Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Polsce czuję się niemal tak samo jak w litewskim domu

Rozmawiała Justyna Krupa
Gyntare Petronyte wcześniej w Polsce reprezentowała drużynę CCC
Gyntare Petronyte wcześniej w Polsce reprezentowała drużynę CCC fot. Piotr Krzyżanowski
Rozmowa. Chcę wygrać Euroligę – mówi Gyntare Petronyte, nowa koszykarka Wisły.

– Poprzednia Pani przygoda z polską ligą nie była udana. Dlaczego chciała Pani spróbować raz jeszcze?

– Wiedziałam, że Wisła to klub z bogatą historią, grający od wielu lat na euroligowym poziomie. Od koleżanek, które tu grały – Liron Cohen i Ivy Perovanović – słyszałam same pozytywne opinie na temat krakowskiego klubu.

– Wcześniej podpisywała Pani kontrakty głównie w krajach regionu Morza Śródziemnego. Przyciągał Panią tamtejszy klimat?
– Nie kierowałam się tym przy wyborze klubów, ale oczywiście zakochałam się w tamtejszej kuchni i trochę będę tęsknić za morzem. Z drugiej strony, mentalność ludzi jest tam inna i trudno było mi się do tego przystosować. W Polsce czuję się natomiast bardziej jak w domu. Mam stąd też blisko do Wilna i mogę tam dojechać nawet samochodem. Mojej rodzinie też łatwiej będzie mnie odwiedzać.

– Jako 20-latka została Pani okrzyknięta najlepszą młodą koszykarką Europy, wyprzedziła Pani w tym zestawieniu nawet Albę Torrens. Teraz Hiszpanka gra w topowych klubach, a Pani ostatnio nie grała nawet w Eurolidze. Dlaczego więc Pani kariera tak się potoczyła?

– Trudne pytanie, na które sama nie do końca potrafię odpowiedzieć. Moim pierwszym zagranicznym klubem, do którego trafiłam w wieku 20 lat, był Athinaikos Ateny. Podpisałam tam kontrakt na dwa lata. Pierwszy sezon był świetny, wygraliśmy Eurocup. Byłam pewna, że w kolejnym będziemy grać w Eurolidze. Klub jednak stanął u progu bankructwa. Jako że wciąż miałam z nimi ważną umowę, zostałam sprzedana do innego klubu, którego nie mogłam sobie wybrać. Było to Galatasaray Stambuł. Z jednej strony to wielka firma, ale z drugiej strony trafiłam tam za wcześnie. Byłam za młoda. Jasne, to było superdoświadczenie móc trenować z tymi wszystkimi gwiazdami. Ale nie grałam tam zbyt wiele.

– Z kim dzieliła Pani wtedy szatnię?

– Z Sylvią Fowles, Seimone Augustus, Tamiką Catchings… zawodniczki z samego topu. Było świetnie z nimi współpracować, ale chciałam pełnić ważniejszą rolę w drużynie. To było dla mnie bardzo trudne doświadczenie pod względem psychologicznym. Dlatego odeszłam do CCC Polkowice. Tamtejszy trener Krzysztof Koziorowicz znał selekcjonera kadry Litwy i stwierdził, że bardzo chce mnie w drużynie. Na początku wszystko było dobrze.

– Ale potem rozwiązano z Panią kontrakt w trakcie sezonu. Na Pani miejsce przyszła tam zresztą obecna koszykarka Wisły Jantel Lavender.

– Wszystko zaczęło się psuć, gdy zwolniono trenera Krzysztofa Koziorowicza. Były pewne problemy wewnątrz klubu. A później chyba nie znalazłam nici porozumienia z nowym szkoleniowcem Arkadiuszem Rusinem.

– Pewnie niełatwo też było zaaklimatyzować się w maleńkich Polkowicach po przenosinach ze Stambułu?

– To było nieco dziwne, ale nie można wybrzydzać. Trzeba zatrudniać się tam, gdzie można grać w koszykówkę. Przyznaję, że w Stambule czułam się świetnie, każdy wolny dzień wykorzystywałam na zwiedzanie. To miasto wielu kultur, z międzynarodowym towarzystwem, naprawdę potężne. W poprzednim sezonie znów miałam okazję grać w Turcji, w ekipie Homend Antakya.

– Mówi się, że w Wiśle będzie Pani następczynią Zane Tamane, czyli raczej zawodniczką rezerwową, wspierającą podstawową środkową Lavender.

– Uwielbiam wyzwania. Dlatego przyszłam do Wisły. Niby mogłam zostać w Turcji, oni tam mają przecież wielkie pieniądze. Ale chcę grać w Eurolidze. Powiem więcej: chcę wygrać Euroligę któregoś dnia. Nie boję się więc walki o miejsce w składzie. Jestem szczęśliwa, że będę rywalizować z taką zawodniczką, jak Lavender i trenować z nią każdego dnia. Widzę ją nie jako rywalkę, ale jako koleżankę z drużyny. W końcu wybrałam koszykówkę, bo chciałam uprawiać sport zespołowy, a nie indywidualny.

– Na Litwie koszykówka jest zresztą dużo bardziej popularna niż w Polsce.

– Nazywamy koszykówkę naszą drugą religią. Nasza męska drużyna gra na mistrzostwach świata w Hiszpanii i cały kraj dostał bzika na ich punkcie. Chyba połowa moich rodaków pojechała do Hiszpanii, by wspierać tych chłopaków (śmiech). A ci, którzy zostali, oglądają mecze MŚ na wielkich telebimach, zjednoczeni w tym szaleństwie.

Mnóstwo kontuzji

Wisła Can-Pack zrezygnowała z występu w tradycyjnym turnieju w Trutnovie. Na treningach Stefan Svitek ma bowiem do dyspozycji wąski skład. Uraz leczy nie tylko Agnieszka Szott, ale też Agnieszka Kaczmarczyk (problemy z plecami). Zawodniczki z WNBA jeszcze nie przybyły zza oceanu. W tej sytuacji na treningach wiślaczki wspomagają zawodniczki AZS Politechniki Korony, w tym była koszykarka „Białej Gwiazdy” Anna Wielebnowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski