Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sprawie martwych kotów wszyscy interweniują po fakcie [WIDEO]

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Tak wyglądało mieszkanie hodowczyni kotów po wkroczeniu do niego komornika
Tak wyglądało mieszkanie hodowczyni kotów po wkroczeniu do niego komornika fot. Adam Wojnar
Kontrowersje. Koty perskie miesiącami konały w mieszkaniu w jednym z bloków przy ul. Wężyka. Można było uniknąć tragedii.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Była policjantka zagłodziła na śmierć osiem kotów. Miała w domu umieralnię [ZDJĘCIA, WIDEO]

Wstrząsający widok w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Wężyka tydzień temu odkrył komornik i biegły sądowy. W niewielkim około 20-metrowym mieszkaniu znaleźli osiem martwych i 11 wycieńczonych kotów perskich.

Autor: Marzena Rogozik, Adam Wojnar

Wspólnota mieszkaniowa budynku i sąsiedzi wielokrotnie interweniowali w sprawie okropnego smrodu, jaki wydobywał się z mieszkania byłej hodowczyni kotów. Pisali skargi do wszystkich możliwych instytucji publicznych. Teraz ich szefowie bronią się, że nie dało się wejść do mieszkania bez pozwolenia właścicielki, a ta nikomu nie otwierała drzwi.

Inspektor KTOZ za ścianą

W tym samym bloku, piętro niżej mieszka społeczny inspektor Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Marek Wójtowicz przyznaje, że wiedział o hodowli kotów i bywał w tym mieszkaniu. Jakieś siedem lat temu Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami odebrało właścicielce kilkanaście perskich kotów.

Powodem była interwencja sąsiadów, którzy zdenerwowani uciążliwym, nieprzyjemnym zapachem zawiadomili policję. Podejrzewali, że kobieta nie żyje, a fetor jest spowodowany rozkładającymi się zwłokami. Wtedy, działając w sytuacji zagrożenia życia, służby porządkowe wyłamały drzwi do mieszkania. Lokal był w takim stanie, że policjanci wezwali KTOZ, a koty trafiły do schroniska.

Kobieta tłumaczyła wtedy, że dopuściła mieszkanie do takiego stanu, bo ma zaburzenia psychiczne. Inspektorzy KTOZ postawili warunek: koty wrócą, jeśli zagracone i zabrudzone mieszkanie zostanie wysprzątane. W remoncie pomógł społeczny inspektor KTOZ. Razem z synem i żoną zrobili remont generalny lokalu, w którym wtedy kobieta mieszkała i hodowała koty. Przez jakiś czas także mężczyzna pomagał hodowczyni, przywoził jej karmę dla kotów, woził je do weterynarza. Do czasu.

Bezskuteczne interwencje

Po remoncie kobieta nie chciała już wpuścić ani sąsiada - wolontariusza, ani innych pracowników KTOZ, którzy przyjeżdżali na kontrolę. Nie otwierała także drzwi dzielnicowej ani funkcjonariuszom policji. Większość osób znających właścicielkę persów zgodnie podkreśla, że „bardzo chroniła swoją prywatność”. Nie zapraszała nikogo do domu, miała także dwa numery telefonu komórkowego, z których jeden udostępniała tylko nielicznym. W dniu interwencji rozmów z tego numeru nie odbierała, następnego dnia - telefon był już wyłączony.

Inspektor KTOZ tłumaczy, że ma bardzo ograniczone prawa. - Jest luka w prawie, która powoduje, że bez wyroku sądowego nie można nikomu odebrać zwierzęcia - wyjaśnia Marek Wójtowicz, który w swoim mieszkaniu trzyma zwierzęta do adopcji. Pomaga tak od 25 lat. - Choroba psychiczna nie jest podstawą do ubezwłasnowolnienia - wyjaśnia.

Jak twierdzi administratorka budynku przy ul. Wężyka, sąsiedzi i członkowie wspólnoty mieszkaniowej bloku, w którym mieszkała kobieta, wszystkie próby kontroli i interwencji różnych instytucji kończyły się fiaskiem. Kobieta nie otwierała drzwi. Od kilku lat po prostu tam nie mieszkała. - Wzywaliśmy sanepid, inspektorat sanitarny, KTOZ, policję, inne służby. Nawet jak zabierali jej koty, po kilku dniach przynosiła je z powrotem. A potem nawet nikt nie przyjeżdżał i tego nie sprawdzał - opowiada Roman Kempiński ze wspólnoty mieszkaniowej bloku przy ul. Wężyka.

Administracja i wspólnota pisały nawet do Komendanta Policji w Wieliczce, kiedy jeszcze kobieta pracowała jako funkcjonariusz - ten obiecał przeprowadzić rozmowę dyscyplinującą. Powiadomiony o sprawie Powiatowy Inspektorat Sanitarny stwierdził, że przed drzwiami i na klatce nie ma uciążliwości zapachowej.

Kochała koty

Kobieta pracowała kiedyś w wydziale dla nieletnich. Kilka lat temu przeszła na rentę. Z powodu... zaburzeń psychicznych. Oprócz pracy w policji była także znaną hodowczynią persów. Jej pupile startowały w międzynarodowych konkursach i zdobywały medale. Kochała koty. Wcześniej o nie dbała, opiekowała się nimi bardzo troskliwie, zabierała do fryzjera, do weterynarza. Traktowała jak własne dzieci. - Jestem zdziwiony, że porzuciła te koty, przecież to były czempiony - mówi jeden z sąsiadów. Dodaje także, że kobieta nie oddawała kotów, nawet kiedy nie nadawały się już do rozrodu. - Ona te koty zbierała - mówi wprost jeden z sąsiadów. - Może to ją po prostu przerosło.

