MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W samorządzie potrzebne są zmiany

Redakcja
Fot. Maciej Hołuj
Fot. Maciej Hołuj
ROZMOWA KONTROLOWANA. Z LESZKIEM GOWINEM, jednym z liderów PO w Myślenicach - o kandydowaniu na burmistrza, wizji polityki i konkretnych rozwiązaniach komunikacyjnych w centrum miasta

Fot. Maciej Hołuj

Czy jako mieszkańca Myślenic nie irytuje Pana, że to miasto po raz kolejny jest zalewane?

- Może mnie irytować, ale wiem też, że sprawa nie jest łatwa. Bo kogo za to winić? Naturę, że sprawia nam w tym roku takiego psikusa? Siłę wyższą? Jeśli dzieje się coś złego, to mamy tendencje, żeby winić wszystkich dookoła. Tymczasem nie ma prostych odpowiedzi.

- Ale Pana zdaniem winna jest natura czy ze strony człowieka też były zaniedbania. Wielokrotnie mówiło się o sposobie budowy zakopianki, może również o niewłaściwej regulacji Raby.

- Nie jestem fachowcem, więc nie będę wypowiadał się arbitralnie. Na pewno złożyło się na to wiele czynników. Modernizacja zakopianki spowodowała, że woda się spiętrza, co nie jest bez znaczenia. Być może popełniono błędy przy projektowaniu, zakładając zbyt optymistycznie, że woda nie będzie płynęła z takim impetem. Słyszałem też opinię, że Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej uznał, iż nie powinno się wybierać żwiru z koryta rzeki, zakładając, że Raba poradzi sobie z tym problemem sama. Może to też było za bardzo optymistyczne? Nie wiem. Powinna być na ten temat prowadzona dyskusja społeczna. Oczywiście przez fachowców. A informacja na ten temat upubliczniona.

- Po tych kilku powodziach w tym roku, to obecnie największy problem Myślenic?

- Niewątpliwie jest to sprawa, która wymaga konkretnych rozwiązań, natomiast wydaje mi się, że jednym z większych problemów miasta są zatory komunikacyjne i kłopoty z parkowaniem. Zresztą, nie tylko w Myśleniach. System nie nadąża za zmianami. Widać to bardzo dobrze na skrzyżowaniu ulic Słowackiego, Niepodległości i 3 Maja.

- Czyli tam, gdzie ma powstać kolejne rondo.

- Spotkałem się z ciekawą opinią - choć nie wiem, na ile jest to wykonalne - żeby zrobić tam rondo "wirtualne", wykorzystując fakt, że ciągi komunikacyjne mają tam specyficzny kształt. Rozwiązanie byłoby w zasadzie bezinwestycyjne i warte jest rozważenia.

- Na czym konkretnie miałoby polegać?

- Ulica Słowackiego jest po obu stronach Bysiny jednokierunkowa. W stosunku do ul. 3-go maja nie jest usytuowana osiowo, a przesunięta w kierunku Rynku. Na wysokości ul. Mickiewicza zlokalizowany jest mostek łączący oba ciągi ul. Słowackiego. Taki układ ciągów komunikacyjnych ma kształt czworokąta i jest tylko kwestią wyobraźni, aby zobaczyć w nim "rondo". Organizację ruchu kołowego można tam uzyskać stawiając następujące znaki: nakaz skrętu w prawo z ul. Niepodległości w kierunku Rynku, zakaz skrętu w lewo z ul. 3-go maja na skrzyżowaniu z ul. Niepodległości, znak "ustąp pierwszeństwa przejazdu" na ul. Słowackiego przy mostku będącym przedłużeniem ul. Mickiewicza z jednoczesnym zakazem skrętu w lewo. I tyle. Czy jest to rozwiązanie możliwe niech ocenią specjaliści.

- Widzi Pan gdzieś miejsce na parkingi - piętrowe albo podziemne? W Wieliczce i w Zabierzowie powstają projekty, których celem jest lepsza komunikacja z Krakowem. Przyjeżdżam na parking, zostawiam samochód nawet na cały dzień, a dalej jadę publicznymi środkami transportu.
- Jest istotne zastrzeżenie: Myślenice nie mają kolei, co kiedyś może okazać się istotną barierą. Na razie wszystko opiera się na ruchu kołowym.

Wieliczka i Zabierzów są jednak w takiej sytuacji, że to miasta w bezpośredniej bliskości Krakowa, będące takim punktem pośrednim między całą aglomeracją a jej centrum. Myślenice nie należą do tej kategorii. Musimy szukać innych rozwiązań. Gdzie, to temat do dyskusji.

