Fot. Anna Kaczmarz
Jaka jest specyfika kolędy w Nowej Hucie?
- Na pewno nasza jak i wszystkie parafie w Nowej Hucie jest bardzo duża, więc mamy zawsze wiele domów do odwiedzenia. U nas na 20 tys. mieszkańców przypada tylko ośmiu księży, więc każdy zawsze dostaje inny rejon i chodzi po 6-7 godzin dziennie. Wychodzą z tego czasem śmieszne sytuacje. Ostatnio byłem pobłogosławić jedno mieszkanie, gdzie domownicy narzekali, że choć specjalnie uczęszczają na msze odprawiane przeze mnie, to musieli czekać aż cztery lata, abym to ja ich odwiedził.
A czy ludzie chętnie otwierają drzwi przed księdzem?
- Oceniam, że wizytujemy około dwóch trzecich mieszkańców. Nowa Huta to specyficzne miejsce. Starsi parafianie są napływowi i wywodzą się najczęściej ze wschodu, ale dzięki temu jest w nich coś z ludowości w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Oni zawsze czekają na nas z otwartymi rękami i chętnie goszczą. Ich dzieci wychowywały się w ciężkim okresie socjalizmu i też przejawiają wiele szacunku dla Kościoła. Nie prawdą natomiast jest, że młodzi ludzie zamykają przed nami drzwi. Myślę, że każdy czasem potrzebuje porozmawiać. Co prawda w czasie kolędy jest bardzo niewiele czasu, ale zawsze chętnie umawiam się z parafianami na późniejszy termin. Moje drzwi zawsze stoją otworem.
A co z tymi, którzy otworzyć nie chcą?
- W moim dorobku miałem taką rodzinę, która otworzyła drzwi, pierwszy raz od 17 lat. Okazało się, że kilka lat wcześniej doszło tam do jakiegoś nieporozumienia z księdzem. To się czasem zdarza, ale trzeba próbować dalej. Prawda jest taka, że ksiądz, który jest zbyt surowy, mocno wpływa na obraz Pana Boga. Dlatego trzeba umieć trafić do każdego i pokazać Boga z tej właściwej strony. Czasem się okazuje, że ludzie nie wpuszczają księdza bo się czegoś wstydzą, albo boją. A my nie możemy pomóc, skoro nie wiemy co się dzieje. Kolęda to świetna okazja, żeby się trochę poznać.
Często zdarzają się jakieś nieprzyjemności?
- Nie, zresztą od kilku lat zauważam dużą poprawę. Ludzie się zdeklarowali, kto chce spotkania a kto nie. Kiedyś zdarzało się, że otwierała nam zrozpaczona matka, a jej syn słuchał w tym czasie za ścianą Heavy Metalu, albo ktoś przyjmował nas będąc pod wpływem alkoholu. Były też nieprzyjemne sytuacje, że nasi ministranci byli okradani na klatce przez osiedlowych opryszków. Teraz jest dużo spokojniej. Jest jeszcze jeden wielki pozytyw. Chodząc po blokach nie narażamy się na skoki temperatur. Bo gdy na zewnątrz jest -15 a w środku 20 to zbyt częste zmiany temperatury mogą się okazać naprawdę zabójcze.
Rozmawiał Lech Osuchowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?