Wśród miłośników kotów - zarówno hodowców, jak i opiekunów nierasowych mruczków - los zagłodzonych persów wywołał duże poruszenie. Bardzo szybko udało się ustalić tożsamość właścicielki kotów. - Z nią musiało się stać coś strasznego - martwią się jej znajomi. - Dbała o koty, nigdy nie zostawiała ich samych dłużej niż na kilka godzin.

W przeciwieństwie do wielu innych hodowców nie oddawała w obce ręce kotów, które nie nadawały się już do celów hodowlanych. Chętnie służyła radą zarówno właścicielom hodowli, jak i opiekunom kocich znajd, zwłaszcza tych z długim, wymagającym specjalnej pielęgnacji futrem.

Dowiedzieliśmy się także, że brała pod uwagę sytuację, w której nie byłaby w stanie opiekować się swoimi zwierzętami. Uzgodniła z zaprzyjaźnioną hodowczynią spoza Krakowa, że zajmie się jej kotami. Niestety, nie nawiązała z nią kontaktu. Od dłuższego czasu nie pojawiała się na wystawach kotów, nie udzielała na forach społecznościowych, a ostatni kontakt z nią znajomi mieli w październiku ub. roku.

Koty pod dobrą opieką

Jedenaście uratowanych zwierząt trafiło do schroniska Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Jeśli wierzyć jednemu z sąsiadów, kobieta zanim kilka lat temu wyprowadziła się z mieszkania w Nowej Hucie, miała 21 kotów. Według mężczyzny na pewno brakuje dwóch białych persów i jednego łaciatego persa, których nie znaleziono w mieszkaniu.

Zaraz po zabraniu kotów z mieszkania weterynarz przeprowadził podstawowe badania, m.in. badanie krwi. Okropnie zaniedbane zwierzęta zostały także ogolone. Ich sierść była całkowicie skosmacona, posklejana kałem, którego na niektórych zwierzętach zgromadziły się już kilogramy. W schronisku, w którym teraz przebywają koty, są także leczone przeciw grzybicy. Wciąż nie wiadomo do końca, czy mają zdrowe nerki - do ustalenia tego potrzebne są kompleksowe badania.

Koty przyjmują także antybiotyki, które mają zatrzymać procesy ropienia oczu i uszu. - Teraz muszą unikać stresu i przyjmować jeszcze przez jakiś czas wyłącznie delikatną karmę dla rekonwalescentów - wyjaśnia Joanna Repel z KTOZ. U każdego z kotów została także przeprowadzona obdukcja.

Poszukiwania trwają

Koty, które przeżyły, powoli wracają do zdrowia. Wciąż jednak nie udało się ustalić miejsca pobytu poszukiwanej kobiety - właścicielki zwierząt i mieszkania. - Szukamy jej - mówi Michał Kondzior z małopolskiej policji. Dodaje, że ustalenie miejsca pobytu tej kobiety powinno zająć nie więcej niż kilka dni. Niektórzy sąsiedzi twierdzą, że widzieli ją dwukrotnie, kiedy wysiadała z tramwaju w okolicach al. Jana Pawła II i Fabrycznej.

Inny trop prowadzi w okolice Wieliczki, gdzie miała wynajmować mieszkanie. Pracowała w pobliskiej hurtowni karmy dla zwierząt w Kokotowie. W hurtowni dowiedzieliśmy się jednak, że kobieta owszem kiedyś tam pracowała, ale od dawna nie jest już pracownikiem zakładu. Dopóki nie uda się ustalić, co dzieje się z kobietą, nie będzie wiadomo, czy pozostawiła koty bez opieki, bo jest niepoczytalna, czy w pełni świadomie zostawiła zwierzęta bez jedzenia, dostępu do wody w zamkniętym pomieszczeniu na pewną śmierć.

Bliscy sąsiedzi potwierdzają, że miała chwile załamania. Była samotna. Nie miała dzieci, rodziny, jedynie brata, który mieszka w Warszawie. Stroniła od ludzi. Ale sąsiedzi nie zauważyli, by zachowywała się dziwnie, czy miała widoczne objawy choroby psychicznej. Chociaż to właśnie przez zaburzenia psychiczne trafiła na rentę, kiedy została zwolniona z policji. To właśnie zaburzeniami psychicznymi siedem lat temu tłumaczyła zaniedbanie mieszkania.

Kociarze spieszą z pomocą

Miłośnicy kotów zaniepokojeni są jednak przede wszystkim losem persów, które przeżyły gehennę. Cieszą ich informacje, że ich stan się poprawia, uważają jednak, że schronisko nie jest dobrym miejscem dla kotów po takich przejściach. Zwłaszcza że - jak twierdzą - persy są wyjątkowo delikatne i wrażliwe, więc warunki schroniskowe mogą być dla nich zabójcze.

Do KTOZ zgłosiło się już kilka osób z Krakowa i z innych miast, które pragną dać tym kotom tzw. dom tymczasowy, w którym - na własny koszt - zajmą się leczeniem i opieką nad zwierzakami. Niestety, koty są „dowodem w sprawie” i - jak podkreślają w KTOZ - muszą pozostać w schronisku do dyspozycji policji, prokuratury i sądu.

Na razie jedyną pomocą, jakiej mogą udzielić persom kociarze, jest wsparcie radami i karmą. I takie wsparcie już zorganizowano - na adres schroniska wysłano już kilka przesyłek z drogą, specjalistyczną karmą, lekarstwami i środkami do pielęgnacji.

[email protected]
Współpraca: Barbara Matoga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski