Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż grają w kratkę

Jerzy Zaborski
Bezradność, czyli obrazek oddający klimat wyprawy Unii do Tychów
Bezradność, czyli obrazek oddający klimat wyprawy Unii do Tychów fot. Jerzy Zaborski
Hokej. Unia Oświęcim pokonała mistrza z Sanoka, po czym przegrała bez walki z Tychami.

Unia Oświęcim przegrała w Tychach z liderującym GKS 2:5, ale utrzymała szóstą pozycję, ostatnią gwarantującą w drugiej fazie sezonu występy w grupie mocnych. Ma trzy punkty przewagi nad Orlikiem Opole, który przegrał u siebie z Jastrzębiem (1:3). Do podziału w ekstraklasie dojdzie za cztery kolejki.

Porażka w Tychach mogła być przez oświęcimian wkalkulowana. Wszak GKS to nie tylko lider i wicemistrz, ale główny kandydat do mistrzostwa, zdobywca Pucharu Polski. Unia w tym sezonie z nim jeszcze nie wygrała. Jednak trener oświęcimian Josef Dobosz po cichu liczył na jakąś zdobycz, choćby punkt.

Jego zespół był przecież na fali, po pokonaniu dwa dni wcześniej u siebie mistrza Polski z Sanoka (4:3). Poza tym tyszanie byli w dołku, mając na koncie trzy porażki i mocno osłabiony skład. Wreszcie mieli w nogach o dwa mecze więcej od Unii, w związku z występem w turnieju finałowym o Puchar Polski.

Wszelkie spekulacje i nadzieje rozwiali sami oświęcimianie, którzy do perfekcji opanowali przegrywanie spotkań na własne życzenie. Jak już przegrać, to „z przytupem”. Tak też było nie tak dawno w Janowie, z Naprzodem, a więc konkurentem do zajęcia miejsca w pierwszej szóstce.

– _Nie można myśleć o wygraniu meczu w Tychach, skoro dobrze graliśmy tylko przez jedną tercję _– powiedział środkowy trzeciego ataku Unii Filip Komorski.

W podobnym tonie oświęcimscy hokeiści wypowiadają się po każdej wpadce. To, że grają dobrze krótkimi fragmentami, widać z trybun gołym okiem, więc kibicom nie trzeba o tym przypominać. Należałoby się zastanowić raczej nad tym, gdzie tkwi przyczyna tak dużych wahań formy, w ciągu zaledwie dwóch dni. Najpierw potrafili wygrać we własnej hali z Sanokiem, odwracając wynik spotkania, a w Tychach, w meczu lokalnych rywali, nazywanym także „świętą wojną”, grali beznadziejnie.

Wiem, że skład mam oparty na młodych graczach, ale nawet w juniorach obowiązują pewne zasad_y – podkreśla Josef Dobosz. – _Nie może być tak, że chłopcy jeżdżą na lodzie tam, gdzie chcą. Trzeba umieć wykonać założenia i być skoncentrowanym przez cały mecz. W Tychach przekonaliśmy się, że nawet chwilowe rozkojarzenie bywa kosztowne, bo straciliśmy dwa gole w ciągu 21 sekund – dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski