Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W rozdarciu

Redakcja
(INF. WŁ.) Szczecińska policja zatrzymała wczoraj ostatnią osobę, która w środę uczestniczyła w próbie linczu prezesa Zakładów Przemysłu Odzieżowego "Odra" SA. Postępowanie w tej sprawie prowadzi specjalna grupa 14 prokuratorów. - To sprawa polityczna - twierdzą tymczasem stoczniowcy.

Po pobiciu prezesa "Odry"

   "Odra" w Szczecinie to dziś najpopularniejsza firma w kraju. Po tym, jak w środę wszystkie stacje telewizyjne pokazały prezesa Henryka Walusia, okładanego pięściami i jajkami przy zupełnej bierności policji, w kraju zawrzało. Polacy podzielili się na tych, dla których samosąd jest naturalnym efektem sytuacji w bankrutującej firmie, i tych, dla których jest on bezprawiem. W takim rozdarciu świetnie czują się szczecińscy stoczniowcy dostarczający argumentów obydwu stronom. - Nie chcieliśmy, by doszło do bójki - przekonuje Marek Sosiński, sekretarz stoczniowego komitetu protestacyjnego. - Chcieliśmy jedynie poprosić pana prezesa, by wsiadł do taczek. To miał być taki symboliczny gest: wywieźlibyśmy pana Walusia poza bramę i to byłby koniec. Ale on sam sobie jest winien. Po co się stawiał?
   Ze stoczniowcami rozmawia się bardzo trudno. Słuchając ich relacji z przebiegu zdarzeń w gabinecie prezesa "Odry", nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to, co mówią, i to, co widziała cała Polska w feralną środę, to dwie różne sprawy dziejące się w zupełnie innym miejscu. Uderzające jest przy tym przekonanie stoczniowców o swoich racjach. Co ważne - niegołosłowne. - Atak był przejawem frustracji i determinacji - przekonuje Janusz Gajek, przewodniczący komitetu, powtarzając słowa znanych socjologów wypowiadających się w mediach.
   Racjonalne argumenty stoczniowcy lubią zbywać demagogicznymi. - Nasz komitet protestacyjny to ruch oddolny, który wyraża swoje niezadowolenie - tłumaczą językiem nowomowy. Pytanie dziennikarzy o słuszność polityki rękoczynów Sosiński kwituje krótko: - Nie zrozumie nas ktoś, kto ma pracę i perspektywy.
\\\*
   Są i czują się mocni. - Dostajemy głosy poparcia z całego kraju - przekonują. - Zatrzymanie naszych kolegów umocniło nas, pokazało, że my, w odróżnieniu od prezesów, nie stoimy ponad prawem.
   Nawet na zarzut wykorzystania obecności dziennikarzy i kamer telewizyjnych dla swoich pięciu minut też mają odpowiedź. - To tylko świadczy o determinacji, ludzie w emocjach zapomnieli o wszystkim, nie robili tego "pod kamerę" - _mówi Roman Pniewski, rzecznik komitetu. Zresztą winę za zdarzenia ponosi prezes Waluś. - Był arogancki, nie chciał rozmawiać ze swoimi pracownikami, wymachiwał rękoma i został źle zrozumiany przez ludzi - tłumaczą stoczniowcy.
   Czym sobie Henryk Waluś zasłużył na takie potraktowanie? Jest prezesem firmy, która od marca nie płaci pensji swoim pracownikom - szwaczkom. Kobiety, nie mogąc "znieść upokorzeń" (cytat za Sosińskim) poprosiły o mediację kolegów ze stoczni. Co było dalej - wszyscy widzieli. Mimo nagrań filmowych i dźwiękowych, zatrzymani w czwartek i piątek najbardziej krewcy stoczniowcy konsekwentnie odmawiają uznania swojej winy.
- Nikt z nas nie brał udziału w pobiciu - mówią zgodnie 46-letni Wiesław K., 42-letni Krzysztof P., 41-letni Wiesław K., 46-letni Zbigniew W. i 57-letni Zbigniew W. Tymczasem na taśmie filmowej dokładnie widać i słychać, jak nawołują do "porachowania się z prezesem", później zrywają mu krawat, marynarkę i koszulę. - Przekonują nas, że zapraszali jedynie prezesa do wejścia na taczkę - mówi prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz, rzeczniczka prasowa szczecińskiej Prokuratury Okręgowej.
   Wczoraj po południu prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o aresztowanie pięciu spośród sześciu stoczniowców, podejrzanych o udział w pobiciu prezesa "Odry".
\\\*
   W "Odrze" o całym zdarzeniu nie chcą rozmawiać. Prezes Waluś odmawia wszelkich komentarzy. Nadal leży w szpitalu. Lekarze stwierdzili u niego wstrząśnienie mózgu, urazy klatki piersiowej, nogi i śledziony. Do Szczecina przyjechał na jeden dzień wiceprezes i główny udziałowiec firmy Roman Janowski. Jak powiedział dziennikarzom - na dłużej bał się. Swoim pracownikom nie obiecywał jednak pieniędzy. Pobicie jego kolegi z zarządu nie przyniosło więc efektu. "Odra" szyje na zamówienia kontrahentów zagranicznych. Zatrudnia 180 osób, głównie kobiet. Szwaczki pracują na akord. Zarabiają 600-800 złotych. Na papierze, bo ostatnią pensję widziały w marcu.
- Waluś robił w firmie za Wielkiego Brata - opowiadają pracownice. - Jak już było naprawdę ciężko, przychodziło się do jego "pokoju zwierzeń" (gabinetu) i tłumaczyło szczegółowo na co potrzebne są pieniądze. Prezes brał wtedy listę płac i zaznaczał 100-200 złotych do wypłaty. Halinę Parczewską, wiceprzewodniczącą komitetu protestacyjnego w "Odrze" najbardziej boli to, że zagraniczni kontrahenci za towar płacili. - Gdyby gotówki faktycznie nie było, może byśmy to zrozumiały, ale wiemy, że Niemcy płacili, a my nie dostawaliśmy swoich poborów - potrząsa głową. - Teraz to już wszystko historia. Nieopłacony jest czynsz, światło, woda, ZUS-y. Lada chwila puste konta "Odry" zajmie komornik - mówi stojąca obok Grażyna Borkowska.
   Na pytanie skąd wiedzą, że gotówka była, odpowiadają krótko:
- Wszędzie są przecieki.
\\\*
   Emocje w Szczecinie wywołuje oczywiście także sprawa interwencji, czy raczej braku interwencji miejscowej policji.
- Zachowali się rozsądnie, bo gdyby oni ruszyli, mogłoby dojść do rozlewu krwi - przekonuje Sosiński. Smaczku sprawie dodaje fakt, iż tuż przed atakiem stoczniowców do prezesa przyszło dwóch nie umundurowanych policjantów i zachęcało go do ucieczki przed tłumem. Waluś miał odpowiedzieć, że jest prezesem i nigdzie nie będzie uciekał. Wczoraj po południu prokuratura dopatrzyła się jednak niedopełnienia obowiązków przez mundurowych ochraniających manifestację stoczniowców. Do tej pory przesłuchano 75 policjantów. - Komu konkretnie zostaną postawione zarzuty - będzie wiadomo w przyszłym tygodniu - zapewnia rzecznik prokuratury Anna Gawłowska-Rynkiewicz. Również i w tym przypadku stoczniowcy mają swoją opinię. -_ Z tych policjantów jesteśmy dumni. Minister Janik, zmieniając komendanta, wykorzystuje sytuację dla własnych celów - mówi Marek Sosiński.
MAREK BEROWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski