Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W poszukiwaniu wirtuoza

Redakcja
- Tak do końca nie, ponieważ stawanie w zawody na estradzie nie jest normalną formą muzykowania artystycznego. Konkurs nie jest zwykłym koncertem. Z własnych doświadczeń wiem, że młody pianista, wrażliwy, podatny na atmosferę konkursową, na atmosferę zawodów sportowych, na stresy, nie zawsze pokaże to, co w nim najlepsze. Często gra młodych pianistów jest za nerwowa, za szybka, za głośna. A wszystko dlatego, że chcą się lepiej pokazać. Poza tym część pianistów, kierujących się rozumem - może nie we właściwym sensie - decyduje się grać pod jurorów. Patrzą na listę oceniających pianistów i starają się ustalić, jak najlepiej wykonać utwór, aby się jury podobało. Nasze tegoroczne jury na Konkursie Chopinowskim jest tak liczne - 20 osób, że taka postawa będzie bardzo trudna. Każdy z nas reprezentuje inną estetykę, inną narodowość i jest zwolennikiem różnych typów szkół pianistycznych.

Rozmowa z prof. ANDRZEJEM JASIŃSKIM, przewodniczącym jury XIV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, pedagoga Akademii Muzycznej w Katowicach

-Czy jest Pan zwolennikiem konkursów pianistycznych?
 - Panie Profesorze, nie jest Pan zwolennikiem konkursów, a mimo to od 1975 roku bierze Pan udział w pracach jury, a teraz nawet, w zaczynającym się 4 października w Warszawie - XIV Konkursie Chopinowskim, przyjął Pan stanowisko przewodniczącego. Dlaczego?
 - Ponieważ konkurs - jak do tej pory - jest jedyną formą promowania młodych pianistów. To jedyna szansa rozpoczęcia większej działalności artystycznej, na skalę międzynarodową. Niestety, do tej pory nie powstała żadna instytucja, która by zaryzykowała i np. zaangażowała na dziesięć koncertów - młodego, nieznanego artystę. Obecnie muzyków, wykonawców, a zwłaszcza pianistów, jest na świecie bardzo wielu. Jednak zapotrzebowanie na nich tak naprawdę niewielkie. Młodemu bardzo trudno przebić się, wejść na estrady świata. Natomiast jeżeli zdobędzie wysoką nagrodę na liczącym się konkursie - nie pierwszą nagrodę na mniejszych konkursach, gdyż ona nie daje żadnych możliwości - staje przed wielką szansą. Wygranie liczącego się konkursu pozwala zagrać koncerty na prestiżowych estradach, a także zebrać o sobie i o swojej grze recenzje bardzo dobrych krytyków. Jeśli laureaci konkursów potrafią tę nagrodę obronić - bo to nie jest automatyczna sprawa - mogą rozpocząć działalność artystyczną.
 - Laureaci Konkursów Chopinowskich na ogół się sprawdzili. Wystarczy wymienić: Stanisława Bunina, Krystiana Zimermana, Garricka Ohlssona, Maurizia Polliniego itd.
 - Ci najlepsi laureaci przeszli ciężką drogę. Mieli talent, mieli osiągnięcia, mieli predyspozycje estradowe i mieli trochę szczęścia, że trafili na ludzi w postaci dobrych impresariów, którzy im w karierze znacznie pomogli.
 - Czy Konkurs Chopinowski - w porównaniu z innymi światowymi konkursami pianistycznymi - ma tak dużą renomę, jak 20, 30 lat temu?
 - Nadal jego renoma jest bardzo duża. Spotykam się na świecie z różnymi pianistami i jurorami, i wszyscy od lat ten konkurs bardzo cenią. Jego niewątpliwym atutem jest to, że odbywa się raz na pięć lat. Konkursy coroczne siłą rzeczy tracą na znaczeniu. Nie jest możliwe, aby za każdym razem poziom był dobry.
 - W czym tkwi siła Konkursu Chopinowskiego?
