Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wałek rzucony w kąt

Andrzej Domagalski
Zajęcia z dziećmi.
Zajęcia z dziećmi. Fot. Andrzej Domagalski
Pasje. Iwona Płoskonka od lat prowadzi warsztaty ceramiczne dla dzieci i młodzieży, wykorzystując przygotowanie plastyczne, ale nie rezygnuje ze swojej innej pasji - malarstwa.

A jeśli malarstwo, to szczególnie na desce. I koniecznie z ukochanymi makami, polnymi kwiatami i aniołami. Iwona Płoskonka mocno wrosła w artystyczny pejzaż Dobczyc.

- Mam w domu pomieszczenie, gdzie realizuję swoją artystyczną pasję. Przedtem w tym miejscu był garaż, mąż to taki człowiek "złota rączka". W dwa dni małżonek zbudował walcownicę do gliny, mogłam wtedy zrezygnować ze stolnicy i uciążliwego wałkowania na niej gliny; ta stolnica dawała się mocno we znaki. Dzięki Darkowi mogłam cisnąć wałkiem w kąt - tłumaczy.

Niedaleko padło jabłko od jabłoni
Plastyczka, urodzona w Gorlicach, już w tamtejszej Szkole Podstawowej nr 5 wygrywała różne konkursy plastyczne, a było to możliwe dzięki nauczycielce Annie Wachowicz, która ją gorąco zachęcała do częstego kontaktu ze sztuką.

- Oprócz zajęć szkolnych, uczęszczałam na zajęcia plastyczne, odbywające się w Dworze Karwacjanów - opowiada.
- Mój tata Andrzej również maluje, podobnie jak wujek Janusz, który także trochę rzeźbi. Trafiłam do renomowanej średniej szkoły plastycznej w Nowym Wiśniczu. Byli tam świetni profesorowie, żeby tylko wspomnieć specjalizującą się w ceramice Krystynę Jarczewską i Ryszarda Golińskiego, który uczył nas rysunku i malarstwa.

Po ukończeniu liceum w Nowym Wiśniczu w 2001 r. w klasie ceramiki artystycznej, pracowała w znanej pracowni ceramiki artystycznej Terra w Krakowie przy ul. Lwowskiej, której właścicielką jest Barbara Pudełko. To było jej pierwsze doświadczenie zawodowe.

Iwona Płoskonka rzeźbi w glinie, najczęściej koty i anioły ("miałam kiedyś kota Freda, ale przejechał go samochód"), maluje także obrazy olejne oraz akwarele. W malarstwie uwielbia obrazy symbolisty Gustawa Klimta ("lubię kolorystykę pełną złota, brązu, nie waham się sięgać w swoich pracach po żółć"). - W ogóle uwielbiam malarstwo, to jest mój sposób na odreagowanie złych emocji, zamknięcie się w swoim świecie - sprawia mi to wiele przyjemności, cieszy mnie także, gdy moje obrazy podobają się - objaśnia.

Wiele jej prac znaleźć można w jej rodzinnych Gorlicach w tamtejszej Cepelii, wiele innych trafia do osób prywatnych, zainteresowanych jej twórczością ceramiczną, jak i malarską.

Zajęcia z najmłodszymi
Urodzona w pięknym zabytkowym mieście nad Ropą, tworzy obecnie w równie pięknym miasteczku nad Rabą. Jak zawsze faworyzując swoje ukochane anioły i koty, nie zapominając jednak o lepieniu w glinie.

Iwona Płoskonka opowiada o swoich zajęciach z najmłodszymi. - Było to w 2010 r. Prowadziłam w Dobczycach warsztaty garncarstwa przy skansenie, oprócz ceramiki dzieci mogły poznać również technikę wykonywania kwiatów z bibuły oraz robienia obrazków, korali przy użyciu naturalnych surowców takich jak makaron czy nasiona. Z gliny lepiliśmy różnego rodzaju małe naczyńka, zwierzęta, kwiaty. Dzieci były zachwycone, zdziwione jak łatwo można uzyskać tak piękne rzeczy przy zastosowaniu gliny. Chętnie zasiadały i nie mogły oderwać się od moich zajęć. Były dzieci m.in. z Myślenic, Stadnik, Lubnia, Lanckorony.

Uchyla drzwiczki i przez szparkę patrzy na prace
Wzięło w nich udział blisko 200 maluchów. Ustawiła się kolejka - każdy chciał spróbować i zrobić coś z tej czarodziejskiej masy. - Od tego czasu regularnie co roku na 3 maja prowadzę warsztaty dla dzieci, w międzyczasie prowadziłam zajęcia w szkołach podstawowych, przedszkolach oraz prywatne w mojej pracowni. Od pierwszych warsztatów do dzisiaj przez moje ręce przeszły już setki, jeśli nie tysiące prac dzieci i setki godzin spędziłam przy prowadzeniu warsztatów. Nadal nic się nie zmieniło nadal robię to z wielką przyjemnością i ogromną pasją - mówi.

Jak twierdzi, w przyszłości chciałaby powiększyć swoją pracownię, gdyż "pomysły w jej głowie aż się gotują" i sama nie wie co lepić pierwsze, gdy siada rano w pracowni. - Musiałam nauczyć się cierpliwości i pokory, bo wszystko jest bardzo czasochłonne, nawet piec jak skończy wypalać musi stygnąć 24 godziny, a to dla mnie cala wieczność, bo ja od razu chcę widzieć efekt mojej parotygodniowej pracy, często więc uchylam drzwiczki, żeby choć przez szparkę zobaczyć swoje prace. - dodaje na pożegnanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski