Przemek Franczak: SPORTY BEZ FILTRA
Wieliczka nie była wyjątkiem, ba, Wieliczka była tego najbardziej wymownym przykładem, nie była przecież niczym więcej niż elementem kampanii promocyjnej szykującej coraz bardziej rozemocjonowaną gawiedź na starcie Artura Szpilki z Krzysztofem Zimnochem. Nawet zachowanie tego pierwszego, który w sobotę razem z kolegami obrażał spod ringu walczącego Zimnocha, to zapewne fragment strategii, dzięki której ich odwlekany - przecież nie przez przypadek - pojedynek sprzeda się za o wiele lepsze pieniądze.
Przyznajmy szczerze, przynosi to skutek, ich pojedynek powoli zyskuje status "walki stulecia", co w ojczyźnie Pietrzykowskiego, Kuleja i Średnickiego brzmi cokolwiek groteskowo, no, ale teraz od talentu i szybkich pięści ważniejszy jest dobry promotor. W Polsce mamy paru takich obrotnych i patrzę na nich z nieustającym podziwem. Spójrzmy na starcie Zimnocha z Arturem Binkowskim. Uczynienie z walki dwóch barowych bokserów produktu godnego telewizyjnej transmisji w ogólnopolskiej stacji musi wymagać niesłychanej intelektualnej gibkości. A wykreowanie nowej "walki stulecia" to już zaiste diabelska sztuczka.
Fakt faktem, trwająca od miesięcy jej akcja promocyjna prowadzona jest - tak jak w Wieliczce - z subtelnością i wdziękiem ciężarowca grającego na harfie. Nachalne jest to do tego stopnia, że w tej chwili na hasło "walka Szpilka - Zimnoch" zbiera mi się, za przeproszeniem, na pawia.
Jednak ja chyba nie jestem celem owych PR-owych zabiegów, mam zresztą wrażenie, że z premedytacją przaśnych. W końcu w Polsce najbardziej kochamy nie literaturę piękną i operę, tylko disco-polo i wiejskie dyskoteki. W Wieliczce dostaliśmy po prostu za swoje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?