Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejście szpitala na giełdę to bardzo dziwny pomysł

Rozmawia Małgorzata Nitek
Fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa Kroniki. – Wprowadzenie spółki na parkiet to długa, kosztowna i ryzykowna droga – mówi Krzysztof Kiciński, były dyrektor Szpitala im. Ludwika Rydygiera.

– Czy giełda to dobre miejsce dla szpitali?
– I tak, i nie. Wszystko zależy od tego, czy jego źródło finansowania jest stabilne. Jeśli mamy do czynienia ze spółką posiadającą rozbudowaną sieć placówek medycznych, wysoki kontrakt z NFZ, dużą rentowność działalności opartej na komercyjnych usługach medycznych, giełda może być atrakcyjnym i w miarę bezpiecznym miejscem pozyskania kapitału.

Jeśli jednak źródło finansowania jest tylko jedno i to publiczne, ryzyko utraty stabilności rośnie. Nie ma bowiem żadnej pewności, że za rok, dwa NFZ nie ograniczy kontraktu.

– A wtedy akcjonariusze się zdenerwują.
– I wartość giełdowych akcji szpitala zacznie gwałtownie spadać. Dlatego właśnie wejście na giełdę Szpitala im. L. Rydygiera, którego ponad 90 proc. przychodów stanowi właśnie kontrakt z NFZ, jest obarczone dużym ryzykiem. Wprawdzie nie zdarza się często, by NFZ obniżał drastycznie kontrakty, raczej ostatnio jest tendencja, by je zwiększać, ale kilka lat temu w czasie kryzysu były przecież cięcia. I nie ma żadnej gwarancji, że za jakiś czas nie dojdzie do załamania finansów publicznych.

– Jak długo trwa przygotowanie firmy do wejścia na giełdę?
– Niezbędne minimum to trzy kwartały. Zaczyna się od przekształcenia danej firmy w spółkę akcyjną. Potem w przetargu wybierane jest biuro maklerskie, które zajmie się przygotowaniem pakietu emisyjnego. Już na tym etapie właściciel praktycznie traci kontrolę nad procesem prywatyzacji. Jego rola ogranicza się właściwie do dostarczania dokumentów i składania oświadczeń o ich prawdziwości.

– Ale to on ustala wartość akcji.
– Tak, tyle że może ona zostać zakwestionowana przez zewnętrzną firmę audytorską, która tuż przed wejściem spółki na giełdę weryfikuje dane w dokumentacji. Jeśli okaże się, że wartość akcji ustalona przez właściciela nie odpowiada realiom, cała operacja staje się niewiarygodna i spółka traci na wartości już przy debiucie giełdowym.

– Jakie korzyści, prócz wejścia na giełdę, daje przekształcenie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, jaką teraz jest Szpital im. Rydygiera, w spółkę akcyjną?
– Praktycznie żadnych. Można nawet powiedzieć, że zamiast korzyści są straty. Działalność spółki akcyjnej jest bowiem bardziej kosztowna. Na przykład większość dokumentów musi być potwierdzona notarialnie, a to jednak trochę kosztuje. Spółka z o.o. nie ma ograniczeń w pozyskiwaniu inwestorów zewnętrznych, tyle że nie sprzedaje akcji, tylko udziały. W umowie sprzedaży może zawrzeć zapisy, które ochronią ją np. przed nagłym wycofaniem się inwestora.

Różnica dotyczy ujawniania inwestorów. W spółce z o.o. w Krajowym Rejestrze Sądowym muszą być wpisani wszyscy, którzy mają ponad 10 proc. udziałów. W przypadku spółki akcyjnej w KRS ujawniany jest tylko główny akcjonariusz. Może to wzbudzać jakieś emocje ze względu na ograniczony dostęp do informacji publicznej, zwłaszcza że chodzi o placówkę medyczną, której majątek szacowany jest przynajmniej na kilkaset milionów złotych.

– Dziwi Pana, że dyrektor Szpitala im. L. Rydygiera i wicemarszałek województwa małopolskiego odpowiedzialny za sprawy służby zdrowia wpadli na pomysł wprowadzenia tej lecznicy na parkiet?
– Dziwi. Nawet bardzo. Rozumiem, że szpital chce się rozwijać, a na to potrzebne są pieniądze. Samorząd wojewódzki, który jest właścicielem szpitala, też ma ograniczone możliwości finansowe, by regularnie dawać pieniądze na podniesienie standardu usług medycznych w Szpitalu im. L. Rydygiera. Są jednak szybsze, tańsze i mniej ryzykowne sposoby na pozyskanie kapitału zewnętrznego.

– Na przykład sprzedaż udziałów jakiemuś funduszowi?
– Na przykład. Wystarczy wejść na strony internetowe samorządów w północnej Polsce, gdzie wiele placówek medycznych, podobnie jak Szpital im. Rydygiera, zostało przekształconych w spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Znajdziemy tam mnóstwo zaproszeń do rokowań. Zainteresowane firmy i fundusze inwestycyjne, polskie i międzynarodowe, składają oferty wykupu udziałów, a właściciel szpitala przy otwartej kurtynie wybiera tę najkorzystniejszą.

– Na rynku pojawiło się teraz wielu inwestorów zainteresowanych lokatą kapitału w branżę medyczną. Z czego to wynika?
– Po pierwsze, parę udanych transakcji, jak choćby sprzedaż LUX MED-u skierowały uwagę inwestorów na tę właśnie branżę. Po drugie, w związku z przekształceniami OFE wielu inwestorów wycofało stamtąd swoje aktywa i teraz zastanawiają się, gdzie ulokować kapitał. Pewne jest jedno, że rynek kipi od pieniędzy i dziwię się, że małopolskie placówki medyczne, które potrzebują zastrzyku gotówki, nie korzystają z tej możliwości.

Krzysztof Kiciński

a Prowadzi Ośrodek Leczenia i Doradztwa w Medycynie.

a Był pełnomocnikiem wojewody krakowskiego ds. restrukturyzacji systemu ochrony zdrowia, wicedyrektorem Kasy Chorych, dyrektorem Szpitala im. L. Rydy-giera w Krakowie, dyrektorem Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu, pracował w spółce Szpitale Polskie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski