Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Radawie Ojca Pio

Redakcja
Sami sobie musimy pomagać, bo służba zdrowia nie nadąża za potrzebami chorych Po powrocie z podróży lubię wracać myślami do miejsc, do sytuacji, do zdarzeń, które tę podróż na nowo stawiają przed oczy, które są jakby esencją przeżytego tam czasu. Radawa, położona w pobliżu Jarosławia i pałacu w Sieniawie, zostanie mi w pamięci dzięki niepospolitej urodzie wysokich sosen, kołyszących się na niebie w rytm przepływu obłoków. Las głęboki, rozległy, pachnie mchem i żywicą. W kopcach mrowisk wre życie, górą koncertują ptaki, przed oczyma wędrowca rozgrywa się pasjonujący spektakl świateł i cieni, a rzeka lśni w słońcu tak intensywnie, jakby na jej powierzchni iskrzyły się tysiące zimnych ogni.

Ewa Owsiany

Ewa Owsiany

Sami sobie musimy pomagać, bo służba zdrowia nie nadąża za potrzebami chorych

Po powrocie z podróży lubię wracać myślami do miejsc, do sytuacji, do zdarzeń, które tę podróż na nowo stawiają przed oczy, które są jakby esencją przeżytego tam czasu. Radawa, położona w pobliżu Jarosławia i pałacu w Sieniawie, zostanie mi w pamięci dzięki niepospolitej urodzie wysokich sosen, kołyszących się na niebie w rytm przepływu obłoków. Las głęboki, rozległy, pachnie mchem i żywicą. W kopcach mrowisk wre życie, górą koncertują ptaki, przed oczyma wędrowca rozgrywa się pasjonujący spektakl świateł i cieni, a rzeka lśni w słońcu tak intensywnie, jakby na jej powierzchni iskrzyły się tysiące zimnych ogni.
 Czy tych kilka słów zdoła ocalić urodę miejsca? Niestety, są bezsilne. Zupełnie jak samotna huśtawka w głębi lasu, tam, gdzie tylko dwie zagrody, puste w dodatku, zostały po wsi wysiedlonej w czasie powojennych porachunków.
 Co tu się działo, ile życia przeminęło na tych obszarach. Jak ludne osady, ile istnień, kościołów, cerkwi, synagog, jakie młyny tu mełły i jakie huczały tartaki, ile sporów zażegnano w miejscowej karczmie, która przez wiele lat była też domem modlitwy dla miejscowych Żydów. A podania o cerkiewnych dzwonach, odzywających się z toni Lubaczówki, o diabłach, co wlazły w sieć rybaków...
 Po wojnach zostają cmentarze. Nie zawsze i nie wszystkie. Ale ten, w którym złożono dwa tysiące zabitych w czasie I wojny światowej Polaków, Austriaków i Rosjan, nie ma nawet tablicy, która by świadczyła, że żyli.
 - Była jakaś tabliczka - mówią miejscowi rolnicy - ale dzieci się bawiły, zniszczyły, przepadła...
 W Radawie można spotkać bociana, który z psem w przyjaźni zamieszkuje w jednym z gospodarstw. Przygarnięty ze złamanym skrzydłem przyzwyczaił się do ludzi, przystał do nich na prawach mieszkańca i zrezygnował z lotów za dziesiąte morza. Doprawdy, uwierzcie, że z Radawy wynosi się wiele cudownych wspomnień, choćby pamięć cieni padających na piaszczystą drogę w ostrym świetle księżyca; w świetle, którego nie tłumi blask miejskich latarni.
 I jeszcze do dziś słyszę melodię, jaką tworzy harmonia tutejszych nazw, czy to osad miejscowych, czy lasów: Pełkińskie i Czerwonowolskie, Maluszynka i Ruczkalka, Buczyna z Osiczyną, Kudryki, Rudyki, Skuratki i Seniury, Sokoły i Hojsaki, Smereki i Lichacze, Cetula, Monasterz i Mołodycz...
 W środku tej gęstwiny, leśnej i dziejowej, tkwi, niczym perła w koronie, Dom im. Ojca Pio w Radawie. Gdzie Krym, gdzie Rzym, a gdzie Polska - chciałoby się zawołać - jaką długą drogę przebyłeś, ojcze, ze swej rodzinnej wsi San Giovanni Rotondo, gdzie złożono twoje ciało i skąd tylko kamień pochodzi, wmurowany w ścianę...
 Przywieziono go w zeszłym roku. Był jeszcze ciepły, promieniował słońcem Italii i pogodą wąskiego nieba. Umieszczono w ścianie frontowej radawskiego domu. Na znak, że Ojciec Pio obejmuje patronat nad dziełem.
 Na czym ono polega? Jakie były początki Ośrodka Wypoczynkowo-Rehabilitacyjnego w Radawie? Kto jest autorem pomysłu, by właśnie tu leczyć ludzi z chorób cywilizacyjnych?
 Ojciec Albin Sroka, franciszkanin z Jarosławia, siedzi w jadalni przy kominku. Opowiada o tym, jak powołał do życia Jarosławskie Stowarzyszenie Charytatywne im. Ojca Pio i jak zrodził się pomysł stworzenia domu, w którym "sami sobie musimy pomagać, bo służba zdrowia nie nadąża za potrzebami chorych". W zamyśle ojca Albina miał to być Dom Ulgi w Cierpieniu na wzór tego, który Ojciec Pio stworzył w San Giovanni Rotondo. - Ta lecznica - wyjaśnia zakonnik - miała ludzi przywracać równowadze fizycznej i duchowej nie tylko dzięki walorom krajobrazu i klimatu, lecz także dzięki specjalnej diecie, wypłukującej z organizmu szkodliwe toksyny. Tylko gdzie znaleźć właściwy dom?
 - Poszukiwania trwały długo - opowiada ojciec Albin - brałem pod uwagę różne propozycje, ale żadna nie spełniała moich marzeń...
Co je spełniło? Wtajemnicza mnie w szczegóły tego zagadkowego zdarzenia red. Krzysztof Kamiński, dyrektor programowy Radia Rzeszów. Ot, po prostu pan Artur Wikiera, dziś prezes Jarosławskiego Stowarzyszenia Charytatywnego, usłyszał gdzieś w drodze od przypadkowo poznanego mnicha (chyba wspólnie podróżowali furmanką) o staraniach ojca Sroki i zaraz przystąpił do dzieła, podając wiadomość dalej...
 Akurat szedł czas wielkich oszczędności i Huta Szkła w Jarosławiu chciała się pozbyć letniego domu wypoczynkowego dla swych pracowników w Radawie nad piękną i kapryśną rzeką Lubaczówką. Dzięki staraniom Wiesława Rygla, przewodniczącego "Solidarności" Jarosławskiej Huty Szkła i dobrej woli dyrektora zakładu, Włodzimierza Rząsy, udało się stowarzyszeniu "nabyć" ośrodek za darmo, czyli nieodpłatnie - niektórzy wolą mówić "za symboliczną złotówkę".
 - W lipcu 1999 roku przejęliśmy budynek letni dla pracowników huty - wspominają dyrektorka domu Zofia Płocica i księgowa Krystyna Śliż. - Zamysłem stowarzyszenia było stworzenie obiektu czynnego przez cały rok. Zaczęliśmy więc zakładać centralne ogrzewanie, wodociąg, adaptować pomieszczenia, magazyny na żywność. Przy tych pracach zasłużył się bardzo prezes stowarzyszenia oraz Mieczysław Grzesik, który prowadził prace inwestycyjne, nie biorąc za to grosza. I tak powstał ten nasz ośrodek, prowadzony w duchu Ojca Pio, błogosławionego, który dany został ludziom na trudne czasy i który tak bardzo pragnął, aby cały świat był Domem Ulgi w cierpieniu...
 W ulotce napisano:
 "Medycyna zmaga się z chorobami cywilizacyjnymi: krążenie, uczulenia, choroby przewodu pokarmowego, otyłość, nowotwory i inne. Metodą pomocniczą, a często jedynie skuteczną w leczeniu tych chorób jest leczenie dietą sokowo-jarzynową oraz makrobiotyką. Leczenie takie prowadzimy w ośrodku wczasowo-rehabilitacyjnym w Radawie koło Jarosławia. Jest to trzeci dom tego sposobu leczenia w Polsce. Turnusy lecznicze trwają dwa, trzy i cztery tygodnie. Dom nowoczesny z siedemdziesięcioma miejscami. Klimat zawiera dużo jodu. Leczy się tu otyłość, wysokie ciśnienie, choroby serca, nerwice, tarczycę i inne. Dom Ojca Pio może służyć jako miejsce rekolekcji, wczasów rodzinnych, spotkań, konferencji i sympozjów. Przyjedź!".
 Pierwsi goście zjawili się 13 maja 2000 roku. Od tego czasu księga pamiątkowa zdążyła już napęcznieć od wpisów ludzi, którzy na własnej skórze stwierdzili, że dieta oczyszcza, zbija nadwagę, cholesterol, poprawia wyniki badania krwi, rozjaśnia umysł, przywraca energię i chęć do życia. A ile może wzajemna życzliwość! Ktoś w księdze wpisów zacytował wiersz W. Goethego w przekładzie Sztaudyngera:
 Gdy dla człowieka
 W ciężkim frasunku
 Już ni nadziei
 Ani ratunku
 Jeden lek swoją
 Moc zachowa -
 Lek dobrego słowa.
 To widać, że personel pracuje z sercem, że pielęgniarki: Ewa, Basia, Agata i ich kolega Jurek radzi by ludziom nieba przychylić, że dziewczęca, promiennie uśmiechnięta Beatka wraz z drugim kelnerem zwijają się sprawnie, by nikt przy stole za długo nie czekał na warzywno-owocowe sałatki: kolorowe, urozmaicone, pięknie i misternie przybrane. Do kompletu tych zalet wpisuje się też gospodarska troskliwość pana Bronka oraz staranna, solidna i fachowa praca fizjoterapeuty Grzegorza Praczyńskiego, studenta Wydziału Fizjoterapii Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, który marzy o wzbogaceniu gabinetu kinezyterapii, fizykoterapii i masażu w Radawie o laser biostymulujący i elektroterapię.
 - Nie żałuję, że trafiłem tutaj - powiada. - Spokój, cisza, pełna izolacja od zgiełku miasta, który przeszkadza się uczyć. No i miło patrzeć, jak ludzie zdrowieją...
O czym by jeszcze marzyć? O częstszej obecności lekarza w ośrodku i o tym, by uwzględniono trudności z dojazdem: przydałoby się w dniu przyjazdów turnusu zorganizować dowóz osób starszych i chorych z przystanku autobusowego w Radawie. Nie wszyscy przecież przybywają tu samochodami... Pacjenci zakochani w tym rajskim ogrodzie wytchnienia i spokoju nie tracą jednak nadziei, że rok licząca placówka upora się z czasem i z tym problemem.
 Na ławkach pod sosnami co turnus odbywają się małe licytacje: ile komu kilogramów ubyło i które przepisy diety radawskiej, wzorowanej na zaleceniach dr Ewy Dąbrowskiej, warto stosować w domu. Słyszy się wtedy w czasie tych posiadów sto rad i recept na zdrowie:
 Wybieraj chleby razowe, ciemne. Kochaj kiełki i otręby. Suszone śliwki, soczewicę, soję. Żadne tam margaryny. Tylko masło zmieszane z oliwą lub olejem. Słodkości niech zastąpi miód, banan lub rodzynka. Nie przesadzaj z kawą - żre wątrobę i serce. Pij soki, polskie wyśmienite barszczyki. Pij herbaty ziołowe. Unikaj jak ognia ciężkostrawnych smażonych mięs i tłustych ciastek. Wystrzegaj się białej mąki, cukru i niedouczonych lekarzy. Spaceruj, jak najwięcej spaceruj.
 O spacerach w Radawie już pisałam. Usiłowałam przybliżyć waszej wyobraźni jak to jest, gdy wiatr czesze szczyty sosen, a cisza, kończąca poranną gimnastykę, pozwala wsłuchać się w wartki nurt Lubaczówki, która delikatnym pluskiem gada do nas jak wierna rzeka. Tu uświadamia sobie człowiek, że właśnie darowano mu jeszcze jeden dzień cudownego życia, jak to kiedyś napisał Jan Lechoń w wierszu na powitanie kwitnących kasztanów. Kumkanie żab, białe suknie czeremchy co rusz wychodzą nam naprzeciw z zielonego cienia. No i ptaki. Gdzie tak dobrze, jak w Radawie można poznać ptasi budzik...
 Nadleśnictwo w Sieniawie bardzo starannie przygotowało las do zwiedzania. Wśród tablic, wprowadzających przechodnia w tajniki przyrody, jest i taka, która poucza, o jakiej porze świtu zaczynają swój śpiew ptaki posłuszne swemu biologicznemu zegarowi. Jest on tak dokładny, że w pewnym przedziale czasowym poranka można się dać obudzić śpiewem wybranego ptaka. Na przykład w połowie maja, gdy słońce wschodzi o godzinie czwartej czasu letniego, drozd - śpiewak z wierzchołków drzew, zaczyna swą pobudkę punktualnie o trzeciej. Siedem minut po nim startuje rudzik w rudej kamizelce, który przeciwnie jak drozd - upodobał sobie gąszcz poszycia leśnego. Kwadrans po trzeciej dołącza się do chóru kos z wysokich drzew, po nim świergotek - chętnie śpiewający w locie. Kukułka zaczyna kukać o wpół do czwartej, czyli dokładnie na pół godziny przed wschodem, po niej odzywa się bogatka z żółtym brzuszkiem, po niej z kolei pierwiosnek zaczynający swój śpiew na 7 minut przed wschodem. O czwartej, równo z pojawieniem się słońca, startuje zięba, kryjąc wesołe kolory swoich piór w niższych partiach lasu. Wilga na korony wysokich drzew wlatuje 20 minut po wschodzie, a szpak - największy ze śpiochów, odzywa się w różnych partiach lasu dopiero na kwadrans przed piątą.
 No i powiedzcie sami: czy podsłuchiwanie tego ptasiego budzika nie jest lepsze dla zdrowia niż podsłuchy nadawane z domu Amazonek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski