Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Węgiel z dostawą do piwnicy

ET
Węgiel przywożą pod sam dom, a jeśli klient sobie zażyczy, nawet wrzucą go do piwnicy. Towar sprzedają o 100-150 zł taniej niż licencjonowani dealerzy. Do mniejszych miejscowości w Małopolsce codziennie zajeżdżają ciężarówki ze śląskimi numerami rejestracyjnymi, wyładowane węglem.

   Handel obwoźny węglem kwietnie od kilku lat, pomimo sprzeciwów ze strony organizacji zrzeszających licencjonowane składy opałowe, które problemem starają się zainteresować kopalnie, aby ten proceder ukrócić. Sprzedawcy nie wystawiają ani faktur, ani rachunków, za to proponują klientom ceny, po jakich kopalnie sprzedają towar dealerom.
   Samochody zajeżdżają przede wszystkim do mniejszych miejscowości, oddalonych od składów węglowych, chociaż zdarza się, że zatrzymują się tuż u ich bram, żeby "podebrać" klientów. Kiedy ciężarówka dojedzie na miejsce, z szoferki wysiada dwóch naganiaczy, którzy - idąc od domu do domu - szukają chętnych na tani opał. Bo ceny przez nich oferowane są znacznie niższe niż u licencjonowanych przez kopalnie sprzedawców. Średnio o 100-150 zł za tonę.
   Handlarze nie wożą ze sobą wagi. Samochód podzielony jest na kilka części, a każda z nich mieści odważoną wcześniej ilość węgla - po 2 tony. - Węgiel odmierzany jest "na oko". Jeśli ktoś żąda od sprzedawcy, by podjechał na najbliższego składu, gdzie jest waga i tam zważył dokładnie surowiec, ten natychmiast wycofuje się z transakcji - mówi Janusz Cham, właściciel składu opału w Kazimierzy Wielkiej.
   Nie wiadomo, skąd pochodzi węgiel. Sami sprzedawcy najczęściej powołują się na kopalnię w Mysłowicach, ale zdaniem właścicieli składów jest rzeczą niemożliwą, by surowiec tak kiepskiej jakości rzeczywiście tam został kupiony.
   - Sami odbieramy węgiel z tej kopalni, ale płacimy po 350 zł za tonę. Do tego trzeba jeszcze doliczyć koszty transportu. Tymczasem handlarze oferują klientom z dowozem cenę o 50 zł niższą - powiedziano nam w jednym ze składów w gminie Igołomia.
   W jaki sposób handlarze wychodzą na swoje? - Oni nie ponoszą żadnych kosztów. Sprzedają węgiel wybierany z hałd przy kopalniach, z biedaszybów albo po prostu pochodzący z kradzieży - mówi Włodzimierz Hereźniak, wiceprezes Centrali Zbytu Węgla "Węglozbyt".
   Problem w tym, że handlarzom niczego nie można udowodnić. Ci, którzy nie mają żadnych dokumentów przewozowych, pytani o nie, po prostu odjeżdżają bez słowa. Inni legitymują się oryginalnymi fakturami wystawionymi przez kopalnie, poświadczającymi fakt nabycia węgla.
   - Jeden z handlarzy - po naszym terenie stale jeżdżą trzy ciężarówki - pokazuje klientom fakturę z kopalni Mysłowice, ale sprzed dwóch miesięcy - mówi Maciej Wojtas, właściciel składu w Limanowej. - Państwowa Inspekcja Handlowa, do której zwróciłem się o skontrolowanie tych samochodów, poinformowała mnie, żeby w takich sprawach zwracać się do policji. Raz zadzwoniłem, gdy handlarze zaparkowali tuż przed bramą mojego składu i zatrzymywali klientów. Więcej się już nie pojawili.(ET)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski