Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W wielkim futbolu dieta jest równie ważna jak trening

Rozmawiał Tomasz Dębek
Rozmowa. O medycznych sekretach rehabilitacji i przygotowań do meczów opowiada lekarz piłkarskiej kadry, dr Jacek Jaroszewski.

– Jak zostaje się lekarzem najważniejszej drużyny w Polsce, czyli reprezentacji narodowej, i mistrza Polski, Legii Warszawa? Chyba każdy lekarz zajmujący się sportem Panu zazdrości?

– W reprezentacji znalazłem się przypadkiem. Jurek Grzywocz, który pełnił funkcję lekarza kadry, zrezygnował. Leo Beenhakker szukał szybkiego zastępstwa. Zgrupowanie było we Wronkach, ja pracowałem w Groclinie, więc byłem najbliżej. Umówiliśmy się, że popracuję przez miesiąc na próbę. Obu stronom odpowiadała współpraca i tak zostało. Później trener Smuda wziął swojego lekarza, ale tak się złożyło, że zarówno Waldemar Fornalik, jak i Adam Nawałka zadzwonili akurat do mnie. Oczywiście bardzo się z tego powodu cieszę.

– Rola medycyny we współczesnym profesjonalnym sporcie jest chyba coraz większa?

– Gdy zaczynałem pracować w Groclinie, czasy były takie, że nie każdy klub miał lekarza zatrudnionego na stałe. Pewnie dzięki temu miałem szansę zaistnieć, zebrać doświadczenie. Przyszedłem do klubu i powiedziałem, że mogę przez jakiś czas pracować za darmo, a jeśli będą zadowoleni, to mnie zatrudnią. Właśnie tak się stało. Obecnie każdy klub, nawet grający w niższych ligach, musi mieć lekarza, żeby w razie kontuzji jak najszybciej doprowadzać piłkarzy do zdrowia. Szybka diagnoza, kompleksowe leczenie i rehabilitacja są do tego niezbędne.

– Mówi się o tym, że na Zachodzie piłkarzy dobiera się już nie tylko pod względem umiejętności, ale też genetyki, np. podatności na kontuzje. U nas też wszystko idzie w tym kierunku?

– Jest w tym dużo prawdy. Mówi się o spojrzeniu wielokierunkowym przy naborze do sekcji piłkarskich. Bierze się wtedy pod uwagę wiele spraw. Oprócz predyspozycji ogólnofizycznych, bada się mięśnie pod kątem rodzaju włókien. Są dwa główne: szybkościowe i wytrzymałościowe. Badania rzeczywiście ostro idą w kierunku genetyki. Pomysły są różne – testy pod kątem przyszłego wzrostu, wytrzymałości, optymalnej pozycji na boisku... Badania są prowadzone na szeroką skalę, ale wykorzystanie ich w praktyce jest na razie niewielkie. Oczekiwania są jednak ogromne.

– Eliminacje mundialu czy mecze naszych klubów w europejskich pucharach pokazały, że piłkarsko do czołówki wiele nam brakuje. Jak jest w medycynie sportowej?

– Nie chciałbym generalizować, ale wydaje mi się, że mamy bardzo wiele ośrodków, lekarzy i fizjoterapeutów, którzy nie odbiegają wiedzą od światowej czołówki. Dostęp do materiałów jest obecnie dużo łatwiejszy niż kiedyś. Nie trzeba jeździć i przeprowadzać staży – choć oczywiście wciąż są przydatne – bo dostępne są źródła multimedialne. Nie ma też problemów z wyjazdami na zagraniczne kursy, tam można zobaczyć, jak pracują najlepsi na świecie, podyskutować z nimi, przećwiczyć operacje na preparatach. Wystarczy tylko chcieć.

– Wydaje się, że we współczesnym futbolu kontuzje coraz rzadziej odnosi się po kontakcie z przeciwnikiem, na przykład większość nieobecnych na mundialu miała zerwane więzadła czy mięśnie.

– Jest taka tendencja. Pewnie dlatego, że obecnie gra się o wiele więcej i częściej niż kiedyś. W związku z tym najczęściej zdarzają się urazy przeciążeniowe. Kiedy gra się co trzy dni, treningiem jest mecz, a w przerwach się głównie odpoczywa.

– Jak można się chronić przed podobnymi urazami?

– Inwestując w sztab medyczny, wiedzę, sprzęt rehabilitacyjny, fizjologa, dietetyka... Czyli kompleksowość opieki. Dbaniem o dobre odżywianie zawodnika, suplementację wszystkich ważnych związków i profilaktyczną, a nie tylko pourazową, fizjoterapią oraz rehabilitacją można zmniejszyć ryzyko kontuzji.

– Niektórzy zawodnicy mają jednak chyba większą skłonność do łapania urazów niż inni.

– Na pewno. Chodzi głównie o kontuzje mięśniowe. To związane jest z typem mięśni posiadanych przez danego zawodnika – bardziej podatni na urazy są piłkarze szybkościowi. Dlatego ważna jest indywidualizacja treningów.

– Jak Pan ocenia świadomość medyczną polskich piłkarzy?

– Jest coraz większa. Wielu interesuje się nie tylko grą i treningiem, ale też wszystkimi aspektami im towarzyszącymi. Zawodnicy spędzają u dietetyka coraz więcej czasu. Dopytują się, ustalają jadłospisy, chcą wiedzieć, czemu taka a nie inna suplementacja będzie lepsza. Zdają sobie sprawę, że ta otoczka jest równie ważna jak trening. I styl życia.

– Styl życia drużyny Leszka Pisza był daleki od ideału, ale wtedy Legia grała w 1/4 finału Ligi Mistrzów. Dziś zadbani zawodnicy remisują z St. Patrick’s...

– Na pewno nie dojdziemy do wniosku, że aby dobrze grać w piłkę, trzeba pić alkohol i palić papierosy (śmiech). Nie chcę brnąć w ten temat, nie wiem, jak wtedy wyglądała sytuacja w klubie. Kiedyś w całej polskiej piłce, nie tylko w Legii, towarzystwo było bardziej imprezowe. Wyniki co prawda mieliśmy lepsze niż obecnie, ale nie uważam, że można łączyć to z używkami.

– Dziś o piwku po treningu poważny gracz może zapomnieć?

– Na pewno to nie pomaga. Umiarkowane ilości, czyli to piwko po meczu, nie zaszkodzą, ale alkohol i trening w dość oczywisty sposób wzajemnie się wykluczają.

– Musimy zahaczyć o mundial. Tam też było wiele urazów, zwłaszcza przeciążeniowych. 50–60 meczów w sezonie to za dużo?

– Ciężko powiedzieć. W niektórych ligach, choćby w Anglii, od lat gra się co trzy dni. Piłkarze, którzy przez lata grali w takim systemie, prawie zawsze mówią, że bardzo im to odpowiadało. Kiedy jednak przychodzi rok z mistrzostwami świata czy Europy, trudy sezonu się kumulują i częstsze kontuzje są nieuniknione.

– Wielu zawodników na mundialu grało na zastrzykach, blokadach czy środkach przeciwbólowych. Co Pan o tym myśli?

– Kiedy przychodzą ważne mecze, można balansować na granicy ryzyka. A nie ma niczego ważniejszego niż mundial. Piłkarza z drobnym uszkodzeniem czy zmianami przeciążeniowymi i ryzykiem uszkodzenia można dopuścić do gry, używając dozwolonych środków. Należy tylko dobrze ocenić, czy nie będzie to niebezpieczne. Czy uraz jest związany z bólem? Czy gra z nim spowoduje niemal pewne pogorszenie sytuacji? Mamy wiele fizjoterapeutycznych sposobów na zabezpieczenie miejsca kontuzji przed pogłębieniem się, choćby kinezjotaping.

– Przed mundialem głośno było o przypadku Diego Costy, który udał się na terapię u dr Marijany Kovacević. Kontrowersyjna cudotwórczyni słynie z używania np. płynu z końskiego łożyska. Ile w takich metodach jest nauki, a ile psychologii i szamaństwa?

– O sposobach leczenia pani doktor czytałem tylko w prasie. Dowody naukowe nie przemawiają za tym, że okłady z płynu z końskiego łożyska działają cuda. Dotarły do mnie informacje, że to tylko jeden z jej zabiegów, ale pozostałych nie znam. Dlatego ciężko mi oceniać, czy to działa, czy nie. Fakty są jednak takie, że jeździ do niej wielu znanych piłkarzy. I są bardzo zadowoleni.

– Cudowne ozdrowienia czasem się zdarzają. Luis Suarez miesiąc przed mundialem jeździł na wózku. Udało mu się wyleczyć, strzelić dwa gole Anglii.

– Jego sytuacja jest akurat łatwa do wytłumaczenia. Według dzisiejszych standardów przy dobrej opiece sześć tygodni po artroskopii kolana wraca się na boisko. Powrót w cztery, cztery i pół tygodnia przy przyspieszonej rehabilitacji jest zupełnie normalny.

– Za szamana wśród lekarzy uchodzi też Hans-Wilhelm Mueller-Wohlfahrt z Bayernu Monachium. Używa m.in. substancji z grzebieni kogutów.

– Słyszałem o wielu jego sposobach leczenia. Ale żeby wydawać wiążącą opinię o nim, mam zbyt mało informacji. Nawet jeśli część jego zabiegów ma aspekt bardziej psychologiczny niż medyczny, to mają sens – w końcu efekty są dobre. Mueller-Wohlfahrt jest lekarzem Bayernu od lat 70. Jeździ do niego wiele największych gwiazd sportu. Gdyby nie był dobry, nie miałby takich wyników i reputacji.

– Niemiec jest fanem zastrzyków...

– Rozmawiałem z piłkarzami, którzy leczyli się u Muellera-Wohlfahrta. Wiele z jego metod znamy i stosujemy. Choćby właśnie zastrzyki z kwasu hialuronowego, który dawniej pozyskiwano z grzebienia koguta, dziś produkuje się go syntetycznie. To znany środek na lepsze odżywienie chrząstki stawowej w zmianach przeciążeniowych. Dużą część substancji używanych przez Niemca stosuje się masowo, niektóre są jednak jego tajemnicą. Może dają więcej niż używane przez nas?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski