– Znów jest Pan zawodnikiem Sandecji...
– I jest mi naprawdę bardzo przyjemnie pojawić się na stadionie w Nowym Sączu.
– Naprawdę? To dlaczego przed kilkoma laty nagle z niego Pan zniknął?
– Już to tłumaczyłem. Powtórzę: o zmianie barw klubowych w najmniejszym stopniu decydowały pieniądze. Do Floty Świnoujście przeniosłem się, bowiem po rundzie jesiennej prowadziła w I lidze, a ja koniecznie chciałem zaistnieć jeszcze na boiskach ekstraklasy.
– Dobrymi chęciami jest ponoć piekło wybrukowane.
– Na to wygląda. Ani Flocie, później Arce Gdynia, ani Olimpii Grudziądz, w których występowałem, nie udało się zająć miejsca gwarantującego promocje do ekstraklasy. Na pociechę pozostaje fakt, że we wszystkich przypadkach nie schodziliśmy poniżej czwartej lokaty.
– W pierwszym sezonie po awansie do I ligi Sandecja uplasowała się nawet wyżej, bo na trzeciej pozycji.
– To były świetne dla klubu czasy. Ludzie tłumnie wypełniali trybuny stadionu nad Kamienicą, a my strzelaliśmy gole jak na zawołanie.
– Sądeccy kibice szybko wybaczyli Panu opuszczenia ich miasta. Podczas meczu Sandecji z Olimpią Grudziądz zgotowali Panu owację.
– I jestem im za to bardzo wdzięczny. Tym bardziej, że jako gracz Floty, Arki i Olimpii wygrałem ze swym dawnym klubem cztery razy, dwukrotnie tylko remisując. Sam trzy razy zaskakiwałem bramkarzy MKS.
– Nie miał Pan później wyrzutów sumienia?
– Kocham Sandecję, ale w takich przypadkach sentymenty muszą iść na bok. Jestem profesjonalistą, zobowiązuje mnie lojalność wobec aktualnego pracodawcy. Postaram się teraz wyrównać rachunki i ponownie strzelać gole dla klubu z Nowego Sącza.
– Właśnie, co skłoniło Pana do powrotu do macierzy?
– Skończył mi się kontrakt z Olimpią, gdy skontaktował się ze mną prezes Andrzej Danek. Jeszcze w trakcie trwania poprzedniego sezonu ustaliliśmy wstępnie warunki, które niedawno zostały skonkretyzowane. Umowa obowiązuje na razie do końca rundy jesiennej, a co będzie dalej, czas pokaże. Jedno jest pewne: gdyby nie oferta Sandecji, zakończyłbym karierę. Występy poniżej poziomu I ligi absolutnie mnie nie interesują.
– Ta kariera była wyjątkowo bogata. Zadebiutował Pan w drugiej reprezentacji Polski, zaliczył występy w jedenastu klubach, w tym także w zespołach z Cypru i naszej ekstraklasy. Strzelił sporo bramek. Pobyt w którym wspomina Pan najmilej?
– Też pytanie. Oczywiście, że w Sandecji.
– Grunt to kurtuazja. Spytam inaczej: gdzie najwięcej Pan zyskał pod względem sportowym?
– Chyba w Górniku Zabrze. Miałem w nim niezłą passę strzelecką. Ale bramki zdobywałem także w Widzewie Łódź i Odrze Wodzisław Śląski.
– Gdyby przyszło Panu porównać ekipę Sandecji z jej pierwszych sezonów w I lidze do jej obecnego składu, to postawiłby Pan na...
– Zdecydowanie na ten wcześniejszy zespół. Zajęliśmy przecież trzecie i czwarte miejsca w końcowych klasyfikacjach. Obecnie o takiej wysokiej lokacie możemy tylko marzyć. Dzisiaj do podstawowej jedenastki przebijają się młodzi, nieopierzeni wychowankowie klubu. To dobrze, jednak jakości w ich poczynaniach jeszcze troszkę brakuje.
– Niewielu pozostało piłkarzy z tamtego składu w obecnej ekipie.
– Z drużyny, z której odchodziłem, w Sandecji grają jeszcze tylko Marek Kozioł, Marcin Makuch i Sebastian Szczepański. Pozostali to w większości gracze, których dopiero poznaję.
– W szatni ci młodzi traktują Pana jako duchowego przywódcę, piłkarskiego guru?
– Ani przywódcą, ani idolem nigdy nie byłem i nie zamierzam na starość zostać. Ja jestem od strzelania goli. Najchętniej dla Sandecji. A na stadionie przy ul. Kilińskiego poczułem się tak, jak gdybym opuszczał go wczoraj.
– Nie czuje Pan upływu czasu? Jako 35-latek ustępuje Pan pewnie pod względem szybkości młodszym partnerom?
– Piłka nożna to nie tylko szybkość. To także wyszkolenie techniczne, panowanie nad piłką, rozwaga, a w moim przypadku – zdolność do znalezienia się pod bramką przeciwnika i pokonanie golkipera rywali. Proszę spojrzeć na ligę włoską. Tam czołowymi snajperami są napastnicy w moim wieku, a nawet starsi.
– To wszystko się zgadza, tyle tylko, że w rozegranych po powrocie do Sandecji spotkaniach strzelił Pan zaledwie jednego gola.
– Spokojnie. Sezon dopiero się rozpoczyna. Skuteczność powróci we właściwym czasie. Wziął mnie w obroty specjalista od przygotowania fizycznego Kordian Wójs i efekty tego niebawem będą widoczne. Wierzy w to najwyraźniej także trener Robert Kasperczyk. Inaczej by nie namawiał prezesów Sandecji do podpisywania ze mną kontraktu.
– Czego mogą po was oczekiwać kibice Sandecji?
– Na pewno walki i zaangażowania. Pierwsze mecze określą nasze możliwości i wyznaczą bardziej konkretne cele. Wyjątkowo ważna dla nas będzie w tym roku runda jesienna. Aż jedenaście spotkań przyjdzie nam rozegrać w Nowym Sączu. Musimy sięgnąć w nich po jak najwięcej punktów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?