 - W tym, że ma znakomitych laureatów, rzadko się odbywa i że pianiści grają muzykę Chopina. Osobowość Chopina daje możność młodym artystom nie tylko pokazania dobrej techniki, ale także swojej osobowości. Interpretacja dopuszcza, że Chopin pod palcami każdego pianisty może być inny. Może mieć inne tempo, inną agogikę, inne rubato, inne rozłożenie akcentów retorycznych w muzyce. Ta możliwość sprawia, że muzyka Chopina nadal fascynuje, nawet jeżeli słuchamy tego samego utwóru po raz setny. Na Konkursie Czajkowskiego w Moskwie gra się utwory różne - to już nie jest to samo. Na Konkursie Van Cliburna także różnych kompozytorów (wymieniam te najważniejsze, do których i nasz konkurs się zalicza), na Konkursie Królowej Elżbiety w Belgii - podobnie. Tylko Konkurs Chopinowski jest jedyny tego rodzaju.
 - Pięć i dziesięć lat temu jury nie przyznało pierwszej nagrody na Konkursach Chopinowskich. Czy nie sądzi Pan, że taka postawa powoduje obniżenie rangi konkursu?
 - Sądzę, że teraz już się to zmieni. Z tą myślą wprowadziliśmy korekty w regulaminie, dotyczące oceny pianistów. Mam świadomość, że jeżeli jeszcze raz nie przyznamy pierwszej nagrody, to konkurs znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Młodzi pianiści będą się po prostu bali przyjeżdżać do Warszawy. Będą sądzili, że jury tak wysoko postawiło poprzeczkę dla najlepszego chopinisty, że od lat żaden pianista nie zadowala.
 - Czy muzyka Chopina może przez to stracić na popularności?
 - Nie, tego się nie boimy. Niezależnie od konkursów Chopinowskich muzyka ta będzie zawsze grana i nigdy nie straci na znaczeniu.
 - Jakie zmiany w regulaminie zdecydował się Pan wprowadzić?
 - Przede wszystkim o przejściu pianisty do następnego etapu nie będzie decydowała jedynie - tak jak to było w latach ubiegłych - średnia arytmetyczna. Jurorzy będą decydowali na tak lub nie, dopiero w spornych wypadkach patrząc na punkty. Poza tym nie będzie sumowania punktów ze wszystkich etapów, każdy etap oddzielnie punktowany. Dzięki temu laureat I miejsca nie musi mieć konkretnej ilości punktów. Ta ostatnia zmiana ułatwi nam przyznanie I nagrody.
 - Czy jury będzie omawiało grę poszczególnych kandydatów?
 - Nie, to będzie niemożliwe ze względu na czas. Proszę sobie wyobrazić, że 20 jurorów, przez minutę ma mówić o każdym kandydacie. Każdy z nich musiałby więc mówić około 100 minut. Dyskusja zabrałaby około 2000 minut - czyli ponad 33 godziny. To niemożliwe.
 - W jury zasiadają m.in.: Martha Argerich, Eugen Indjic, Piotr Paleczny, Paul Badura-Skoda. Według jakich kryteriów zostało wybrane?
 - Według kryteriów artystycznych. Jest to jury kompletne, złożone z najlepszych pianistów-chopinistów. Ta różnorodność osobowości zagwarantuje sprawiedliwy werdykt.
 - Czy taki jest możliwy?
 - Temu miały służyć zmiany w regulaminie. Ale pamiętajmy, w sztuce nie ma obiektywnych kryteriów. Dlatego sądzę, że subiektywne oceny 20 tak różnych jurorów złożą się na sprawiedliwy werdykt.
 - Jury Konkursu Chopinowskiego znane jest z ogromnej surowości, z jaką podchodzi do wykonywanych utworów. Nadal pianiści muszą pozostawać w zgodzie z tekstem Narodowego Wydania Dzieł Wszystkich Chopina pod redakcją Jana Ekiera?
 - Nie do końca to prawda. Wydanie Narodowe Dzieł Chopina nie jest obowiązkowe, a jedynie zalecane. Problem nie istnieje, jeżeli pianiści wykonują utwory Chopina z wydawnictw, uznanych przez jury. Mało tego, jeśli artysta w swojej indywidualnej interpretacji, w pewien nieistotny sposób trochę odbiegnie od znaków w tekście, a jednocześnie nie odbiegnie od ducha Chopina, jury to zaakceptuje. Nawet jeśli doda oktawę w basie, na zakończenie utworu. Jak widać, jury nie jest surowe.
 - A może zbyt skostniałe?
 - Także nie. Pianista, który zdecyduje się w sposób kontrowersyjny wykonywać muzykę Chopina, niestety, musi sobie zdawać sprawę, że większość jurorów zadecyduje, czy zagra w kolejnych etapach. Jeżeli odpadnie, będzie musiał zrozumieć, że to nie jury było złe czy złośliwe, tylko tak zadecydowała większość. Miejcie do nas zaufanie, my naprawdę wybierzemy najlepszego!
 - W tym roku tylko 98 pianistów zostało zakwalifikowanych na podstawie nagranych kaset do udziału w konkursie. To bardzo mało. W poprzedniej edycji startowało blisko 140 osób. Co to znaczy? Słaby poziom?
 - Uznaliśmy, że konkurs jest bardzo trudny także dla jurorów. Wysłuchać 140 kandydatów - to dla nas ogromna praca. Również dla organizatorów tak wielki konkurs jest kłopotliwy - przeciąga się w czasie. Uczestnicy, którzy w pierwszym etapie pokrywają koszty podróży i hotelu, także są zainteresowani tym, aby I etap trwał jak najkrócej. Czyli aby pianistów było jak najmniej. Dla dobra wszystkich postawiliśmy więc wyżej poprzeczkę w trakcie eliminacji do konkursu.
 - Czy pianiści w tym roku nie czują się poszkodowani?
 - Nie widzę w tym żadnej szkody. Wśród tych, którzy się nie dostali do konkursu po przesłuchaniu kaset, znajdują się zapewne i ci, którzy mogą czuć się pokrzywdzeni. Pamiętajmy jednak, że w konkursie muszą być lepsi i gorsi. Gdyby startowało tylko sześciu dobrych pianistów, to nie potrzebny byłby konkurs.
 - Od 1975 roku zasiada Pan w jury, czy poziom gry pianistów wzrósł od tego czasu?
 - Średni poziom pianistów na świecie wzrósł niewiarygodnie. To, co po wojnie było dla nas wielkim osiągnięciem technicznym, teraz jest dostępne dla młodych ludzi. Teraz przyjeżdża na konkurs Japonka z malutką rączką i gra najtrudniejsze utwory Chopina. Dawniej wydawało się, że tego typu utwory mogą grać nieliczni, wybitni. Średni poziom pianistów jest bardzo wysoki. Natomiast znaleźć w tej liczbie wybitnych pianistów, którzy potrafią nie tylko grać, ale i kreować, wzruszać czy porwać publiczność, wcale nie jest proste. Stanowi to ogromną trudność. Talenty rodzą się rzadko.
 - Polska pianistyka przeżywa pewnego rodzaju kryzys. Krystian Zimerman był ostatnią polską gwiazdą wielkiego formatu. Z czego to wynika? Czy jest to problem kształcenia?
 - Niesłuszne są zarzuty pod adresem polskiej szkoły pianistyki, polskiego nauczania. Można się trochę usprawiedliwiać, że warunki są bardzo trudne. Teraz moje studentki wróciły z kursów zagranicznych, prowadzonych w małych miastach. Przyjechały pełne wrażeń - Panie profesorze - mówiły - mała szkółka na prowincji, a jakie mają instrumenty! My jednego takiego w szkole nie mamy. - No, to jak ci biedni pedagodzy mają uczyć wrażliwości i wyobraźni, jeśli student nie słyszy na co dzień ładnego dźwięku? W ogóle nie słyszy! Bo przecież w polskich salach koncertowych dobre fortepiany też są rzadkością. Dopiero rośnie pokolenie, które zaczyna się uczyć języków, od niedawna młodzi jeżdżą za granicę - na koncerty czy na kursy mistrzowskie. To się dopiero zaczyna zmieniać.
 - A co z psychiką? Polska reprezentacja pianistów sprzed pięć lat nie najlepiej sobie poradziła w tej dziedzinie.
 - Niektórzy sobie poradzili. Nie zostali może zauważeni, ale zagrali na poziomie swoich możliwości. W poprzedniej edycji konkursu z Polski startowały 22 osoby. To nie było korzystne, ci lepsi utonęli w masie średniego poziomu. Jedna z kandydatek miała w finale kłopoty, ale trudno powiedzieć, że był to skandal. Trzeba się cieszyć, że artystka znalazła się w finale. Przecież za 20 lat nikt nie będzie pamiętał, że zagrała c zamiast cis, tylko, że została finalistką konkursu.
 - ... mowa tu o Magdalenie Lisak.
 - Apelowałem i apeluję do dziennikarzy, aby pomogli nam stworzyć dobrą atmosferę wokół konkursu. Chciałbym, aby nasi pianiści byli traktowani z życzliwością. Nawet ci, którzy nie są Zimermanami. Konkurs jest wyjątkowo trudnym egzaminem i trzeba wszystkich traktować poważnie. Nie jest winą pianistów, że nie wszyscy są indywidualnościami. To los jest winien, że nas takimi w tej chwili nie obdarzył.
 - Panie Profesorze, czy dużo zgłasza się młodych pianistów z prośbą o lekcje, wskazówki itd.?
 - Bardzo dużo. Gdybym chciał uczyć wszystkich musiałbym zrezygnować z całej mojej dotychczasowej działalności. Uczyłbym pianistów zagranicznych, przede wszystkim z Azji. Nie robię tego. Teraz jestem w sytuacji komfortowej. Jako przewodniczący jury nie mam w konkursie swoich uczniów. Studenci z mojej klasy chopinistami raczej nie są, uczestniczą w innych konkursach.
 - Przez lata przygotował Pan całą grupę pianistów do konkursu. Odnosili oni różne sukcesy, największy - Pana uczeń Krystian Zimerman. Jak Pan z nimi ćwiczył? Na co zwracał im Pan przede wszystkim uwagę?
 - Na sukces składa się cała grupa elementów. Utalentowany pianista ma i dobry słuch, i wyobraźnię, emocjonalność muzyczną, dobrą pamięć i dobre predyspozycje psychiczne, dobrą rękę, a także dobrych rodziców, którzy go obdarzyli dobrymi genami - świetnym zdrowiem. Te wszystkie elementy razem składają się na talent. Ale talent to nie jest gotowy produkt, to dopiero naczynie, które musi być wypełnione inteligentną pracą. Tutaj dużą rolę odgrywa sprawa charakteru i woli pianisty. Zawsze powtarzam moim studentom, że ucząc się gry na fortepianie trzeba się rozwijać jako człowiek. Najpierw jest się człowiekiem, potem wrażliwym człowiekiem, następnie emocjonalnym człowiekiem. Dopiero później nabiera się poczucia estetyki, rozkochuje się w muzyce, zaczyna się uczyć grać. Kiedy nabierze się tej umiejętności, można wypowiedzieć dźwiękami to, co się czuje. Następnie tymi emocjami dzielić się z innymi - i wtedy dopiero jest się muzykiem. A nieliczni są wirtuozami, którzy mają w sobie jeszcze coś oprócz wymienionych cech, co sprawia, że estrada dodaje im skrzydeł.
 - I Krystian Zimerman jest właśnie taki?
 - Krystian to ma. Dobra publiczność go uskrzydla. Natomiast wyczuwa, kiedy publiczność jest gorsza. Wtedy mu się znacznie trudniej gra. Paderewski na przykład mówił, że wyczuwał, w jakiej części sali jaka publiczność siedzi.
 - Konkurs Chopinowski uważany jest za wielką szansę dla młodych pianistów. Kolejne przesłuchania wywołują ogromne emocje wśród publiczności. Czy rzeczywiście wygrania teraz ma szansę otworzyć drzwi do światowych karier?
 - Ma szansę. Choć wygranie konkursu to dopiero część drogi do kariery. Potem trzeba umieć obronić tytuł laureata. A to jest już bardzo ciężko. Laureat znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Od niego publiczność wymaga znacznie więcej niż od zwykłego koncertującego pianisty. Wszystko musi być na najwyższym poziomie. Musi mieć wielki repertuar, grać nieskazitelnie. Musi mieć kontakt z publicznością, wzruszać i porywać, zadowolić wszystkie gusty, a także krytyków, którzy są surowi na świecie. Kto spełni te wszystkie warunki, na pewno zrobi karierę.
 Rozmawiała:

AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski