Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Nowym Sączu do końca kariery

Rozmawiał Daniel Weimer
Czy Arkadiusz Aleksandcer będzie miał powody do fetowania zwycięstw drużyny „biało-czarnych”?
Czy Arkadiusz Aleksandcer będzie miał powody do fetowania zwycięstw drużyny „biało-czarnych”? fot. Jerzy Cebula
Rozmowa z napastnikiem ARKADIUSZEM ALEKSANDREM, który po dwóch latach powrócił do pierwszoligowej Sandecji.

– Znów jest Pan zawodnikiem Sandecji...

– I jest mi naprawdę bardzo przyjemnie pojawić się na stadionie w Nowym Sączu.

– Naprawdę? To dlaczego przed kilkoma laty nagle z niego Pan zniknął?

– Już to tłumaczyłem. Powtórzę: o zmianie barw klubowych w najmniejszym stopniu decydowały pieniądze. Do Floty Świnoujście przeniosłem się, bowiem po rundzie jesiennej prowadziła w I lidze, a ja koniecznie chciałem zaistnieć jeszcze na boiskach ekstraklasy.

– Dobrymi chęciami jest ponoć piekło wybrukowane.

– Na to wygląda. Ani Flocie, później Arce Gdynia, ani Olimpii Grudziądz, w których występowałem, nie udało się zająć miejsca gwarantującego promocje do ekstraklasy. Na pociechę pozostaje fakt, że we wszystkich przypadkach nie schodziliśmy poniżej czwartej lokaty.

– W pierwszym sezonie po awansie do I ligi Sandecja uplasowała się nawet wyżej, bo na trzeciej pozycji.

– To były świetne dla klubu czasy. Ludzie tłumnie wypełniali trybuny stadionu nad Kamienicą, a my strzelaliśmy gole jak na zawołanie.

– Sądeccy kibice szybko wybaczyli Panu opuszczenia ich miasta. Podczas meczu Sandecji z Olimpią Grudziądz zgotowali Panu owację.

– I jestem im za to bardzo wdzięczny. Tym bardziej, że jako gracz Floty, Arki i Olimpii wygrałem ze swym dawnym klubem cztery razy, dwukrotnie tylko remisując. Sam trzy razy zaskakiwałem bramkarzy MKS.

– Nie miał Pan później wyrzutów sumienia?

– Kocham Sandecję, ale w takich przypadkach sentymenty muszą iść na bok. Jestem profesjonalistą, zobowiązuje mnie lojalność wobec aktualnego pracodawcy. Postaram się teraz wyrównać rachunki i ponownie strzelać gole dla klubu z Nowego Sącza.

– Właśnie, co skłoniło Pana do powrotu do macierzy?

– Skończył mi się kontrakt z Olimpią, gdy skontaktował się ze mną prezes Andrzej Danek. Jeszcze w trakcie trwania poprzedniego sezonu ustaliliśmy wstępnie warunki, które niedawno zostały skonkretyzowane. Umowa obowiązuje na razie do końca rundy jesiennej, a co będzie dalej, czas pokaże. Jedno jest pewne: gdyby nie oferta Sandecji, zakończyłbym karierę. Występy poniżej poziomu I ligi absolutnie mnie nie interesują.

– Ta kariera była wyjątkowo bogata. Zadebiutował Pan w drugiej reprezentacji Polski, zaliczył występy w jedenastu klubach, w tym także w zespołach z Cypru i naszej ekstraklasy. Strzelił sporo bramek. Pobyt w którym wspomina Pan najmilej?

– Też pytanie. Oczywiście, że w Sandecji.

– Grunt to kurtuazja. Spytam inaczej: gdzie najwięcej Pan zyskał pod względem sportowym?

– Chyba w Górniku Zabrze. Miałem w nim niezłą passę strzelecką. Ale bramki zdobywałem także w Widzewie Łódź i Odrze Wodzisław Śląski.

– Gdyby przyszło Panu porównać ekipę Sandecji z jej pierwszych sezonów w I lidze do jej obecnego składu, to postawiłby Pan na...

– Zdecydowanie na ten wcześniejszy zespół. Zajęliśmy przecież trzecie i czwarte miejsca w końcowych klasyfikacjach. Obecnie o takiej wysokiej lokacie możemy tylko marzyć. Dzisiaj do podstawowej jedenastki przebijają się młodzi, nieopierzeni wychowankowie klubu. To dobrze, jednak jakości w ich poczynaniach jeszcze troszkę brakuje.

– Niewielu pozostało piłkarzy z tamtego składu w obecnej ekipie.

– Z drużyny, z której odchodziłem, w Sandecji grają jeszcze tylko Marek Kozioł, Marcin Makuch i Sebastian Szczepański. Pozostali to w większości gracze, których dopiero poznaję.

– W szatni ci młodzi traktują Pana jako duchowego przywódcę, piłkarskiego guru?

– Ani przywódcą, ani idolem nigdy nie byłem i nie zamierzam na starość zostać. Ja jestem od strzelania goli. Najchętniej dla Sandecji. A na stadionie przy ul. Kilińskiego poczułem się tak, jak gdybym opuszczał go wczoraj.

– Nie czuje Pan upływu czasu? Jako 35-latek ustępuje Pan pewnie pod względem szybkości młodszym partnerom?

– Piłka nożna to nie tylko szybkość. To także wyszkolenie techniczne, panowanie nad piłką, rozwaga, a w moim przypadku – zdolność do znalezienia się pod bramką przeciwnika i pokonanie golkipera rywali. Proszę spojrzeć na ligę włoską. Tam czołowymi snajperami są napastnicy w moim wieku, a nawet starsi.

– To wszystko się zgadza, tyle tylko, że w rozegranych po powrocie do Sandecji spotkaniach strzelił Pan zaledwie jednego gola.

– Spokojnie. Sezon dopiero się rozpoczyna. Skuteczność powróci we właściwym czasie. Wziął mnie w obroty specjalista od przygotowania fizycznego Kordian Wójs i efekty tego niebawem będą widoczne. Wierzy w to najwyraźniej także trener Robert Kasperczyk. Inaczej by nie namawiał prezesów Sandecji do podpisywania ze mną kontraktu.

– Czego mogą po was oczekiwać kibice Sandecji?

– Na pewno walki i zaangażowania. Pierwsze mecze określą nasze możliwości i wyznaczą bardziej konkretne cele. Wyjątkowo ważna dla nas będzie w tym roku runda jesienna. Aż jedenaście spotkań przyjdzie nam rozegrać w Nowym Sączu. Musimy sięgnąć w nich po jak najwięcej punktów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski