Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W zgodzie z sumieniem

Redakcja
(INF. WŁ.) Wczoraj przed Sądem Rejonowym dla Krakowa Nowej Huty stanął Krzysztof Kiciński, dyrektor Szpitala im. Rydygiera, który spóźnił się z wpłaceniem zaliczki na podatek dochodowy od wynagrodzeń. Jak twierdzi, musiał wybierać: albo zapłacić w terminie należność fiskusowi, albo kupić leki dla pacjentów. Sąd rozważa umorzenie sprawy z powodu niskiej szkodliwości czynu, natomiast urząd skarbowy domaga się ukarania dyrektora, któremu grozi do 2 lat pozbawienia wolności.

Oskarżony dyrektor Szpitala im. Rydygiera w Krakowie musi udowodnić, że wydał pieniądze na lekarstwa

   Jesienią 2003 r. dyrektor Krzysztof Kiciński dokonał wyboru: kupił leki, co sprawiło, że nie wpłacił w terminie około 500 tys. zł zaliczki na podatek dochodowy od wynagrodzeń pracowników za wrzesień i październik. Wybrał leki, bo - jak podkreśla - podstawowym zadaniem szpitala jest ratowanie życia i zdrowia pacjentów.
   Okazało się, że dla urzędników nie jest to jednak istotne. Urząd Skarbowy Nowa Huta sporządził akt oskarżenia przeciwko dyrektorowi i przekazał go Sądowi Rejonowemu dla Krakowa Nowej Huty, określając czyn Krzysztofa Kicińskiego jako przestępstwo. Bez znaczenia było nawet to, że wcześniej dyrektor całą należność zdołał już uregulować, i to z odsetkami. Piotr Jędrzejczak, dyrektor Izby Skarbowej w Krakowie mówił wówczas - była to pierwsza połowa stycznia - że nie było innego wyjścia, bo obowiązek wszczęcia postępowania w takiej sytuacji nakazuje kodeks karny skarbowy. Również z zapisów kodeksu wynika konieczność nazwania czynu dyrektora przestępstwem.
   Na wczorajszym posiedzeniu, które odbywało się za zamkniętymi drzwiami, sąd z urzędu rozważał możliwość umorzenia postępowania ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu. Taką propozycję zaakceptował oskarżony, nie zgodził się jednak na nią urząd skarbowy. Jego przedstawicielka miała oświadczyć, że czyn, jaki popełnił dyrektor Kiciński, z punktu widzenia kodeksu karno-skarbowego, jest ciężkim przestępstwem i zasługuje na ukaranie.
   Urzędnicy fiskusa najwyraźniej mają różne zdanie w tej sprawie. Dyrektor Piotr Jędrzejczak - który w sądzie nie był - przekonywał nas wczoraj, że Izba Skarbowa - instancja nadrzędna nad urzędami skarbowymi - wcale nie domaga się skazania dyrektora, lecz zwraca jedynie uwagę sądowi na brak dowodów, że pieniądze faktycznie zostały wydane na leki oraz na dużą wartość kwoty, z wpłaceniem której zwlekał szpital.
   W efekcie sąd postępowania nie umorzył, a kolejne posiedzenie wyznaczono na 29 marca. - Myślę, że bez problemu zdołam wykazać, że uregulowanie w terminie należności względem fiskusa byłoby równoznaczne z zaniechaniem leczenia pacjentów - powiedział "Dziennikowi" po zamknięciu posiedzenia Krzysztof Kiciński.
   Mecenas Jan Widacki, obrońca oskarżonego, zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt sprawy: - Przedstawicielka urzędu skarbowego dowodziła, że jeśli zakład nie ma funduszy na działalność, w tym na płacenie podatku, powinien zmniejszyć produkcję. Traktuje ona zatem szpital jak przedsiębiorstwo produkcyjne. Na szczęście my odróżniamy funkcjonowanie szpitala od funkcjonowania np. fabryki gwoździ - podkreśla adwokat.
   Krzysztof Kiciński mówi, że choć podejmując decyzję nie zdawał sobie sprawy, iż popełnia przestępstwo, dziś - gdyby ponownie stanął przez takim wyborem - zrobiłby to samo. - Lekarz to nie tylko zawód, to również powołanie - przypomina dyrektor. - Ja inaczej nie mogłem postąpić, bo działałem w zgodzie z własnym sumieniem.
(DSF, STRZ)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski