Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

WaluśKraksaKryzys: Kiedy się wyszaleję, pewnie mocno zwolnię i nabiorę ogłady

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
20 czerwca o godz. 18 WaluśKraksaKryzys wystąpi w krakowskim klubie Forty Kleparz na otwarcie cyklu "Lato na Fortach"
20 czerwca o godz. 18 WaluśKraksaKryzys wystąpi w krakowskim klubie Forty Kleparz na otwarcie cyklu "Lato na Fortach" Show The Show
Pod ekscentrycznym pseudonimem WaluśKraksaKryzys ukrywa się młody wokalista wykonujący alternatywnego rocka z podkrakowskiej Skały. Właśnie trafiła do sprzedaży jego nowa płyta - "Atak". Rozmawialiśmy z nim o jego niespodziewanej karierze.

FLESZ - Od piątku luzowanie obostrzeń

od 16 lat

Pochodzisz ze Skały. Na ile to miejsce ukształtowało cię jako artystę?
Na pewno Skała odcisnęła swe piętno na tym, co robię, bo mieszkam tu od urodzenia. Mniej to było słyszalne na mojej pierwszej płycie, która raczej odbijała się echem krakowskich miejsc, natomiast na „Atak” wpłynęła znacznie. W Skale mamy dużo mniejsze możliwości niż w Krakowie. Wielu młodych ludzi wyjeżdża stąd i podejmuje naukę pod Wawelem czy gdzieś dalej. Niektórzy jednak zostają i nie radzą sobie z nudą i brakiem perspektyw.

Trochę pokazujesz to w trzech teledyskach promujących „Atak”, bo one wszystkie powstały w Skale. To hołd dla twojego miasta?
Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym to zrobić inaczej. Chciałem pokazać Skałę w takim, a nie innym świetle. Klipy dosyć wiernie oddają to, co się tutaj dzieje: porozwalane łby, połamane ręce, porozwodzone małżeństwa. Mamy w Skale dużo takich soczystych historii, które wynikają z tego, że tutaj każdy się z każdym zna. W Krakowie można być bardziej anonimowym. Tutaj każdy wyjazd na wakacje, zmiana dziewczyny czy eksces imprezowy są mocno komentowane.

W Skale mieści się wytwórnia Mystic. To dlatego podpisałeś z nią kontrakt?
Mystic jest największą niezależną wytwórnią w Polsce. Tymczasem za mną nie stało jakieś duże doświadczenie czy sukcesy wydawnicze. Początkowo myślałem więc, że to za poważna firma dla mnie. Odezwał się jednak do mnie Artur Rawicz z Mystica z propozycją współpracy. Co ciekawe: na początku nie wiedział, że jestem ze Skały i znam ludzi z Mystica. To mi dało czystą zawodową relację, nie wspomaganą żadnymi prywatnymi znajomościami. Bardzo sobie to cenię, bo to muzyka jest najważniejsza.

Mystic jest też największym dystrybutorem muzyki metalowej w Polsce. Ten gatunek był twoją pierwszą muzyczną fascynacją?
Od tego się zaczęło. Trafiłem w domu kultury w Skale na nauczyciela, który był mocno zajawiony metalem. Spędzałem z nim dużo czasu, dlatego wkręciłem się w taką muzykę. Słuchałem takich zespołów jak Cynic czy Death. Później w naturalny sposób odkryłem, że w Polsce powstaje dużo ciekawych rzeczy i ten metal zaczął mi trochę ciążyć. Ta formuła się dla mnie wyczerpała.

Pierwszą płytę nagrałeś sam domowym sposobem. Jakie były tego plusy?
Na pewno była to świetna przygoda. Kiedy robisz coś pierwszy raz, sprawia ci to dużą frajdę. Każdemu polecam takie zmierzenie się z ograniczeniami – budżetowymi czy własnych umiejętności. Wtedy kreatywność mocno się podkręca i może dać fajny efekt. Przy pracy nad „Atakiem” nie siedziałem już non stop po 2-3 dni z gitarą, bo nie było to całe moje życie. Działo się już dużo rzeczy pozamuzycznych i trzeba było im stawiać czoła.

W zeszłym roku zaliczyłeś sporo sukcesów: Jarocin, FAMA, Spring Break czy Męskie Granie. Jak ci się spodobało to wyjście z podziemia?
To wszystko było fajne, ale przez COVID większość tych imprez odbywała się w reżimie sanitarnym czy online. Dlatego z utęsknieniem czekam na prawdziwe koncerty, bo wtedy dopiero się okaże ile jestem warty. Niemniej jednak pokazanie się w tych miejscach było ważne: poznałem wielu fajnych ludzi i sporo się nauczyłem. Tak rodzą się wspomnienia, które zostają na całe życie. Dlatego lubię pojawiać się w nowych miejscach i robić nowe rzeczy.

Najważniejszą z tych nowych znajomości była na pewno ta z Błażejem Królem, bo wystąpiliście potem razem i nagraliście wspólną piosenkę. Skąd między wami to dobre porozumienie?
Zaczęło się od tego, że Błażej skontaktował się ze mną i zaproponował support przed jednym ze swoich koncertów. Kiedy się spotkaliśmy, okazało się, że mamy podobne poczucie humoru i sposób postrzegania świata. Stąd naturalnie wyszedł wspólny numer i wspólne występy, w tym na Męskim Graniu. Może z tej znajomości jeszcze zrodzi się coś fajnego.

Twoja nowa płyta „Atak” powstała w mniej siermiężnych warunkach niż debiut. Jak ci się pracowało w prawdziwym studiu?
Miałem duże szczęście spotkać właściwych ludzi. Płytę wyprodukował Michał Kupicz, który jest fantastycznym człowiekiem. Dużo wniósł dobrego do mojego życia. Jest też zajawkowiczem jak ja, więc nie różnił się bardzo swym podejściem do nagrań od tego, co ja sam robiłem w domu. Na pewno miał jednak lepszy sprzęt, nagraliśmy „żywe” bębny, mieliśmy kilka wzmacniaczy do wyboru. To zaprocentowało w tym, jak ten album brzmi.

Recenzenci piszący o „Ataku”, przywołują róże wpływy: od post-punku, przez shoegaze, po indie rocka. To świadome czy podświadome wpływy?
Zdecydowanie podświadome. Jeśli chodzi o znajomość muzyki, to nie jestem prymusem. Na imprezie leci mniej znany kawałek Davida Bowiego, a ja potrafię wypalić: „Co to jest?”. Czy to powód do wstydu? Nie wiem. Na razie mam w głowie tyle własnych pomysłów na muzykę, że to mi wystarcza. Używam mocnych środków do wyrażania mocnych emocji. To naturalnie ze mnie wychodzi. Kiedy się wyszaleję, pewnie mocno zwolnię i nabiorę ogłady. Wtedy być może będę robił inne utwory.

W jednym z wywiadów powiedziałeś: „Przekładam wydarzenia z życia na teksty jeden do jednego”. Nie boisz się takiego ekshibicjonizmu?
Z czasem doszło do mnie, że jest się czego bać. Tworząc piosenki na „Atak” nie kalkulowałem jednak tego. Ten materiał powstał zanim podpisałem kontrakt z Mystikiem, byłem więc wtedy w głębokim offie. Teraz moja muzyka dociera do coraz szerszej publiczności i wywołuje różne reakcje. Dostaję od ludzi dużo mocnych wiadomości, słuchacze wyznają mi trudne historie ze swego życia. A czy ja jestem odpowiednią osobą do tego rodzaju psychoanalizy? To na pewno duża odpowiedzialność. Ktoś słucha moich tekstów i bierze je sobie do serca. Jestem tego coraz bardziej świadom.

W twoich tekstach jest dużo alkoholu, krwi, bólu. Lubisz się karmić takimi mocnymi doświadczeniami?
Jakiś czas temu byłem mocno zabawowy. W moim życiu było sporo używek. Wydawało mi się, że to jest normalne, bo młodość się musi wyszumieć. Tym bardziej, że w Skale nie było nic innego do roboty. Z czasem potrzebowałem tego więcej i więcej. W końcu zrobiło się tego za dużo i musiałem przystopować.

Jak będziesz prezentował materiał z „Ataku” na żywo?
Mam stały zespół. Tworzą go muzycy zespołu Dziewczęta: Kuba Tokarz, Łukasz Kastelik i Rysiek Czarnecki. Do tego Bartek Jędrecki na basie. Próby mamy w Krakowie od początku pandemii. Jesteśmy więc gotowi na wszystko.

Na koniec powiedz skąd się wziął twój pseudonim?
Potrzebowałem go, żeby się odciąć od rzeczy, które mnie nie budują, a deprymują. Kraksa to odniesienie do kolarzy. Podczas wyścigów czasem bywa, że któryś z nich wyrywa się przed peleton, ale na dwieście metrów przed metą wykopyrtnie się. W życiu też tak bywa: jesteś blisko celu, podwinie ci się noga i jesteś w czterech literach. A kryzys do odniesienie do momentu, w którym moja muzyka powstała oraz do jednego z najważniejszych dla mnie zespołów – Brygady Kryzys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: WaluśKraksaKryzys: Kiedy się wyszaleję, pewnie mocno zwolnię i nabiorę ogłady - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski