Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wasalcie się

Redakcja
Maciej Radwan Rybiński: Felieton z telewizją

   Nie mogę wyjść ze zdumienia z powodu rangi, jaką w polskim życiu publicznym uzyskał problem prezesury w telewizji. To, że ta telewizja, jak i życie wrzące prezesurą są publiczne niczego nie tłumaczy. Mieszkałem w paru krajach europejskich, w których funkcjonuje telewizja publiczna i nie wiedziałem nawet, kto personalnie tą telewizją zarządza. Większość współobywateli nie wiedziała i nie miała poczucia niedosytu informacji, bo wiedza na temat, kto w telewizji decyduje o jakichś administracyjnych szczegółach działania tej instytucji, nikomu do niczego nie jest potrzebna.
   U nas inaczej. U nas od wielu miesięcy kwestie pozostania prezesa Roberta Kwiatkowskiego na stanowisku, jego następstwa, konkursu, zasad konkursu, sposobów rozstrzygnięć, koalicji politycznych w radzie nadzorczej, która powinna się zajmować wyłącznie zdrowiem finansowym TVP, urosły do rangi najważniejszych spraw w państwie. Wszyscy o tym mówią, chętniej nawet i z większym zainteresowaniem niż o zdrowiu premiera Millera, prasa pisze, radio gada, ludzie typują swoich faworytów na nowego Kwiatkowskiego i obstawiają jak konie na wyścigach, a z drugiej strony - w Warszawie słychać, że sprawa została rozstrzygnięta za kulisami już w październiku i cały ten konkurs to pic na wodę i mydlenie oczu.
   Obojętnie, czy wyznaczono pana Pacławskiego na prezesa już w październiku, czy wybiorą go dopiero teraz. Sytuacja jest niezdrowa. Telewizja jest chora. A i my wszyscy chyba trochę szwankujemy na głowę. Przecież przenosząc rzecz całą na inne medium - na prasę, Polska powinna wciąż jeszcze ekscytować się tym, kto jest naczelnym redaktorem "Trybuny", a kto stoi w kolejce, żeby go wygryźć. Kiedy wyrzucano z "Trybuny" redaktora Rolickiego, mało kto się tym w ogóle zajmował, nie mówiąc o ekscytacji. Nie wiem, czy zebrałbym z pół tuzina politycznie wyrobionych znajomych, których obeszła nominacja do "Trybuny" Marka Barańskiego. "Trybuna" robi na papierze mniej więcej to samo, co telewizja publiczna na ekranie, to znaczy uprawia propagandę, co sprawia, że nakład i liczba czytelników spada. Ludzie czytają inne tytuły: "Rzeczpospolitą", "Gazetę Wyborczą", a kto inteligentniejszy to "Dziennik Polski". I dobrze. Co kogo obchodzi "Trybuna" i Barański.
   Jak się siada z pilotem do telewizora, to się ma jeszcze większy wybór niż w kiosku. Ja mam w moim odbiorniku nawet al Jazeerę, nawet Thai TV. Samych hiszpańskich programów jest z 15, ale polska oferta wcale nie gorsza. Można sobie dowolnie przeskakiwać, prztykać, trochę popatrzeć tutaj, trochę gdzie indziej, co podobno jest męską chorobą. Obejrzeć programy informacyjne w TVN, Polsacie, TV4, poprawić w zależności od znajomości języka jakąś telewizją obcą z rosyjską włącznie, a jak mało, to cały dzień gapić się na TVN24. I lekce sobie ważyć telewizję publiczną. Ale nie. Wszyscy przeżywają publiczną. Irytują się, że znów coś naplątała. Przeżywają zmiany na stanowiskach kierowniczych. Właściwie, dlaczego? Czy dlatego, że jest płatna i każdy chciałby za własne pieniądze mieć coś stosownego, a jeszcze do tego, żeby z jego forsy pensje prezesa brał ktoś przyzwoity?
   Bardzo być może. Choć ja mam takie wrażenie, że telewizja publiczna jest przykładem najmniej udanej transformacji ustrojowej w Polsce. To znaczy nieudanym fragmentem tej transformacji. Telewizja jest z nazwy publiczna, a z praktyki i odbioru społecznego jest państwowa. To nie ona mówi do nas z ekranu i pokazuje różne fidrygałki - to państwo. Rząd kręci w dzienniku, prezydent manipuluje publicystycznie. Przyjęło się sądzić, że to rządzący i to ze wszystkich opcji wierzą postkomunistycznie, że prawdą jest to, co się pokazało w telewizji, a nie to, co istnieje realnie. I że obywatele skłonni są bardziej wierzyć w prawdziwość przekazu telewizyjnego niż we własne doświadczenia. To jest złudzenie. Tak nie było nigdy, nawet za prezesa Szczepańskiego. Gdyby było inaczej, mielibyśmy do dziś komunizm i wierzylibyśmy, że opowiadane nam z ekranu dyrdymały o wzroście dobrobytu są prawdą.
   Moc sprawcza telewizji publicznej jest tak naprawdę niewielka. Owszem, zawsze znajdzie się jakiś idiota, który - kiedy mu pokażą film o wampirach, kupi sobie wianek czosnku i zaostrzy kołek z płotu. Ktoś taki uwierzy też w to, że Marek Pol zabuduje Polskę autostradami, a rząd Millera naprawi wszystko, co zepsuł, ze służbą zdrowia włącznie. Na takie wybryki natury żadnej rady nie ma. Ale przeciętny widz jest co najwyżej masochistą - patrzy sobie w ekran, żeby samemu sobie dokopać świadomością, jak to go okłamują, jak nim próbują manipulować.
   Najgorsze z obywatelskiego punktu widzenia jest to, że mając telewizję publiczną za państwową, Polak statystyczny uważa, że to państwo go robi w konia i wciska mu ciemnotę. A tym samym upoważnia do odwetu. Mówi się, że z okresu zaborów i okupacji wynieśliśmy brak szacunku do państwa i jego instytucji i uważamy oszukiwanie organów państwowych za moralne i usprawiedliwione. Otóż moim zdaniem to nie zaborcy i okupanci są winni, tylko telewizja publiczna, która się po 1989 roku nie zreformowała, nie uległa transformacji, nie stała się publiczna. Została wyspą propagandy. Jak kto już koniecznie chce, niech będzie, że w bagnie komercji. Chociaż komercję, to znaczy robienie rzeczy, w tym programów, które ktoś chce kupić z innych niż masochistyczne pobudek, uważam za rzecz godną najwyższego szacunku.
   Wracając do wymiany prezesa TVP, to znaczy wydarzenia, które rangą wydaje się przerastać dawne elekcje królewskie. Mówiono mi, że w łonie rady nadzorczej tak starano się uzgodnić zwycięzcę konkursu, żeby nie zburzył całej struktury personalnej telewizji. TVP to jest struktura feudalna, ze wszystkimi cechami charakterystycznymi. Jest suweren, są lennicy, jest inwestytura feudalna. Wasal mojego wasala jest moim wasalem. Klarowna drabina społeczna, trzymająca się na posłuszeństwie. Istniała obawa, że nowy, nieodpowiedzialny prezes może tę hierarchię wasalną naruszyć i wszystko runie. Ludzie się pogubią, nie będą wiedzieli, czego, a właściwie kogo się trzymać i zapanuje chaos pierwotny.
   Nie ma obawy. Wszystko zostanie po staremu. Tylko prezes będzie nowy. Telewizja publiczna będzie tradycyjnie hołdownicza. Będzie nadal zwalczać Kaczyńskich, a promować Leppera. Widocznie to leży w interesie publicznym. Nikomu też, kto dobrze pojął zasady feudalnej hierarchii, włos raczej z głowy nie spadnie. Dlatego i koleżanki, i koledzy z TVP nie trapcie się utratą dobrego pana Kwiatkowskiego. Nowy nie będzie gorszy. Wasalcie się.
   Zapraszamy na spotkanie z Maciejem Rybińskim, wieloletnim naszym felietonistą, autorem książki "Jestem, więc piszę". Spotkanie odbędzie się dzisiaj o godz. 17 w siedzibie redakcji "Dziennika Polskiego" w Krakowie, ul. Wielopole 1.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski