MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W szkołach nadal stara bieda

Redakcja
Kawałek wycieraczki, szmatka, sznurek, wycinki z gazet, szklane rurki wypełnione atramentem, do tego żyletki, igły i góra plasteliny - tak wygląda wyposażenie pracowni biologicznych i fizycznych większości małopolskich szkół.

EDUKACJA. Po co wydano nowe rozporządzenie, które niczego nie zmienia?

Na drogie zestawy doświadczalne ciągle brakuje pieniędzy. - Nasz sprzęt nadaje się bardziej do muzeum niż prezentowania uczniom - twierdzą zgodnie małopolscy nauczyciele.

Zwykle na zakup pomocy dydaktycznych szkoły dostają rocznie ok. 5 tys. zł z budżetu gminy. Pieniądze szybko się rozchodzą. Jedna mapa to wydatek 160 zł, za najprostszy mikroskop trzeba zapłacić ok. 470 zł, nieco lepszy kosztuje już 1300 zł.

Nauczyciele sami muszą sobie jakoś radzić i wykazują się przy tym niezwykłą pomysłowością. Oddziaływanie elektrostatyczne pomiędzy ładunkami można pokazać na zwykłych wycinankach z gazety. Wycięte laleczki będą ślicznie tańczyć, kiedy zbliży się do nich naelektryzowany przedmiot, a w kasie szkoły zostanie ponad 800 zł, bo mniej więcej tyle kosztuje zestaw do doświadczeń z elektrostatyki.

Z kolei przez kawałek szmatki można patrzeć na lampki choinkowe i obserwować zjawisko dyfrakcji. Niemal w każdej szkole biolodzy własnoręcznie konstruują też model nici DNA. Coś takiego kosztuje bowiem od 870 do nawet 1250 zł. Model jądra komórkowego można natomiast zbudować ze sznurka, kulki, spodeczka i plastikowej miski.

To prędko się nie zmieni. Ministerstwo Edukacji przygotowało właśnie projekt rozporządzenia w sprawie określenia podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły i nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. Teoretycznie takie rozporządzenie powinno gwarantować nauczycielom pomoce dydaktyczne i wszystkie materiały niezbędne do prowadzenia zajęć. Tak jednak nie będzie. W rozporządzeniu czytamy m.in., że szkoły powinny być wyposażone w pomoce dydaktyczne i sprzęt umożliwiające realizację zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz, że nauczycielowi przysługuje wyposażenie w materiały potrzebne do pracy.

Samorządowcy, którzy wcześniej z niepokojem oczekiwali wydania tego rozporządzenia, teraz odetchnęli z ulgą. - To bardzo elastyczne rozporządzenie. Nie przewidujemy w związku z nim zwiększenia puli środków na zakup pomocy - mówi Jan Żądło, dyrektor krakowskiego Wydziału Edukacji.

Niemal identyczne zapisy obowiązują bowiem już od wielu lat, a zawiera je Karta nauczyciela, która mówi, że "organ prowadzący szkołę obowiązany jest zapewnić szkole podstawowe warunki do realizacji przez nauczyciela zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych" oraz że "nauczycielowi przysługuje wyposażenie jego stanowiska pracy, umożliwiające realizację dydaktyczno-wychowawczego programu nauczania"

- Nie widzę w tym rozporządzeniu niczego niepokojącego z punktu widzenia samorządów - przyznaje Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz i wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich. - Jedyną nową rzeczą jest zapis mówiący, że to dyrektor szkoły sporządza wykaz materiałów potrzebnych nauczycielowi. Zakładam jednak, że żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy sporządzanie szczególnie bogatej listy. Nie bardzo nawet rozumiem, po co MEN wydało to rozporządzenie.
- Do jego wydania zobligowała nas ustawa - tłumaczy Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji.

To rozporządzenie zgodnie z ustawą powinno być wydane już dziesięć lat temu. Przez ten czas żaden minister się tego nie podjął. Obecne kierownictwo resortu zrobiło to po wystąpieniu rzecznika praw obywatelskich, który kilkakrotnie upominał się o ten akt, strasząc nawet konsekwencjami prawnymi.

- Spodziewaliśmy się rozporządzenia bardziej szczegółowego i dyscyplinującego. Tymczasem to, co proponuje MEN jest zbyt ogólne i pozostawia pełną dowolność dyrektorom i samorządom. Absolutnie nic nie zmieni ono w funkcjonowaniu szkół - mówi Jolanta Gałczyńska ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Wtóruje jej Ryszard Proksa, przewodniczący nauczycielskiej "Solidarności". - Dla nas to rozporządzenie jest sporym zaskoczeniem. Nie rozumiemy, po co zostało ono wydane i czemu ma służyć.

Jego zdaniem resort w rozporządzeniu powinien określić, jak ma wyglądać przynajmniej minimalne wyposażenie szkoły. - Jednak wówczas larum podniosłyby samorządy, dopominając się pieniędzy na jego zakup. Dlatego MEN jak ognia unika wydania takiego dokumentu - mówi Ryszard Proksa.

Związkowcy już zapowiadają interwencję w resorcie edukacji. Tym bardziej, że jak czytamy w uzasadnieniu do projektu: wejście w życie rozporządzenia nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetów jednostek samorządu terytorialnego.

Zapytaliśmy wiceminister Szumilas, czy jej zdaniem nowe rozporządzenie wpłynie na poprawę wyposażenia szkół?

- To rozporządzenie porządkujące - usłyszeliśmy w odpowiedzi. - Szkoły zawsze powinny być wyposażone w pomoce dydaktyczne i sprzęt, który umożliwia realizację zadań dydaktycznych, opiekuńczych i wychowawczych. W rozporządzeniu precyzujemy, że to wyposażenie powinno umożliwiać realizację szkolnego zestawu programów nauczania lub wychowania przedszkolnego. Jeśli chodzi o sposób finansowania szkoły, to jest on określony jednoznacznie. Samorząd przyjmuje budżet, a dyrektor go realizuje, planując zakupy w ramach tego budżetu. Szczegółowy wykaz materiałów ustala dyrektor, jeśli ustali ten wykaz, to będzie wyposażał nauczycieli w te pomoce.

ANNA KOLET-ICIEK

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski