Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W zegarach jest prawdziwa muzyka

Redakcja
Władysław Mikołajczyk może się godzinami wsłuchiwać w miarowy rytm czasomierzy. Stare "Napoleony", zegarowe "cacka" z Pesztu, Niemiec, Czech, Gdańska kolekcjonerowi ze Szczawy wygrywają codziennie niepowtarzalną melodię. Płynie ona z poskładanych w całość, pieczołowicie zakonserwowanych kółek, zazębiających się trybików, zapadek. Zegary, często unikaty odpłacają się mu za "drugie życie" całą swoją duszą, ukrytą gdzieś tam głęboko wewnątrz niewielkiego pudełka.

SZCZAWA-ŁUSZCZKI. Zbieracka pasja Władysława Mikołajczyka

   - Nawet w ciemnościach po charakterystycznej tonacji potrafię rozróżnić, który z nich nie idzie - mówi z nieukrywaną satysfakcją szczawski kolekcjoner. - Nieraz zdarzało się, że w nocy wstawałem i naprawiałem któryś z nich - tak trochę przez ciekawość, trochę zaś z przywiązania do tych przedmiotów.
   Pasja zbieracka Władysława Mikołajczyka zaczęła się przed 40 laty, gdy jeszcze jako młody chłopak wyremontował stary rodzinny zegar. Jego ojciec, który początkowo podchodził z pewną rezerwą do synowskiego zapału grzebania w starych czasomierzach, szybko przekonał się, że nie jest to tylko chwilowy kaprys, młodzieńcza fanaberia. Zainteresowanie zegarami przerodziło się wraz z upływającymi latami w prawdziwą pasję. Kolekcja gromadzona z trudem, bo to hobby kosztowne powiększała się powoli, acz systematycznie. Do każdego z zegarów, które znalazły się w domu Mikołajczyków, gospodarz przyłożył swą rękę. Odremontował, odczyścił... odchuchał.
   Dom kolekcjonera, pięknie położony w przysiółku Łuszczki-części Szczawy rozrzuconej po pagórkach znaleźć nie jest tak łatwo. Prowadzi do niego kręta i stroma droga, biegnąca w dużej części przez zalesione tereny. Nie wyróżnia się on niczym szczególnym. To typowe, góralskie zabudowanie. Z drewna, na solidnej kamiennej podmurówce. Dom Władysława Mikołajczyka, choć nawiązujący w pełni do starych, miejscowych tradycji budowlanych, jest jednak inny, ma..... swoistą duszę. Wie o tym każdy, kto przekroczył jego próg.
   Ponad 30 czasomierzy, ozdabiających ściany kuchni i pokojów za serce włożone w ich naprawę odwzajemnia się rodzinie Mikołajczyków raz po raz wygrywając najprzeróżniejsze kuranty, naśladując głosy ptaków, rozbrzmiewając melodiami o różnych tonacjach. Dla Władysława Mikołajczyka dźwięk każdego z zegarów jest inny, swoisty.
   - Nieraz trudno już z nimi wytrzymać - mówi żartobliwie małżonka kolekcjonera - Jeden zaczyna, drugi kończy.
   Kolekcja ta zebrana trochę przypadkowo, niejako "na wyczucie", jest jednak imponująca. Najstarsze egzemplarze zahaczają o epokę napoleońską Znajdują się w niej zegary produkcji niemieckiej, czeskiej, austriacki z kukułką, gdańskie, węgierskie z Pesztu i nawet jeden z pierwszych sprężynowych zegarów amerykańskich z początku XX wieku. Został on znaleziony przez pana Władysława na przydrożnej skarpie i wiele godzin upłynęło zanim ten skomplikowany mechanizm odzyskał swój dawny blask.
   - Przywróciłem im wszystkim żywot - mówi zbieracz. - Potrafiłem sobie poradzić nawet z egzemplarzem, nad którym zawodowy zegarmistrz postawił przysłowiowy krzyżyk. Sam proces naprawy jest dla mnie najbardziej intrygujący. Lubię grzebać przy tych starociach. Dorabiać trybiki, zębatki, kotwiczki. Ten niby martwy przedmiot odwdzięcza się później człowiekowi. Miło posłuchać jego tykania, dźwięków wydawanych co godzinę.
   W domu na szczycie zbocza Groń rozbrzmiewa też muzyka instrumentalna. Jakże mogłoby by być zresztą inaczej. Wszak gospodarz-hobbysta pochodzi z utalentowanej muzycznie rodziny. Ojciec pana Władysława znany był ze swego muzykowania nie tylko w najbliższej okolicy. Kilkakrotnie występował na przeglądach w Bukowinie Tatrzańskiej, zajmując tam czołowe lokaty. Był też laureatem I nagrody na limanowskiej Słazie w 1978 r.
   - Mój ojciec był jak to się mówi człowiekiem - orkiestrą, a najchętniej grywał na skrzypcach klarnecie i kontrabasie - dodaje nasz rozmówca. - Sam też potrafił konstruować instrumenty muzyczne. Do dziś jeszcze mam kontrabas - dzieło jego rąk, który ma takie brzmienie, że daj Boże.
   Władysław Mikołajczyk uczył się muzykowania grając z ojcem. Przychodziło mu to łatwo, bo miał wrodzony talent - dobre ucho i zręczne palce. Będąc samoukiem dość szybko opanował biegle grę na fortepianie, akordeonie, skrzypcach, klarnecie i saksofonie. - Potrafię zagrać na wszystkim, nawet na grzebieniu i źdźble trawy - mówi.
   Z biegiem lat do muzykowania zaczęły się też garnąć jego dzieci. Przed 10 laty po rodzinnej naradzie założyli muzykujący zespół w skład którego oprócz pana Władysława weszli: Krzysiek - grający na fortepianie, akordeonie, klarnecie i saksofonie, Gosia (fortepian, skrzypce, klarnet), Staszek (trąbka, akordeon, gitara basowa), Kasia (fortepian, skrzypce, gitara). Z czasem do nich dołączył też najmłodszy Jaś-uczeń gimnazjum grający na fortepianie i akordeonie. Małżonka pana Władysława jest natomiast menedżerem zespołu dbającym o jego image.
   "Rodzina Mikołajczyków" - bo taka nazwę przyjął zespół grająca nie tylko melodie ludowe, ale także standardy muzyki światowej znana jest nie tylko w najbliższej okolicy. Zespół występował na festiwalach w Bukowinie Tatrzańskiej, Mszanie Dolnej, w miejscowościach nadmorskich. Prezentował też folklor Górali Gorczańskich podczas wielu imprez organizowanych na Limanowszczyźnie.
   - Muzyka ludowa jest nam najbliższa - mówi senior zespołu. - Prezentujemy ją chętnie. Za własne pieniądze zakupiliśmy nawet stroje regionalne.
   Zbiorowe grania słychać też na podwórku Mikołajczyków, gdzie, jak w ukropie uwijają się roje pszczół.
Tekst i fot. Iga MICHALEC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski