W Polsce sprawdza się „reguła 16 miesięcy”

Czytaj też: Stawka w wyborach samorządowych będzie tym razem wyjątkowo wysoka

Co więcej, przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi, choć to „tylko” poziom lokalny, już przebierają nogami liderzy największych ugrupowań - Kaczyński, Schetyna, Petru, Kukiz oraz Kosiniak-Kamysz, nawet jeśli oni sami nie wezmą w nich udziału. Dlaczego?

Dr Jarosław Flis z UJ, znawca samorządowej sceny politycznej i jej wpływu na kształt sceny ogólnokrajowej, uważa, że wybory w 2018 r. będą miały kluczowe znaczenie dla polskiej polityki w najbliższych latach, ponieważ tuż po nich - w ciągu kilkunastu miesięcy - odbędą się wybory europejskie, parlamentarne i prezydenckie. Kumulacja.

Samorządowa batalia może zadecydować o być albo nie być dla Kukiz’15, PSL-u albo lewicy, niezależnie pod jaką postacią w nich wystartują.

PiS i PO mogą zaś wynieść na falę wznoszącą albo rozpocząć proces ich szybkiego upadku. A jeżeli Nowoczesna nie zbuduje licznej i skutecznej drużyny, to po wyborach samorządowych czekać ją może unicestwienie. Wyborcy pojmą, że to partia, która promować się umie wyłącznie w okienku telewizyjnym.

Wybory samorządowe dadzą też szanse na pojawienie się nowego ugrupowania, na które, jak pokazują analizy części ekspertów, na krajowej scenie politycznej jest miejsce.

Politologia zna regułę „16 miesięcy”, która sprawdza się też w III Rzeczypospolitej. Głosi ona, że kto wygra jedne wybory ogólnokrajowe, czy to samorządowe (konkretnie: do sejmików wojewódzkich), czy to parlamentarne, może być pewny sukcesu w kolejnych, które odbędą się nawet za kilkanaście miesięcy. Wyborcy, zresztą nie tylko w Polsce, chętnie przyłączają się do zwycięzców.