- Jaki potencjał, Pana zdaniem, mają Myślenice?

- Bardzo duży. I wydaje mi się, że niektóre inwestycje zaczynają przynosić korzyść. Mamy na Chełmie zawody międzynarodowe, jest stacja narciarska oraz hala widowiskowo-sportowa. Walorem jest Raba, choć to już nie ta sama rzeka, co kiedyś, bo została bardzo zanieczyszczona. Generalnie duży jest potencjał turystyczny, bo trudno mówić w Myślenicach o ciężkim przemyśle.

- Myśli Pan, że ta funkcja turystyczna jest przez miasto dostatecznie wykorzystywana?

- Myślę, że byłoby znacznie łatwiej promować się Myślenicom jako miejscowości turystycznej, gdyby w najbliższej okolicy, np. w Osieczanach czy Drogini została umożliwiona czysta, ekologiczna żegluga. Gdyby zatoka zakliczyńska była wykorzystana jako kąpielisko też by nie zaszkodziło.

Jest oczywiście turystyka piesza, ale jednak zagospodarowanie Raby wydaje się tutaj kluczowe.

A widok rzeki w tym roku trochę mnie zasmucił. Raba jest niesamowicie zaśmiecona. I to jest wyzwanie dla zarządzających. Bo widać, że świadomość społeczna nie jest jeszcze dostateczna. A to z kolei obniża walor tego potencjału.

- Ma Pan aspiracje, aby bardziej zaangażować się w lokalne sprawy społeczne?

- Powiem tak: bardzo chciałbym, aby zmienił się sposób uprawiania polityki lokalnej, którego w polskiej rzeczywistości, moim zdaniem, tak naprawdę nie ma. Taki pogląd podziela wielu moich rozmówców. Partie polityczne na poziomie lokalnym w zasadzie nie mają żadnego znaczenia. A uważam, że powinny sprawować funkcję kontrolną wobec władzy wykonawczej.

- Co Pan przez to rozumie?

- Problem w dużym skrócie polega na tym, że jeśli nie ma tego mechanizmu kontrolnego, to starosta, burmistrz czy wójt przez cztery lata może de facto robić, co chce.

Polityka nie powinna kojarzyć się z interesem - tak jak to często bywa, ale z konkretnym rozwiązywaniem problemów społecznych. Władza wykonawcza, nie wypełniająca zadań, na które czeka społeczeństwo powinna mieć świadomość, że po pewnym czasie następuje weryfikacja przez kontrolę silnego ugrupowania.

Tymczasem ten mechanizm kontrolny albo jest słaby, albo wręcz go nie ma. I partie polityczne nie odgrywają takiego znaczenia, jakie powinny. Moim zdanie, jest to trochę dziwne. Tym bardziej, że mamy przecież dwóch parlamentarzystów z tego terenu, posła i senatora.

- Tydzień temu pisaliśmy o tym, jak duże partie chciałyby "łowić" wójtów i burmistrzów. Konkluzja jest jednak taka, że ich zdecydowana większość wywodzi się z lokalnych komitetów wyborczych. Oznacza to, że teoria, którą Pan przedstawia może być trudna do zrealizowania.
- Nie lubię za bardzo tego słowa, ale mówiąc w pewnym uproszczeniu, chodzi również o właściwy "PR". W dobrym rozumieniu tego słowa. Nie powinno być tak, że nagle, raz na cztery lata, przypominamy sobie o wyborcach. Dlatego ważne jest, aby formacje polityczne angażowały się w życie społeczne cały czas; żeby przekonały obywateli, iż wiele spraw można załatwiać właśnie w ten sposób. Należy pamiętać o tym, że wiele działań lokalnych uzależnionych jest od decyzji administracyjnych samorządów wyższego rzędu (wojewódzkich czy krajowych). A tutaj władza o wiele częściej związana jest z partyjnością. Burmistrz czy wójt, najczęściej musi szukać wsparcia podczas zabiegów o środki finansowe na konkretne inwestycje. Zmusza to go często do uwzględniania opinii lokalnych członków formacji politycznej. Moim zdaniem fakt ten może być skutecznym mechanizmem kontrolnym.

Interesują mnie zmiany systemowe i to, żeby udział społeczeństwa w życiu lokalnym był większy. Również poprzez swoich przedstawicieli.

- Czy taki sposób myślenia nie powoduje jednak zbytniego upolitycznienia lokalnych społeczności?

- Nie sądzę. Jeśli oczywiście ta polityka będzie dotyczyła rozwiązania konkretnych problemów - komunikacji, gospodarki odpadami, turystyki... Generalnie - wizji i strategii rozwojowej miasta czy regionu.

Moim zdaniem, zachowania wyborcze zostały trochę wynaturzone. Kandydaci stali się często - jak ja nazywam - politykami arytmetykami, którzy doszli do wniosku, że bezpieczniej jest nie wiązać się z żadną formacją. Paradoksalnie, zajmują się w ten sposób czystą kalkulacją... polityczną. Wydaje mi się, że taki sposób myślenia powoli będzie stawał się przeżytkiem. Dlatego, że wójtowie czy burmistrzowie chyba zaczynają rozumieć, iż warto mieć za sobą poparcie. Bo wtedy np. łatwiej zdobyć środki zewnętrzne.

- To zapytam wprost, chciałby Pan startować w wyborach na burmistrza Myślenic? Takie głosy pojawiły się już przed kilkoma miesiącami.

- Przede wszystkich uważam, że pracując dla lokalnej społeczności, trzeba działać zespołowo, a nie indywidualnie.

- Jako szef jednego z kół Platformy w Myślenicach, teoretycznie ma Pan za sobą zaplecze.

- Jeśli już wcześniej pojawiły się takie informacje, to świadczy pewnie o jakimś oczekiwaniu społecznym. Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale mam wrażenie, że moja osoba spowodowała pewne zawirowania w lokalnym środowisku. A jeśli ktoś obdarzył mnie zaufaniem, to jest to wyzwanie również dla mnie. Dlatego sprawa wydaje się otwarta.

- Czyli?

- Na razie fakty są takie: PO podjęła decyzję o rekomendowaniu Macieja Ostrowskiego na burmistrza. Choć to oczywiście nie oznacza, że już zrezygnowaliśmy z wystawienia własnego kandydata. Jeśli w wyniku decyzji całego zarządu okaże się, że jednak kandydat powinien być własny, to tak się stanie. Inna sprawa, że konieczna jest do tego właściwa strategia, a czasu pozostało niewiele.
Sytuacja, moim zdaniem, jest dynamiczna. Ciągle mam wrażenie, że PO w Myślenicach nie była dotychczas traktowana tak poważnie, jak na to zasługuje. Powiem nawet więcej, partia, która ma senatora z tego terenu i kilku radnych powinna być w stanie wystawić własnego kandydata na burmistrza.

- Widzi Pan potrzebę zmian w tutejszym samorządzie?

- Zmiany potrzebne są zawsze, dlatego, że życie jest bardzo dynamiczne. I nikt nie powinien czuć się z tego powodu urażony. Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że źle oceniam działanie samorządu w Myślenicach.

- Czuję w Pana głosie takie przekonanie: "Chciałbym, ale... muszę jeszcze przekonać współpracowników".

- Powiem tak: decyzja nie jest łatwa. Wystawienie kandydata na burmistrza wymaga wielu działań i środków. W Platformie jestem od dwóch lat. Natomiast lokalnie zacząłem działać de facto w tym roku, bo w lutym zostałem przewodniczącym koła nr 2 i dostałem się do zarządu powiatowego. To krótki czas. Mam oczywiście swoje przemyślenia, szczególnie po "zderzeniu" z rzeczywistością, niemniej uważam, że decyzja o kandydowaniu na burmistrza powinna zostać podjęta w sposób odpowiedzialny. Platforma jest bardzo różnorodna, ale moim zdaniem, wynika z tego więcej korzyści niż strat. Różnorodność uczy bowiem kompromisu.

- A co wtedy, gdy ta różnorodność powoduje oderwanie się pewnej struktury? Andrzej Urbański rozwiązał de facto klub radnych PO w Radzie Powiatu. Jest Pan zaskoczony tą decyzją?

- Moim zdaniem, takie zachowanie nie jest rozsądne. Choć nie widziałem żadnego pisma w tej sprawie do zarządu powiatowego PO. Pan Urbański poinformował, z tego co wiem, radnych powiatowych o swojej decyzji na posiedzeniu Rady, co było dla pozostałych członków klubu zaskoczeniem. Nie znam procedur w tym przypadku, ale wydaje się, że nie zostały zachowane "dobre obyczaje". Natomiast uważam, że jeśli już podejmuje się takie decyzje, to trzeba być konsekwentnym, czyli zrezygnować również z członkostwa w PO. Takie zachowanie przed wyborami nie jest do końca odpowiedzialne.

Jestem jednak za tym, aby takie rzeczy wyjaśniać we własnym gronie.

Rozmawiał

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski