Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W pasiekach pogrom. Połowa pszczół wyginęła

BARBARA CIRYT
Kazimierz Marszałek sprawdza zawartość swoich uli i kondycję pszczół po długiej zimie Fot. Barbara Ciryt
Kazimierz Marszałek sprawdza zawartość swoich uli i kondycję pszczół po długiej zimie Fot. Barbara Ciryt
KRZESZOWICE. Pszczelarze z przerażeniem zaglądają do uli. Obawiają się, że chore owady po długiej zimie nie nadrobią szybko strat. Zabraknie robotnic, żeby zebrać nektar z pierwszych kwitnących roślin: rzepaku i mniszka. A miód podrożeje.

Kazimierz Marszałek sprawdza zawartość swoich uli i kondycję pszczół po długiej zimie Fot. Barbara Ciryt

Dziennik Polski

Pszczoły są wyczerpane i wątłe. Pasieki zostały zdziesiątkowane. Kazimierz Marszałek, pszczelarz z Krzeszowic zagląda do ula.

- Moje pszczoły przetrwały tę długą zimę. Jednak wyraźnie widać, że są osłabione - mówi właściciel pasieki i prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Powiatu Krakowskiego. Ostatnio nasłuchał się narzekań kolegów. - Ponieśli ogromne straty. Niektórym wyginęła połowa pszczół. Mrozy i długo zalegający śnieg zrobiły swoje, do tego przyszły choroby. Owady zaatakowała warroza - pasożyt - ubolewa Marszałek.

Bogusław Latawiec, prezes Krzeszowickiego Towarzystwa Pszczelniczego "Barć" mówi, że straty w pasiekach były już jesienią. Owady zaczęły chorować. - Jednak miały szansę na przetrwanie. Z początkiem marca nie było tak dramatycznej sytuacji, jak w tej chwili. Słyszałem wielokrotnie, że pszczelarze u nas w Małopolsce i na Podkarpaciu cieszyli się, że pszczoły zaczęły obloty. Niestety przyszły kolejne mrozy, śnieg, a w wielu rodzinach pszczelich zabrakło jedzenia. Osłabione były bardziej podatne na choroby - mówi Latawiec.

Jesienne choroby, o których mówi się w pasiekach, były częściowo spowodowane przepracowaniem pszczół. Pod koniec sierpnia i we wrześniu ubiegłego roku obficie kwitła nawłoć. Owady pracowały bez wytchnienia. - One mają taką naturę, że starają się zapełnić każde miejsce w ulu. Gdy już nie kwitną kwiaty, to pszczoły organizują napady na inne ule. Zdarza się, że wyczują słabą rodzinę i lecą tam zabrać miód. Bywa, że w innym ulu strażniczki wejścia odeprą ten atak, ale gdy "napastnikom" uda się wejść, to rabują. Często wewnątrz muszą stoczyć walkę, zanim wyniosą pożywienie - Kazimierz Marszałek opowiada o zwyczajach pszczół.

Teraz właściciele pasiek liczą straty, mówią, że tak źle jeszcze nie było. Zwykle pszczoły żyją od 30 do 60 dni, wszystko zależy od tego, jak intensywnie pracują. Jednak te z sierpnia i września muszą przetrwać zimę i wiosną wychować młode. Zimą przez kilka miesięcy nie wychodzą z ula. - Ich organizm potrafi przetrwać bez wypróżniania. Wszystko dzięki temu, że mają sześciometrowe jelita. Wydaje się, że nie ma sposobu, by zmieściły się w takiej małej pszczole, a jednak mieszczą się, mają grubość włosa - mówi pan Kazimierz. Tymczasem długość jelita cienkiego u człowieka wynosi od 4 do 6 metrów.

Pszczoły dzięki długim jelitom mogą przetrwać w ulu od jesieni do stycznia, a wówczas w cieplejsze dni wylatują, żeby się oczyścić. - W tym roku mało pszczół wyleciało. Niektóre wylatywały w niesprzyjających warunkach, to oznaczało, że w ulu brakuje jedzenia albo atakują wirusy - zaznacza pszczelarz. Chore do rodziny nie wrócą. Nie zostają wpuszczane, by nie zaraziły innych.

Te mądre i odporne stworzenia mają swoje zasady, ale nie mogą przechytrzyć pogody, niskich temperatur. Natomiast człowieka tak. - Mówi się, że prawdziwy pszczelarz musi mieć dużą wiedzę, ale liczyć się z tym, że pszczoła i tak go wykoleguje. Chcemy, żeby się nie roiły, stosujemy różne zabiegi, a one zawsze zrobią swoje - uśmiecha się pan Kazimierz.
Pszczelarz patrzy w stronę Czatkowic. - Tam mają trutowiska - mówi. To znaczy, że matki pszczele i trutnie z Krzeszowic i sąsiednich wiosek obrały sobie miejsce "schadzek". Matka po 10 dniach od spotkania z trutniami (zapłodnienia) zaczyna składać jajeczka, a potem trzeba czekać 15 do 20 dni na młode pszczoły, które zabiorą się do pracy. Właściciele pasiek ubolewają, że obecnie wszystko opóźniło się o miesiąc. - Nie będzie robotnic, które mogły polecieć na pierwsze pożytki, czyli kwitnący rzepak, mniszek. Obawiamy się, że z tych roślin miodu nie dostaniemy - mówi szef powiatowego stowarzyszenia pszczelarzy.

A Bogusław Latawiec szacuje, że można się nastawić dopiero na miód akacjowy. - Mam nadzieję, że latem uda się odrobić trochę strat. Jednak wszystko wciąż zależy od pogody - mówi Latawiec.

Pszczelarze boją się zgnilców, groźnych chorób, które są zwalczane z urzędu przez sanepid i lekarzy weterynarii. - Jeśli choroba mocno zaatakuje, to bywa, że sanepid decyduje się na spalenie pasiek w promieniu pięciu kilometrów od źródła zakażenia - mówi Marszałek.

Prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Powiatu Krakowskiego apeluje do rolników, sadowników, ogrodników, działkowiczów, żeby nie zapominali, że powinni współpracować z pszczelarzami. Jeśli stosują opryski, to tylko po zachodzie słońca, gdy pszczoły nie wylatują z ula. - Do oprysków trzeba podchodzić bardzo ostrożnie, nawet jeśli na etykietach jest napisane, że środek nie szkodzi ludziom, to rolnicy powinni wiedzieć, że może szkodzić pszczołom, a przecież bez pszczół kwiaty ich roślin nie zostaną zapylone, nie będzie owoców. Nie zapominajmy, że wszyscy mamy wspólny interes - mówi pan Kazimierz.

Zaznacza, że obecnie mniej skażone rośliny są w miastach i tam zaczyna się moda na hodowanie pszczół. - W Londynie ludzie stawiają ule na dachach wieżowców. To dlatego, że rośliny w wioskach przez chemiczne opryski są skażone, szkodzą pszczołom. Tymczasem w parkach miejskich i na klombach raczej nie stosuje się oprysków - mówi pszczelarz.

Pszczoły są zdziesiątkowane i spóźnione prawie miesiąc

JAN ŚLÓSARZ z Małopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Karniowicach

W wielu małopolskich pasiekach wyginęła więcej niż połowa pszczół. W naszej doświadczalnej pasiece z 27 uli zostało zaledwie 12. Tak źle jeszcze nie było. Pszczelarze zgłaszają, że choroby warroza i związane z nią wirusy już jesienią niszczyły rodziny pszczele. Teraz po długiej zimie problem się spotęgował. Chore pszczoły żyją krótko, np. tylko tydzień. A dodatkowo kłopot w tym, że nęka je nie jedna choroba, ale cały kompleks . Dlatego giną. Te, które zostały w ulach, mają trzy tygodnie, a nawet miesiąc opóźnienia w pracy. Teraz potrzebują ciepła i kwitnących roślin, kwiatów.

Natomiast przed pszczelarzami obecnie dużo zabiegów związanych z odbudową rodzin. W jeden rok nie da się tego zrobić, odbudowa może potrwać dwa lata. Dodatkowym problemem jest to, że właścicielom pasiek, w których sporo pni opustoszało, nikt nie wyrówna strat. Pszczelarze są ubezpieczeni od odpowiedzialności cywilnej, ale nie mają ubezpieczonych pasiek, bo nikt tego nie prowadzi. Jedyne, na co mogą liczyć, to leki dla pszczół oraz pomoc w sprowadzeniu matek.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski