Fot. Autorka
KRYM. Białe, wyszczerbione skalne zęby Aj-Petri to prastara rafa powstała ze skamieniałych koralowców morza okresu późnojurajskiego, kiedy to półwysep Krymu dopiero się formował
Nie zobaczy się więc powszechnych niegdyś na Krymie tatarskich chutorów, a jednym z nielicznych miejsc zamieszkanych wyłącznie przez Tatarów jest Aj-Petrińska Jajła, najbardziej na południe wysunięta część Gór Krymskich, których ściany opadają ku morzu urwistymi przylądkami. Na długości 150 kilometrów łańcuch ich wyniosłych szczytów sięga ponad 1200 m n.p.m., co równa się niemal ich wysokości względnej, stercząca zaś nad Ałupką urwista, przypominająca twierdzę góra Aj-Petri (1233 m n.p.m.) jest najpopularniejszym elementem krymskiego wybrzeża.
Każdego dnia autobusy z Ałupki wywożą turystów na nieznaczne obniżenie ogromnego płaskowyżu. Pnąca się po stoku droga, niedostępna przez kilka zimowych miesięcy, to 20-kilometrowy, niekończący się ciąg ostrych serpentyn. Potem w pół godziny można dojść do szczytu. Od 1987 r. z Ałupki na Aj-Petri kursuje też kolejka linowa, określana jako cud sowieckiej techniki. Wahadłowo obsługują ją kabiny o wadze 1,5 tony, zabierające jednorazowo 35 osób. Pasażerowie są liczeni przy wejściu, a dla pewności liczenie niekiedy odbywa się powtórnie.
Wagoniki pokonują 1000 m wysokości nim sięgną szczytu. Dwuodcinkowa trasa liczy ponad trzy kilometry, a dostarcza naprawdę unikalnych przeżyć. Zwłaszcza górny odcinek długości 1670 m wymaga mocnych nerwów i odporności na ekspozycję. W końcowym jego przebiegu nie ma bowiem ani jednej podpory, a mechanizm pracuje na zasadzie windy: wolno, metr za metrem wagonik wciągany jest niemal pionowo w górę, zbliżając się do skały. Piski strachu i słowa modlitwy dają się słyszeć nad najgłębszą przepaścią, a przed najbardziej stromym podjazdem, gdy wagonik na chwilę zawisa, a konstrukcja złowieszczo zaskrzypi. Rzeczywiście - trudno powstrzymać emocje. Zdarza się, i to wcale nie rzadko, że śledzący z dołu trasę wiszącej między niebem a ziemią kabiny rezygnują z tak wątpliwej przyjemności. Ale kolejki do kas i tak są olbrzymie, i trzeba w nich odstać 1,5 - 2 godzin.
Gdy na wybrzeżu jest wiosennie ciepło i kwitną już migdałowce, na górze temperatura zmienia się zaskakująco gwałtownie. Jest tylko kilka kresek powyżej zera i niewiarygodnie mocno wieje. Jak okiem sięgnąć goła trawiasta równina, z której tylko gdzie niegdzie wyrastają zdeformowane wiatrem karłowate sosny. Szczytowe partie Aj-Petri, jak i całych Gór Krymskich, tworzą bowiem bezleśne płaskowzgórza, tak zwane jajły, utworzone z łupków, piaskowców i wapieni, pełne grot, jaskiń i zapadlisk krasowych. Surowy klimat tych bezwodnych wysoczyzn, niskie temperatury i przenikliwy wiatr wytrzymują tylko, jak widać, Tatarzy, skoro tu, na tej wysokości założyli osadę.
Białe, wyszczerbione skalne zęby Aj-Petri to prastara rafa powstała ze skamieniałych koralowców morza okresu późnojurajskiego, kiedy to półwysep Krymu dopiero się formował. Przy sprzyjającej pogodzie z jej wysokości widoki nie mają sobie równych: panorama wybrzeża ciągnie się od przylądka Marsjan, aż po przylądek Aj-Todor. Ale kiedy mgła i chmury - raz po raz - zasnuwają widoczność, a ziąb przenika do kości, turyści szukają schronienia w tatarskim obozowisku. A czego tam nie ma!
Rozłożone wzdłuż niby uliczek drewniane budy, stragany i namioty tworzą orientalny targ... albo raczej: jarmark cudów, gdzie można znaleźć nawet to, czego się najmniej spodziewa. Na przykład czapki: od filcowych do sauny (aby się dobrze wypocić), po futrzane i typowo tatarskie - kolorowe, z naszywanymi paciorkami. Skóry zwierząt i uszyte z nich futra. Różne elementy miejscowego stroju, a wśród nich piękne tuniki, ażurowe chusty połyskujące cekinami i całe mnóstwo szklanej biżuterii. Są regionalne pamiątki. Za opłatą można sfotografować się w oryginalnej jurcie lub w niemieckich samochodach z lat II wojny światowej (z dobrze widoczną swastyką), a dorzucając hrywien - w kompletnym hitlerowskim mundurze. Opodal na wspólne zdjęcie czeka niedźwiadek, lwiątko, kobry i drapieżne ptaki. Jest też lama i dwugarbne wielbłądy przywdziane w orientalne kapy. Chętni mogą dosiąść tatarskiego konia i pod okiem janczara poćwiczyć jazdę, zaś za kilkaset hrywien mogą nawet stać się posiadaczem małego lamparta lub szakala... Po targowisku przelewają się tłumy. A choć jest bardzo drogo, wielu korzysta z tak niezwyczajnych atrakcji.
Gastronomia zajmuje odrębne uliczki. Beczułki z rozmaitymi krymskimi winami stoją przy każdym niemal straganie. Dla degustacji i zakupu. Pod wielkimi rożnami i kotłami z tatarskimi specjałami, pachnącymi i zagadkowo wyglądającymi, żarzy się ogień. Właściciele zachęcają do posilenia się w ich restauracji przy stolikach ustawionych na podestach i obłożonymi poduchami, wśród których posiłek spożywa się w pozycji półleżącej, od czasu do czasu pykając nargilę.
Tatarskie przysmaki reprezentuje znakomicie doprawiona dymłama - zupa z kawałkiem baraniny, ziemniakiem, papryką, ogórkiem, marchewką i dużą ilością zielonej pietruszki. A także płow, czyli ryż z mięsem baranim, obficie doprawiony m.in. nasionami kopru, dobrze smakują soczyste szaszłyki z baraniny, faszerowane ryżem papryki, pikantne bakłażany zapiekane z czosnkiem, rosół z baraniny z papryką i czebureki - duże pieczone pierogi z mięsnym farszem. Ceny wygórowane, toteż ulegając apetytom niektórzy wychodzą z opustoszałą kieszenią. Ale co tam! Przynajmniej krymskie podróże wspominać będą dłużej.
Krystyna Słomka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?