Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Klisiak, były olimpijczyk hokejowy, trenerem mentalnym: Co włożymy do głowy, to potem zbierzemy na lodzie – mówi

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Waldemar Klisiak, były hokeista Unii Oświęcim i olimpijczyk z Albertville, chce się rozwijać w roli trenera mentalnego
Waldemar Klisiak, były hokeista Unii Oświęcim i olimpijczyk z Albertville, chce się rozwijać w roli trenera mentalnego Jerzy Zaborski
Rozmowa z WALDEMAREM KLISIAKIEM, byłym hokeistą, olimpijczykiem z Albertville, który postanowił zostać trenerem mentalnym. W dobie sportu wyczynowego na najwyższym poziomie, taki człowiek jest niezbędny do odnoszenia sukcesów.

Skąd wziął się pomysł roli trenera mentalnego? Nie interesuje pana już praca z drużynami hokejowymi? Były przecież na tym polu wielkie chwile, jak choćby awans do ekstraklasy z Naprzodem Janów…

Decyzję podjąłem z dwóch powodów. Chcę od początku do końca odpowiadać za to, co robię. Będąc nie tak dawno dyrektorem sportowym oświęcimskiego klubu, nie na wszystko miałem wpływ. Jeśli zarząd miał swoje koncepcje, potrafił torpedować moje pomysły. Pracując na własny rachunek, będę cieszył się sukcesami, ale - jeśli popełnię błąd – będę mógł mieć pretensje tylko do siebie. Jednak głównym powodem tego, że zdecydowałem się na trenerkę mentalną, jest obraz polskiego hokeja. Fakt, że nasi zawodnicy są wypierani przez średniej klasy obcokrajowców. Nie potrafią stawić im czoła, a jeśli już, to jednostki. A przecież w czasach mojego wejścia w dorosły hokej, polska liga była oparta na rodzimych zawodnikach. Na poziom sportowy nie można było narzekać.

Nie kusi pana praca w roli trenera zespołu?

Nasz hokej jest ubogi. W ekstraklasie jest ledwie dziewięć klubów, a polscy trenerzy są w czterech. Pracuję zawodowo, więc rzucanie się na prowadzenie zespołu, żeby po kilku miesiącach niecierpliwi działacze odstawiali mnie od tego, jest zbyt wielkim ryzykiem. Wolę iść w trening mentalny. To łatwiej połączyć z pracą zawodową. Najpierw muszę zbudować sobie markę, to być może z czasem uda mi się poświęcić tylko trenerce i nie zamykałbym się tylko oczywiście w hokeju na lodzie. Być może w przyszłości, gdybym został trenerem drużyny, miałbym podwójną moc, także mentalną (śmiech).

Jaka jest rola trenera mentalnego?

W czasach, kiedy wszystkie parametry wynikające z zawodowego uprawiania sportu są napięte do ostatnich granic możliwości, trzeba szukać bodźca do wydobycia dodatkowych rezerw. Chcę przekonywać sportowców, że tylko ciężką pracą, cierpliwością i konsekwencją można coś osiągnąć. Sam talent nie wystarczy. On może być dodatkowym atutem. Trenując tak jak większość innych, nie można na równi rywalizować z najlepszymi. Wiem to po sobie, kiedy – będąc zawodnikiem – byłem nauczony do ciężkiej pracy. Mam nie tylko wiedzę teoretyczną, ale i praktyczną.

Czy w dzisiejszych czasach wyobraża sobie pan ciągnięcie przez zawodników opon z obciążeniem po lodzie, czy skakanie po stopniach schodów hali lodowej, jak to było za rosyjskich trenerów Unii w latach 90. dwudziestego wieku?
Trening poszedł do przodu na tyle, że pożądany efekt tego, jakie wypracowywano twardymi rosyjskimi metodami, można uzyskać nieco inaczej. Jednak nie można iść „na skróty”, a takie odczucia można mieć we współczesności. Dla sportowca trening nie może być lekki, łatwy i przyjemny. Tymczasem w hokeju coraz częściej słyszy się, żeby trenować krótko, ale intensywnie. Nie tylko ja, ale wielu innych uważa, że to błąd.

Takie metody przyszły do Polski wraz z pojawieniem się szkoleniowców zza oceanu. Zaczęło się od trenera Teda Nolana, który prowadził kadrę narodową. Teraz to jest coraz bardziej powszechna opinia. W Oświęcimiu doszło nawet do absurdu za czasów Kevina Constantine, kiedy zespół pisał kartkówki z taktyki i więcej czasu poświęcał teorii niż praktyce na lodzie. Tacy wizjonerzy mają jednak poparcie działaczy.

Nie chcę się rozwodzić na ten temat. Wydaje mi się, że za oceanem trenerzy mają sztab ludzi odpowiedzialnych za przygotowanie zespołu. W Polsce często są zdani na siebie. Jeśli chodzi o Constantne’ a, to gdyby klub miał projekt kilkuletni, to kartkówki mogłyby być jednym z elementów poznania stylu gry szkoleniowca. Jednak on miał szybko zrobić wynik, więc ten pomysł mógł być chybiony. W przypadku zawodników jest podobnie, dlatego działacze nie myślą o szkoleniu, więc wolą sprowadzić zawodników do gry. Tymczasem moim zadaniem jest utrzymanie zawodnika w postanowieniu ciężkiego treningu, nieustannego doskonalenia. Owszem, to boli, dosłownie i w przenośni. Nie ma innego drogi do sukcesu jak „krew, łzy i płacz”. Mogą przyjść chwile zwątpienia, ale po ich pokonaniu zawodnik wraca mocniejszy. Co włożymy do głowy, to potem zbierzemy na lodzie.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Waldemar Klisiak, były olimpijczyk hokejowy, trenerem mentalnym: Co włożymy do głowy, to potem zbierzemy na lodzie – mówi - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski