kamienicy przy ul. Bogusławskiego Czesław Miłosz wprowadził się w 1993 roku fot. Michał Gąciarz
Historia. Poeta był człowiekiem towarzyskim i chętnie spotykał się ze znajomymi. Lubił napić się zmrożonej wódki, jeść słodycze, np. marcepan, który żona notorycznie przed nim chowała. Oglądał serial „Złotopolscy” i czytał książki, w tym o Harrym Potterze.

Spośród wielu miast na świecie, z którymi w swoim życiu był związany i w jakich mógł na starość zamieszkać, Czesław Miłosz wybrał Kraków. Sprowadził się tu w 1993 r., po tym, jak Rada Miasta przyznała mu Honorowe Obywatelstwo, a wraz z nim mieszkanie przy ul. Bogusławskiego. W mieszkaniu tym spędził dziesięć szczęśliwych lat. O tym, jak wyglądała krakowska dekada noblisty pisze jego wieloletnia sekretarka Agnieszka Kosińska w wydanej właśnie książce „Miłosz w Krakowie” (Znak).

Ulica Bogusławskiego to krótka przecznica między Sarego a św. Sebastiana. Tam, w kamienicy pod numerem 6, na pierwszym piętrze, Czesław Miłosz otrzymał niewielkie dwupokojowe mieszkanie. Miejsce przypadło mu do gustu – uliczka była cicha i malownicza, blisko było z niej na Planty i do Rynku, a pewne oddalenie od dużych arterii komunikacyjnych (Dietla i Gertrudy) sprawiało, że nie docierały do niej odgłosy ruchu samochodowego i tramwajowego. „Miał więc Miłosz swoje lokum w Krakowie i z całą pewnością było ono spełnieniem jego marzeń o miejscu do życia” – pisze Agnieszka Kosińska.

Kraków jest jak Wilno
Mieszkanie zostało przysposobione do użytku przez redaktora naczelnego wydawnictwa Znak Jerzego Illga oraz „naczelnego krakowskiego miłoszologa” prof. Aleksandra Fiuta. Noblista i jego żona Carol wprowadzili się w 1994 r. Odtąd poeta spędzał w nim czas od wiosny do jesieni, na zimę zaś wyjeżdżał do swojego domu w Kalifornii.

Później, gdy ze względu na wiek pogorszyło się zdrowie twórcy, zrezygnował z zimowych wyjazdów do USA i cały rok był w Krakowie. W pewnym momencie dla wszystkich z otoczenia Miłosza stało się jasne, że poeta tutaj właśnie zamierza doczekać końca swych dni.

Dlaczego na miejsce stałego pobytu w ostatnich latach życia wybrał właśnie Kraków? Mógł przecież zamieszkać w każdym z wielu miast, do których rzucił go kiedyś los – Wilnie, Warszawie, Paryżu, Nowym Jorku, San Francisco czy kalifornijskim Berkeley. Wybrał Kraków, bo – jak sam stwierdził – był „najbardziej zbliżony do Wilna”.

W jednym z wywiadów powiedział: „Bardzo lubię Kraków. Kraków podoba mi się, bo jest to prawdziwe miasto uniwersyteckie, ale takiego rozmiaru, który jest jeszcze ludzki. A poza tym: ja ostatecznie wyrosłem w Wilnie i pod wieloma względami Kraków przypomina mi moje uniwersyteckie Wilno. To chodzenie co dzień kilkoma tymi samymi ulicami ma swój wdzięk”.

Miłosz rzeczywiście lubił Kraków i uznał go chyba za swoje miasto. Dobrze się tu czuł, miał wielu znajomych i ulubione miejsca.

Radość sprawiały mu spacery po pobliskich Plantach (zwłaszcza w mroźne i śnieżne dni, które przypominały poecie surowe litewskie zimy), na Rynek do restauracji w Szarej Kamienicy i kawiarni Noworolski w Sukiennicach. Bywał też U Literatów na Kanoniczej, w Guliwerze na Brackiej i Pod Baranem na św. Gertrudy. Odwiedzał krakowskie kina i multipleksy, a raz zajrzał nawet do Aquaparku, gdzie z pływalni miała zwyczaj korzystać jego żona. Czasem sam robił niewielkie zakupy w podwórkowym sklepiku przy Bogusławskiego 4.

W niedziele razem z Carol udawał się na mszę w języku angielskim o godz. 10.30 w kościółku św. Idziego pod Wawelem. Gdy Miłoszowie zdecydowali się kupić samochód (czerwoną toyotę), Carol (nazywana przez krakowskich przyjaciół pisarza Karoliną) zaczęła wozić męża na wycieczki w okolice miasta – do Ojcowa, Lanckorony, Goszyc, Kryspinowa.

Eksponat na Plantach
Autorka książki opisuje taką oto scenę z krakowskich Plant: „Kiedyś zatrzymała nas na Plantach pędząca na złamanie karku wycieczka szkolna. Pani nauczycielka pyta: »Którędy do Muzeum Archeologicznego?«. Udzieliłam odpowiedzi. Popędzili dalej. Miłosz niezadowolony, bo nierozpoznany, mruknął: »Mają przed sobą żywy eksponat, a pytają o drogę«”…

Centrum Miłoszowego życia stanowiło jednak wspomniane mieszkanie przy ul. Bogusławskiego. Tam codziennie rano stawiała się Agnieszka Kosińska, by do popołudnia pracować z pisarzem nad tekstami, korespondencją, sprawami wydawniczymi i wszelkimi innymi.

Zadziwia pracowitość tego niemłodego przecież człowieka (w 1994 r. pisarz miał 83 lata, zmarł w 2004 r. w wieku 93 lat). Noblista przez cały czas tworzył nowe wiersze (nad którymi bardzo skrupulatnie pracował), pisał artykuły, recenzje, felietony, wstępy, przygotowywał tłumaczenia. Prawie do samej śmierci tworzył felietonowy cykl „Spiżarnia literacka” ukazujący się na łamach „Tygodnika Powszechnego”, a już dosłownie na łożu śmierci dyktował fragmenty książki poświęconej starości. Od przyjazdu do Krakowa w 1994 r., do odejścia w 2004 r. ukazało się w Polsce 12 jego książek poetyckich i prozatorskich. Liczba mniejszych tekstów idzie w setki, a może tysiące.

A przecież dochodziły do tego jeszcze wydania zagraniczne. Z pisarzem nieustannie kontaktowali się wydawcy, tłumacze i badacze literatury z wielu krajów, zainteresowani jego twórczością, chcący ją tłumaczyć, wydawać, badać, komentować. Na barki Agnieszki Kosińskiej spadł ciężar selekcjonowania zgłoszeń, utrzymywania kontaktów z zagranicznymi autorami, czuwania nad kwestiami wydawniczymi, prawnymi i finansowymi.

Czesław Miłosz przywiązywał dużą wagę do ostatecznej formy swoich tłumaczonych dzieł. W językach, które znał – angielskim, rosyjskim, francuskim – sam sprawdzał jakość przekładu, nierzadko sugerując tłumaczowi użycie innych słów czy sformułowań. W przypadku innych języków (niemieckiego, szwedzkiego, rumuńskiego i in.) konsultował się ze znającymi je przyjaciółmi. Zatwierdzał także układ tekstu i wygląd okładki.

Prócz spraw wydawniczych do mieszkania przy Bogusławskiego spływało codziennie mnóstwo korespondencji papierowej i mejlowej z całego świata dotyczącej najróżniejszych spraw. Sporą część nadsyłały media, prosząc o wypowiedzi noblisty na każdy możliwy temat, wywiady, nagrania, sesje fotograficzne czy udział w jakimś programie. Szczególne urwanie głowy następowało w październiku, w dniu ogłoszenia laureata Literackiej Nagrody Nobla, gdy telefon domowy i komórka Agnieszki Kosińskiej urywały się od próśb agencji prasowych, telewizji i gazet o komentarz Miłosza na temat werdyktu.

Marcepan i Złotopolscy
Mieszkając w Krakowie Czesław Miłosz prowadził bogate życie towarzyskie. Mieszkanie na Bogusławskiego było w zasadzie domem otwartym. Z lektury książki wynika, że codziennie przewijało się przez nie mnóstwo osób.

Byli wśród nich krakowscy przyjaciele i znajomi noblisty – Teresa Walas, Jerzy Illg, Aleksander Fiut, Tomasz Fiałkowski, Joanna Zach, Jan Błoński, Adam Zagajewski i wielu innych. Byli też dziennikarze z rozmaitych mediów (w tym z „Dziennika Polskiego”), badacze i tłumacze twórczości Miłosza z różnych krajów. Od czasu do czasu mieszkanie zmieniało się w studio nagrań, gdy ze sprzętem zjeżdżała ekipa telewizyjna lub filmowa, by zarejestrować jakąś wypowiedź noblisty.

Wspomnienia Agnieszki Kosińskiej przynoszą też bardziej intymny portret Czesława Miłosza. Autorka miała szczęście przebywać z nim blisko prawie codziennie przez osiem lat. Poeta był człowiekiem towarzyskim i chętnie spotykał się ze znajomymi. Lubił napić się zmrożonej wódki, jeść słodycze (np. marcepan, który żona notorycznie przed nim chowała), oglądać serial „Złotopolscy” i czytać książki (w tym np. Małgorzatę Musierowicz i Harry’ego Pottera). Miewał jednak też zmiany nastroju: raz otwarty i życzliwy, innym razem zamknięty w sobie, mrukliwy jak litewski niedźwiedź i stroniący od ludzi. Wspólna praca i przebywanie razem rodziły także rozmaite konflikty, o czym autorka uczciwie pisze w swojej książce.

Długowieczność Czesława Miłosza sprawiła, że w okresie zamieszkiwania przy ul. Bogusławskiego przeżył tam śmierć brata Andrzeja, żony Carol i kilku znajomych: Jerzego Giedroycia, Zbigniewa Herberta, Zofii Hertzowej. Sam zmarł w tym mieszkaniu 14 sierpnia 2004 r. o godz. 11.10. „Nie chorował, zmarł na starość […], odszedł tak jak chciał: w domu, w spokoju” – czytamy w książce. W pierwszą rocznicę śmierci poety, 14 sierpnia 2005 r., na fasadzie kamienicy, w której mieszkał, odsłonięto poświęconą mu tablicę.

Kraków jest jak Wilno

Eksponat na

Plantach

Marcepan i

Złotopolscy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski