Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W powiatach proszowickim i miechowskim frekwencja była najniższa w województwie

Aleksander Gąciarz
W 2011 roku frekwencja wyborcza była jeszcze słabsza
W 2011 roku frekwencja wyborcza była jeszcze słabsza Fot. Aleksander Gąciarz
Wybory. Zaledwie 43,65 procent uprawionych do głosowania mieszkańców powiatu proszowickiego wybrało się w niedzielę do lokali wyborczych. To najsłabszy wynik w całej Małopolsce, choć nieco lepszy niż 4 lata wcześniej (39,2 proc.).

W tej sytuacji na cud zakrawa, że aż dwóch jego reprezentantów zasiądzie w poselskich ławach. - Jasne jest, że to nie jakaś wyjątkowa mobilizacja naszego elektoratu dała nam dwa mandaty. Takiej po prostu nie było. Decydujące znaczenie miał fakt, że nasi zwycięzcy kandydaci otwierali wyborcze listy swoich komitetów. Bez ogromnej ilości głosów otrzymanych w innych powiatach, mandatów by nie mieli - tłumaczy jeden z lokalnych działaczy.

O tym, że trudno odmówić mu racji przekonuje przykład powiatu miechowskiego, który pod względem frekwencji był nieznacznie lepszy od proszowickiego. Głosowało tu 44,23 procent dorosłych mieszkańców. To mało, choć w porównaniu z wyborami sprzed 4 lat prawie o 5 proc. więcej (w 2011 roku głosowało 39,85 proc.).

Krzysztof Świerczek z PiS tuż po ogłoszeniu wyników stwierdził, że rywalizując o głosy z kandydatami z Krakowa, miechowscy pretendenci stoją z góry na straconej pozycji. Zwłaszcza przy tak mizernej frekwencji i stosunkowo odległych miejscach na listach.

- Trudno wytłumaczyć dlaczego akurat w naszych powiatach ta frekwencja jest tak niska. Nie dotyczy to bowiem tylko wyborów parlamentarnych, ale praktycznie każdych. Trudno szukać przyczyn w tak odległej przeszłości, ale być może ma tu znaczenie fakt, że nasz teren wchodził w skład Kongresówki (zabór rosyjski - przyp. red.). Być może bardziej na południe, pod zaborem austriackim, te tradycje demokratyczne były silniejsze - uważa Krzysztof Świerczek.

W powiecie proszowickim tradycyjnie najniższą frekwencję odnotowano w gminie Koszyce (37,06 proc.). Najwyższa była natomiast w Pałecznicy (47,5 proc.), ale to można wytłumaczyć wyborczym startem wójta Marcina Gawła. Podobny mechanizm zadziałał w Gołczy (startował wójt Lesław Blacha), która też wyróżniła się na tle powiatu miechowskiego z wynikiem 48,12 proc. (lepszy był tylko Miechów 48,32 proc.).

W powiecie miechowskim odnotowano natomiast najniższe „gminne” wyniki w całej Małopolsce. W Słaboszowie frekwencja wyniosła 36,97 proc., a w Racławicach zaledwie 35,69 proc. - Na pewno jakiś wpływ na to mial fakt, że żaden z naszych mieszkańców nie ubiegał się o mandat. To na pewno podniosłoby frekwencję o kilka procent. Poza tym odnoszę wrażenie, że ludzie na wsi żyją obecnie innymi problemami. Ja od kilku dni odbieram telefony z pytaniem, kiedy będzie wypłacana akcyza. Ludzie czekają na pieniądze przed świętami, a jak brakuje im na bieżące potrzeby, to mnie myślą o sprawach społecznych - uważa wójt Rac-ławic Adam Samborski.

Spojrzenie na wyborcze statystyki pozwala wysnuć tezę, że gminom z północnej Małopolski (dotyczy to również powiatu dąbrowskiego) pod względem zaangażowania w wybory bliżej do województwa świętokrzyskiego niż Małopolski. W powiatach kazimierskim i skalbmierskim frekwencja poniżej 40 procent była normą. W Małopolsce tylko wyjątkiem od reguły.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski